Impreza rodziny Deserthare
trwała w najlepsze. Indianie rozmawiali, tańczyli i opowiadali sobie wzajemnie
różne historie. Jua też się w to włączyła. Opowiadała wszystkie swoje przygody,
jakie przeżyła przed wiekami. Tymczasem bliźniaki i ja siedzieliśmy gdzieś w
cieniu. Obserwując wszystko z pewnej odległości. Moi towarzysze mieli wtedy
mniej entuzjazmu niż w czasie podróży. Ich zapał przepadł gdzieś w tym upale.
Późnym popołudniem wszyscy zebrali
się przy rozpalonym, ogromnym ogniskiem. Wyglądało to na jakąś specjalną,
rodzinną tradycją. Wraz z Juą trzymaliśmy się trochę na uboczu. W pewnym
momencie kobieta w czarnych, prostych włosach (zresztą jak większość członków
tej rodziny) podeszła bliżej ognia i odwróciła się w stronę tłumu.
- Chciałabym coś ogłosić! –
odezwała się melodyjnym głosem. – Ja i Lucjan zamierzamy się pobrać!
- Wspaniale mamo. –
pogratulowała jej Lili. Nie wiedziałem wcześniej, że tamta kobieta to ich
matka.
- Gratulujemy, ale pora przejść
do najważniejszej części. –przerwała jej szorstko najstarsza z rodu. – Pora
wybrać śmiałka, który podda się próbie Zająca!
Po tych
słowach płomienie zaczęły szaleć. Z paleniska wyleciały dwa skrawki papieru,
lecz nikt ich tam nie wkładał. Powiedzieli mi, że to rodzaj jakiegoś zaklęcia.
Wszyscy byli zdziwieni tym, że były dwa skrawki papieru, ponieważ zawsze i niezmiennie
od wieków był tylko jeden wybraniec i na tej kartce zapisane jego było imię.
Wiatr delikatnie prowadził je w stronę głowy rodziny. Staruszka chwyciła kawałki
w rękę i przeczytała imiona wybranych w tym roku: „Lili” i „Bazyl”. Moi przyjaciele
zostali wybrani, po raz pierwszy dwie osoby. przypadek, że to bliźnięta? A może
nie?
- Kto mógłby zdać próbę
zająca jak nie nasz z... - próbowałem powiedzieć zajączek, ale Lili przerwała
mi zakrywając usta.
- nie chcę żeby wiedzieli, kim jestem. -szepnęła groźnie. - Tak
samo Bazyl nie ma ochoty mówić im o swojej klątwie.
Lili
mówiła tak poważnie, że nie miałem odwagi się jej sprzeciwić. Widocznie mieli
swoje powody. Bliźniaki stanęły tuż przed bramą cmentarza. Popatrzyli na siebie
i weszli do środka. Gdy to zrobili cały cmentarz momentalnie został otoczony
przez jakąś zielonkawą, magiczną kopułę. Nikt nie mógł wejść do środka.
Czekając na przyjaciół zauważyłem, że rodzice tej dwójki są strasznie nerwowi.
- Dlaczego państwo tak się
denerwują? – zapytała w pewnym momencie Jua.
- Dopiero od niedawna byliśmy
rodziną w komplecie… - mówiła ze łzami w oczach. – a teraz… teraz to może się
skończyć.
- Co pani mówi? – zapytałem
ożywiony.
-No tak, wy nie wiecie. –
powiedziała ocierając łzy. – Próba odbywa się raz do roku. Za każdym razem
podchodzi do niej inny członek naszej rodziny. Co roku zadanie kończy się
porażką, znajdujemy tylko ciało śmiałka. Teraz ich kolej… - wybuchła
straszliwym płaczem.
- Ale… to… koniec? - wymamrotała
Jua. – Naprawdę tak ma się to skończyć? Najpierw Mikołaj… a teraz oni.
- Nie mogę na to pozwolić! ON nie wybaczyłby mi tego! – oświadczyłem
kierując się w stronę bariery.
- Nie! Vincent! Nie możesz jej
złamać! – powstrzymywała mnie elfka. – Coś może im się stać.
Moja
dziewczyna wytłumaczyła mi, czym jest ta bariera. Jest to powłoka oddzielająca
od czasu. Wszystko, co się za nią znajduje ma tam zupełnie inne poczucie czasu.
Jeśli bym zakłócił jej działanie Lili i Bazyl mogliby bardzo ucierpieć. Wiązało
się to z różnicą czasu, jego biegu w przestrzeni. Po chwili mnie olśniło. Czas!
Jasne! Mogę tam wejść bez problemu, jeśli zatrzymam czas! Tak właśnie zrobiłem.
Naciskając kamień na bransolecie „uruchomiłem” moc należącą niegdyś do
Mikołaja. Na wszelki wypadek wziąłem ze sobą elfkę a ta zaciągnęła za sobą
rodziców bliźniąt. Niezbyt mi się to podobało, ale cóż… stało się. Weszliśmy na
cmentarzysko i nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom. Wszędzie włóczyły się żywe
trupy, prawdopodobnie poprzedni śmiałkowie. Atakowali oni Bazylego i Lili. Bez
chwili zawahania korzystając ze zdolności kuzyna uwięziłem wszystkie zombie w
bryłach lodu. Lili obejrzała się wtedy szybko, jakby zupełnie zapomniała, ze
posiadam teraz JEGO moce. Jej wzrok jeszcze mnie w tym przekonywał. Patrzyła na
mnie tym samym wzrokiem… tym samym, jakim patrzyła kiedyś na NIEGO. Nagle znikąd pojawił się jakiś duch.
- To znowu ty! – powiedziała
zdenerwowana dziewczyna. – Co teraz chcesz na nas nasłać?!
- Nic. Oni po prostu pozbywają
się tych, którzy nie są godni mojego dziedzictwa. – odpowiedział z powagą.
Przez
chwilę patrzyliśmy na niego w milczeniu. Był to duch starego Indianina. Mimo
tego, ze jest duchem i to duchem jakiegoś starca, wyglądał jakby właśnie był w
szczytowej formie. Miał mięśnie, których pozazdrościć mógłby mu nawet mój dziadek.
Poza tym miał długie siwe włosy i brodę tego samego koloru. Chwilę milczenia
przerwała Jua, która krzyknęła ucieszona:
- Hariś! To naprawdę ty? Ile to
już lat minęło?
- Jua? Więc wciąż jesteś wśród
żywych. Miło mi cię znów widzieć po tych czterystu latach… - odpowiedział z
uśmiechem.
- To wy się znacie? – zapytał
Bazyl.
- Przecież już wam o nim
mówiłam. To pierwszy zajączek wielkanocny. – mówiła jakby to było takie
oczywiste. – Harś, o co chodzi z tym dziedzictwem?
- Szukam wśród swoich potomków
osoby, która jest jak słońce i deszcz, jak ja. – powiedział i zwrócił się do
bliźniąt. – Musicie mi to udowodnić.
- Tak zrobimy! – odrzekli
równocześnie.
Lili
skupiła się mocno i wywołała największą ulewę, jaką w życiu widziałem. Byliśmy
cali mokrzy w ułamku sekundy.
- Taki deszcz wystarczy? –
powiedziała dumnie.
- Jesteś niezwykła. Szalona jak
burza i orzeźwiająca jak letni deszczyk. Dobra teraz czekam na słońce. –
ucieszył się starzec.
- Czymże jest słońce? –
powiedział Bazyl. – To tylko kula ognia emitująca wiele światła.
Po chwili
skupienia wytworzył w swoich dłoniach coś co przypominało małą gwiazdę.
- Takie wystarczy?
- No wiesz… słońce jest większe…
- mruknął duch.
- Jak chcesz… - odpowiedział
przyjmując wyzwanie i wyrzucając kulę w górę.
Po chwili
chłopak zmienił się w smoka i korzystając z tego, że był większy, zmienił
rozmiar swojego „słońca”. Po chwili Bazyl zorientował się, że wszystkiemu
przyglądali się jego rodzice.
- Co… co to było? – wykrztusiła
z siebie pani Deserthare.
- Ee… to… - chłopak nie wiedział co im
odpowiedzieć.
- To klątwa. – wytłumaczyła jego
siostra. – Przez nią Bazyl stał się w połowie smokiem.
- Jak prawdziwe słońce. –
przerwał im „Zając”. – Dzieli się swoim ciepłem, ale jest też ogromnie
niebezpieczny. Zdecydowałem. Jesteście godni. Od teraz niech zajączek będzie
wybierany spośród waszych potomków.
- wiedziałam, że im się uda. –
Zadeklarowała Jua z entuzjazmem. – W końcu to oni byli brani pod uwagę przy
ostatnim wyborze zająca. Jedno z nich wygrało.
- Naprawdę? To tłumaczy obecność
świętego Mikołaja. – zaśmiał się duch.
- To nie jest święty Mikołaj… - mruknęła
Lili ze łzami w oczach. – On go tylko zastępuje.
- Wyczuwam wielki ból w twym sercu,
lecz tego, którego szukasz, nie ma wśród zmarłych… - powiedział jakby próbując ją
pocieszyć. – Mój mały zajączku, nie przestawaj w niego wierzyć.
- Mówisz, że wciąż żyje? Jeśli tak
przeszukam cały świat by go znaleźć! – oświadczyła pokazując wszystkim swe królicze
uczy i puchaty ogonek.
-Coś mi mówi, że to nie ten czas…
Żegnajcie moi mili!- powiedział znikając.
W tej samej
chwili bariera zniknęła. Czas również zaczął płynąć.
Wszyscy byli
wprost oszołomieni tym, że Lili jest zajączkiem i przeszli próbę. Rodzeństwo musiało
im wszystko wyjaśnić. Zajęło im to kilka
godzin i musieliśmy zbierać się już do domu. Drogę powrotną odbyliśmy wraz z ojcem
bliźniąt jego prywatnym odrzutowcem. Wszyscy byliśmy wykończeni i chcieliśmy trochę
odpocząć.
- Mam do ciebie prośbę. – powiedziała
do mnie Lili, kiedy byliśmy w samolocie. – Nie używaj TYCH mocy w mojej obecności.
- Jasne…- przystałem na jej prośbę.
- Słyszeliście go, prawda? – zwróciła
się do nas wszystkich. – Jeszcze jest nadzieja…
Odpowiedzieliśmy
jej uśmiechem. Chcielibyśmy, żeby to, co powiedział duch było prawdą, lecz to zbyt
niemożliwe nawet dla nas. Lili jednak wciąż żyła tą nadzieją i uśmiechała się od
ucha do ucha. Wtedy oślepiało mnie odrobinę zachodzące słońce, ale wyraźnie widziałem
spływające z jej uśmiechniętej twarzy łzy.
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz