niedziela, 26 czerwca 2016

Ogłoszenia

#1

W związku z brakiem jakiegokolwiek zgłoszenia do konkursu, przedłużamy termin nadsyłania prac do 1 lipca.

#2

Zapraszam do zadawania pytań bohaterom. Smutno mi z powodu zerowej aktywności.

#3

Przewiduję że będzie jeszcze około pięciu rozdziałów do końca. Później nastąpi przerwa przed częścią trzecią.

wtorek, 21 czerwca 2016

Część II Rozdział 23 "Dni, które niedługo poznamy..."

 Od tamtego dnia minęło już ponad 8 miesięcy. Dopiero teraz w końcu się pozbierałam. Musiałam zapisać się na terapię, żeby jakoś przetrawić wszystko, co mnie spotkało. Nie tylko ja miałam problem ze zrozumieniem tego wszystkiego. Przez kilka ostatnich miesięcy wszyscy byliśmy wstrząśnięci. W szkole zrobiło się strasznie smutno i pusto bez ciągłych odwiedzin KSDR.
Jedyną osobą z paczki Patryka, która jeszcze do nas zaglądała, była Kate. Przeprosiła dyrektora i profesora Leg'a za swoje zachowanie. Później przychodziła do szkoły coraz częściej. Spędzała strasznie dużo czasu z ojcem Klary. Moja współlokatorka też im towarzyszyła. Niestety nie chcieli mi powiedzieć co robią. Za to ja nie miałam zbytnio ochoty na rozwiązywanie zagadek. Zostawiłam tym razem sprawy własnemu biegowi licząc na to, że może tym razem nie będzie żadnej katastrofy.
Kilka dni po pierwszym marcowym weekendzie razem z Clausem wybrałam się do domu Moniki. Oboje bardzo się o nią martwiliśmy. W kilka minut doszliśmy do domu, w którym mieszkała. Był to zwyczajny, biały jak śnieg, kanciasty budynek. Miał duże okna i niewielkie czarne drzwi pośrodku frontowej ściany. Były otwarte, więc weszliśmy do środka. Panował tam bałagan i niezmącona niczym cisza. Zaglądaliśmy do każdego pokoju szukając kogokolwiek. W końcu znaleźliśmy Monikę siedzącą w ciszy w swoim pokoju. Przed nią stał włączony telewizor a ona sama miała na uszach słuchawki. Weszliśmy do pomieszczenia i spostrzegliśmy, że gra w jakąś grę na konsoli. Nie zwracała na nas zupełnie uwagi. Niemalże nieprzytomna wpatrywała się w ekran. Zmieniło się to dopiero gdy zdjęliśmy jej słuchawki. Oderwała się momentalnie od gry i spojrzała na nas z wyrzutem. Była w opłakanym stanie. Jej rudawe włosy były w jeszcze większym nieładzie niż zazwyczaj. Oczy miała przekrwione a na jej policzkach wciąż było widać ślady po wylanych łzach. Gdy tylko ujrzała przed sobą Clausa, od razu rzuciła mu się w ramiona i wybuchła potwornym płaczem. Przez ten czas zapomnieliśmy o tym, że ona straciła najwięcej - najlepszych przyjaciół. Na dodatek jeden zginął z ręki drugiego... Po tym wszystkim dziewczyna zamknęła się w sobie.
Nie mogłam już dłużej na nią patrzeć. Coś pchnęło mnie do tego, by zobaczyć czy w przyszłości może będzie nam lepiej. Na przykład miesiąc później. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech powietrza, które tak między nami śmierdziało od niewymienianej ściółki świnek morskich. Zostawiając zakochanych samych sobie, ruszyłam w przyszłość. Tak naprawdę to była moja pierwsza podróż w czasie w tym kierunku. Nie miałam pojęcia na co się wyrywam. Gdy otwarłam oczy zobaczyłam tylko pomarańczowe chmury na niebie. Musiało być późne popołudnie. Jednak niepokojące było to co zobaczyłam. Skoro były tu same chmury, to gdzie podziała się ziemia?! Byłam jakieś dwa kilometry nad ziemią! Oczywiście spadałam w dół. Nie miałam nawet czasu, by rozwinąć skrzydła. Myślałam już, że zginę, ale nagle spadłam na coś, co ewidentnie nie było glebą. Nim spojrzałam na to, na czym wtedy siedziałam musnęłam po tym dłonią. Sierść? Ja siedziałam na grzbiecie latającego konia?! Byłam zaskoczona. Nie miałam pojęcia skąd się tam wziął i czemu mnie uratował. Jednak nie można ukryć, że był piękny. Jego sierść maiła kasztanowatą barwę, ale o tej porze dnia mieniła się niczym złoto. Podobnie z jego potężnymi, upierzonymi skrzydłami. Mimo że siedząc na jego grzbiecie nie mogłam zobaczyć go w całej okazałości, wydawał się idealny.
- Dawno się nie widziałyśmy! - usłyszałam obok siebie znajomy głos. Spojrzałam w tamtym kierunku. Obok mnie leciałam ja z tych czasów. - Tylko od ostatniej wizyty w łazience, wiesz o co mi chodzi.
- Hej... - odpowiedziałam niepewnie. Głupio jest rozmawiać ze sobą. - Co tam u ciebie?
- Świetnie! - odrzekła mi „kwietniowa ja”. - Tylko, że akurat jesteśmy w stanie wojny.
- Wojny?! Z kim?! I to ma niby być świetnie?! - krzyczałam.
- Tylko z armią Sług węża... - z drugiej strony usłyszałam głos Adama.
Spostrzegłam później, że w jednym rzędzie lecieli kolejno: Adam, Arek, ich ojciec i wuj. Za nimi w kolejnych rzędach było więcej latających wierzchowców. Rozejrzałam się dalej. Całe miasto było w ruinie, tylko szkoła jeszcze się jakoś trzymała. Na dole było widać także moich przyjaciół mierzących się z czarodziejami w ciemnych pelerynach. Chwilę później spostrzegłam w ruinach Desideraty kogoś, kogo nie powinno tam być. Razem z Clausem i Mari biegł OLEK. Jak on śmiał wrócić tu po tym co przez niego przeżyliśmy i kto przez niego nie przeżył... Gdy zauważyli, że nadlatuję, zatrzymali się i zaczekali. W momencie, w którym pegaz wylądował, rzuciłam się z pięściami na Aleksandra krzycząc przy tym coś w stylu „ty draniu”. Dwiema rękami złapał moje pięści i nadal miałby dwie wolne ręce, gdyby nie trzymał w nich akurat dwa srebrne pistolety podobne to tego, którym strzelił do Patryka. Wykorzystując ten fakt, kopnęłam go prosto w krocze. Chłopak padł na ziemię zwijając się z bólu a ja stałam przed nim usatysfakcjonowana. Jednak nikt nie podzielał mojego entuzjazmu. Przynajmniej nie od razu. Dopiero po krótkiej chwili usłyszałam chichot swój i Mari i cichy szept Clausa „Morderca czy nie, to mu się należało...” nawet mój wierzchowiec parsknął. Jednak coś mnie męczyło jeśli chodzi o tego pegaza. Był jakiś dziwny. Co prawda nie leciałam nigdy wcześniej na takim stworzeniu, ale wyraźnie wyczułam, że bicie jego serca było szybsze niż podczas normalnego lotu. W końcu nie wytrzymałam i zapytałam się siebie wskazując na konia.
- Kto to jest?
- Nasz bohater. - stwierdziła z uśmiechem. - Nie potrafię już zliczyć, ile razy uratował nasze życie.
Spojrzałam na pegaza po raz kolejny. Wciąż wyglądał świetnie, lecz zauważyłam, że brak mu lewego oka. Za to drugie patrzyło na mnie z troską. Wydawał się uśmiechać. Jestem pewna, że w tym momencie cicho zarżał, ale ja usłyszałam zamiast tego słowa: „Później postawisz mi watę cukrową...”. Momentalnie ówczesna ja walnęła rumaka prosto w łeb. Podczas gdy ja rozmawiałam ze sobą, do naszej grupy dołączyły Klara i jej mama. Ruszyliśmy razem w stronę wzgórza na skraju miasta. Tam czekał na nas główny wróg. Na nasze nieszczęście była to nasza Kate, która podobno jest nękana przez moc Węża. Z tego tez powodu planuje usunąć całą magię ze świata. Do tego potrzebuje ofiary z dwóch kobiet o czystych sercach. Jeną z nich ma być Monika. Biegliśmy ją uratować, lecz w moim mniemaniu chcieliśmy uratować obie. Gdy już prawie dotarliśmy, Ówczesna ja zatrzymała się i kazała mi wrócić do moich czasów. Powiedziała: „Jeśli tu jesteś, sprawiasz, że ta przyszłość nastanie na 100%. Lepiej żebyś nie widziała teraz końca. Wtedy będzie istnieć cień szansy, że chociaż on będzie mógł się zmienić.”


Przekonała mnie. Tak czy siak, nie chciałam wiedzieć jak to się skończy. Wróciłam do spokojnego marca. Nie mogę uwierzyć, że w ciągu miesiąca stanie się tak wiele. Byłam znowu w pokoju Moniki. Tym razem na ziemi siedział Claus. Trzymał się on za głowę. Oczy miał zamknięte. Wyglądał jakby miał ostrą migrenę, ale tak naprawdę miał wizję przyszłości. Tak mieli już wszyscy mężczyźni w jego rodzinie. Była to wizja przyszłości, w której właśnie byłam. Zważając na to, co się tam działo, nie zdziwiłam się, gdy kazał mi iść ze sobą do dyrektora. Trzeba było to wyjaśnić i, co najważniejsze, przygotować się no zbliżającej się wojny.

sobota, 18 czerwca 2016

Konkurs!

Siemka!
Jakoś nie mam pomysłu na to, jak dokładnie ma wyglądać następny rozdział. Dlatego też postanowiłam zorganizować konkurs dla wszystkich czytelników z artystyczną duszą.


 Konkurs polega na tym, żeby narysować i przesłać mi fanart dotyczący dowolnej części mojego opowiadania i dowolnej postaci. Oprócz tego proszę o dołączenie do zgłoszenia odpowiedzi na pytanie:
"Jak myślisz, kto jest moją ulubioną postacią z mojego opowiadania?"


  Teraz powiem o nagrodach:

Miejsce pierwsze:
Rozdział specjalny dopasowany do fanartu i umieszczenie rysunku na stronie

Miejsca od 2 do 5:
Umieszczenie rysunków w specjalnym poście na blogu.

Wyróżnienie za poprawną odpowiedź:
Umieszczenie rysunku i specjalne gratulacje na stronie.



Mam ogromną nadzieję, że znajdzie się sporo chętnych mimo tak "nieatrakcyjnej nagrody". Chociaż jakby spojrzeć na to inaczej.... jeśli wygra rysunek, na którym no nie wiem... widoczna jest jakaś interesująca para.... to TO BĘDZIE MIAŁO MIEJSCE.
Mam nadzieję, że nie to was zachęciło.
Zgłoszenia proszę wysyłać na email: malowniczka.1999@gmail.com
Macie czas do 25.06.2016 roku.
ZGŁOSZENIA BEZ ODPOWIEDZI NA PYTANIE NIE BĘDĄ BRANE POD UWAGĘ




piątek, 10 czerwca 2016

Część II Rozdział 22 "26 lipca"

Rok szkolny minął niesamowicie szybko. Tak samo pierwszy miesiąc wakacji. W mgnieniu oka był już 26 lipca. Przez cały ten czas zastanawiałam się, którego z nich wybrać... Ostatecznie postanowiłam zaprosić Patryka na imprezę. W końcu to jego urodziny. Poza tym, Simon i tak się tam pojawił w charakterze ochroniarza. Wesele pani Niko odbyło się w pięknym angielskim zamczysku. Na ścianach wisiały przepiękne gobeliny z wizerunkami wilków, jednorożców i pegazów. Budynek był zbudowany z rzeźbionego piaskowca. Jedyną wadą pałacu, były maleńkie okna.
Wszystko było pięknie, dopóki Pati nie zauważył Simona. Burknął coś tylko w moi kierunku i samotnie udał się w kierunku parku. Park był bardziej dziki niż mogło się wydawać. Gdzieniegdzie można zobaczyć dzikie jeżyny a wszędzie rosły stare dęby i wiekowe sosny. Słońce chyliło się ku zachodowi. Widziałam to po długim cieniu przede mną. Po długiej gonitwie za chłopakiem udało mi się go znaleźć. Siedział na starej niszczącej się marmurowej ławce. Miał ubrany ciemnogranatowy garnitur. Pod nim miał czarną koszulę. Jego ubiór doskonale komponował się z moja błękitną suknią. Spojrzał na mnie swoimi srebrzystymi tego dnia oczyma, ale natychmiast odwrócił się ode mnie.
- Przyszłaś ze mną tylko dlatego, ze on i tak tu jest, co nie? - zapytał z wyrzutem.
- Wcale nie...
- Przepraszam, że przeszkadzam. - Wtrącił się nagle Olek. Pojawił się tam znikąd.
- Ola! - Patryk się odwrócił by przywitać przyjaciela. - Przynajmniej ty tu jesteś porządny! Chodźmy na salę poszukać Moni i jakiegoś dobrego wina!
- Przykro mi Pati, ale mam nieco inne plany. - zaśmiał się szyderczo. Jego twarz nabrała przerażającego wyglądu. - Wracam dziś do domu i biorę cię ze sobą.
- Już do domu? A co z imprezką. - Rikuś mówił beztrosko nie przejmując się miną Olka. - Nie no... zostańmy jeszcze chwilę. Dziś są moje urodziny!
- Wiem o tym doskonale i tym bardziej żałuję tego za za chwilę zrobię... - mruknął.
Nagle z pleców wyrosła mu jeszcze jedna para rąk. Wyglądało to okropnie. Dopiero wtedy Pati zauważył, że jest coś nie tak. Cofnął się o kilka kroków i z niedowierzaniem przyglądał się dodatkowym kończynom przyjaciela. Jednak olek na tym nie skończył. Następnie zdjął swoje okulary i pokazał nam swoje błękitne oczy w całej krasie. One po prostu świeciły milionami błękitnych światełek. Teraz nawet z daleka mogłam zobaczyć jego źrenice, były nieludzkie. Chłopak schował okulary do wewnętrznej kieszeni swojej czarnej, skórzanej kurtki i jednocześnie wyciągnął z niej coś przypominającego pistolet.
- Ola... mogę wiedzieć... - Patryk był wyraźnie zaskoczony (zresztą ja też). - Czym ty do stu piorunów jesteś?!
- Jakby wam to najprościej powiedzieć... - zastanawiał się chłopak drapiąc się jedną z czterech rąk po podbródku. - Jestem kosmitą. Pochodzę z planety Kalamarabulo.
- Że kosmitą? - Mój przyjaciel nie dowierzał. Nawet po tym co właśnie widział. - Z planety Kalamcośtam? Żartujesz, tak?
-Nie.
Po wypowiedzeniu tego ostatniego słowa, chłopak wycelował tym swoim dziwnym, srebrnym pistoletem prosto w głowę Patryka. Pociągnął za spust. Wszystko działo się tak szybko. Pati próbował zrobić unik, ale pocisk i tak go dosięgnął. Trafił prosto w lewe oko chłopaka. Na pewno nie da się go już uratować. Szybko podbiegłam do Patryka, który padł bezwładnie na ziemię. Gdy tylko dotknęłam poczułam, że jest zimny jak lód. Nie wyczuwałam też pulsu. Niemożliwe stało się prawdziwe. Straciłam go... na zawsze. Umarł. W takiej sytuacji nie dało się powstrzymać łez. Lały się one strugami na zastygłą twarz chłopaka. Popatrzyłam po chwili na Olka. Nie wyglądał jak typowy morderca. Wyglądał jakby żałował tego co zrobił, jakby wolałby żeby ktoś inny leżał teraz martwy na ziemi.
- Olek! Jak mogłeś go zastrzelić?! On ci ufał. Ufał ci bardziej niż komukolwiek. - krzyknęłam bez namysłu, lecz później uświadomiłam sobie, że przecież już z nim o tym rozmawiałam. Słyszałam przecież swój krzyk. - Jakim trzeba byś potworem, by kazać ci zabić swojego najlepszego przyjaciela?
- Nie miałem się z nim zaprzyjaźnić... - mruknął zabierając ode mnie ciało przyjaciela. - Miałem go tylko sprowadzić...
Nagle na niebie pojawiło się coś, co przerosło moje najśmielsze oczekiwania – dom Olka! Był to prawdziwy latający budynek. Ze środka w smudze światła wydostał się ktoś. Był jeszcze jeden kosmita w naszej paczce – Viktor. Chwycił on za nogi Patryka i we dwóch zanieśli go do statku kosmicznego. Po czym spoglądając niemo w moją stronę sami weszli do środka i odlecieli. W kilka sekund zniknęli gdzieś na niebie...

czwartek, 9 czerwca 2016

Joyeux anniversaire!

Siemanko!

Dziś właśnie mija rok od kiedy dodałam pierwszego posta na tym blogu. Ale ten czas szybko leci... pawie bym o tym zapomniała. ;)

Z tej okazji postanowiłam przedstawić wam kilka faktów o sobie!


1. Co skłoniło mnie do pisania?


         Wiecie co? Tak naprawdę do nigdy nie zdawałam sobie z tego sprawy. Po prostu zaczęło się i już. Dopiero niedawno przypomniał mi się prawdziwy powód:
Zaczęło  się w czwartej klasie podstawówki. Mieliśmy napisać własną baśń na lekcje polskiego. Później pani zgłosiła kilka prac do konkursu szkolnego. Nie zajęłam tam żadnego miejsca, byłam tylko wyróżniona. Pomyślałam wtedy, że pisanie jest całkiem fajne i czemu nie ciągnąć tego dalej.
Do dziś pamiętam o czym była moja praca. Jak można było spodziewać się po dziesięciolatce było to o mnie jako księżniczce. Musiałam wykonać trzy trudne zadania by uratować brata, ale tak naprawdę spełniałam tymi zadaniami swoje marzenia... dość oryginalne?
Oczywiście moje pisanie zaczęło się o wiele później. Przez bardzo długi okres czasu po prostu wymyślałam całe historie nie zapisując ich. Tak naprawdę piszę od ponad roku.

2. Czemu "Kattys"?


         Mówiąc szczerze... Pewnego dnia nie mogłam wymyślić nazwy dla mojej postaci w grze. Miała ona taką fajną fryzurkę przypominającą kocie uszka, więc korzystając z angielskiej wersji mojego imienia wyszło "Katy" - zajęte. Dodałam literę z nazwiska i powstało "Katys" - to samo. Podwoiłam "t" i tak oto powstało "Kattys", które bardzo mi się spodobało.

Mogę was poinformować o tym, że mam już pomysł na część trzecią, mam nadzieję jeszcze lepszą od poprzedników. Akcja będzie się rozgrywać wiele lat po zakończeniu drugiej. Przed zakończeniem tej części nie mogę wam zdradzić za wiele, ale powiem wam, że historia będzie opowiadać o Kattys!

PS: i tak okazało się zajęte i dodałam ostatecznie cyferki, chyba.

3. Co robię w wolnym czasie?

Czas wolny to tak naprawdę czas, w którym powinnam pisać rozdziały a tego nie robię. :P
Tak poza tym, w wolnym czasie zazwyczaj oglądam anime i kreskówki oraz czytam mangi lub szukam sobie filmu lub serialu do obejrzenia, ale mój internet mi za bardzo na to nie pozwala. Czasami zdarzy mi się także, że spróbuję coś narysować. Często, na moje nieszczęście zdarzy mi się wymyślić przy okazji jeszcze ze sto innych opowiadań, których nie będę miała czasu napisać. Jednak zawsze znajdę czas na granie w pasjansa.
Zdziwieni?


4. Rzecz bez której nie mogę wyjść z domu?

Zwykle w odpowiedzi na take pytania możemy usłyszeć o takich rzeczach jak telefon, klucze, książka itp.
Ja natomiast sądzę, że jestem w stanie wyjść z domu bez tych rzeczy. żeby wyjść z domu potrzebne są mi jedynie ubrania i oczywiście buty. Niby to oczywiste, ale nie mam jakiejś specjalnej rzeczy bez której nie mogę wyjść. No i fajnie.

5. Gdzie widzę się za 30 lat?


Hahaha... tu mogę was zaskoczyć. Otóż widzę dla siebie trzy opcje (wymienię je od tej najmniej prawdopodobnej):
  • Zostanę sławną pisarką i będę pomagać w tworzeniu filmowej lub serialowej adaptacji mojego dzieła ( każdy może sobie pomarzyć)
  • Będę po prostu przeciętnym człowieczkiem, osobą zarabiającą najniższą krajową i wciąż próbującą się wybić w świecie literackim.
  • Zostanę bezdomną. Tak widzę siebie pod wiaduktem marznącą na zimnie i wycieńczoną w upały. Bez dachu nad głową, pieniędzy i jedzenia.

6. Trzy książki, z których postacie zaprosisz na przyjecie urodzinowe?

No cóż na pewno "Przygody detektywa Sherlocka Holmesa", "Hobbit", "Wyspa Potępionych"
Z taką ekipą byłoby interesująco, szczególnie jeśli pojawiłaby się zbrodnia w tle taka kolacja z morderstwem :3
Poza tym chciałabym zaprosić bohaterów moich opowiadań, (np. po to żeby Olek i Patyk poznali Ole i Pati) bo oni są tacy uroczy... 

7. Czy to co przeżywam na co dzień ma wpływ na moją twórczość?


TAK
Na przykład poprzedni rozdział i wszystkie słowa Kate... chodzą mi one po głowie niemal codziennie.
Albo konfa z Pati i resztą... naprawdę istnieje. Co prawda nie jestem już Marią Szymanowską (teraz nazywam się Tak.) , ale serdecznie pozdrawiam Nowogródek!




Myślę, że siedem starczy..... następny raz chcę odpowiadać na pytania, które zadacie mi WY w odpowiedniej zakładce.
Do zobaczenia przy okazji następnego rozdziału pt. "26 lipca"

niedziela, 5 czerwca 2016

Część II Rodział 21

Byłam właśnie w Nowym Yorku, 24 marca 1999 roku. Normalnie żyję w 2044, więc z ciekawością oglądałam jedno z największych miast starych czasów. Statua wolności, Central Park i World Trade Center w moich czasach już nie istnieją. Ogólnie Nowy York stał się bardzo mało znaczącym miasteczkiem. Teraz Metropolią była Desiderata. No, ale nie przybyłam tam dla zwiedzania. Miałam zadanie do wykonania. Musiałam dowiedzieć się co takiego spotkało Wielkiego Węża. Na moje nieszczęście wszędzie za mną łaziła Kate, która także chciała poznać prawdę. Jej serce spowijał mrok, byłam tego pewna. Musiałam coś zrobić, żeby ją naprawić.
- Dlaczego tak w ogóle interesujesz się tym wężem? - zaczęłam rozmowę, kiedy usiadłyśmy na stacji metra.
- Moja rodzina od wieków zajmuje się nim. - powiedziała cicho. - Mimo, że nie są czarodziejami, potrafią rządzić wszystkimi sługami Węża. Brak mocy nadrabiają ogromną charyzmą.
- Czyli to rodzinny interes... - mruknęłam.
- Ale ja nie posiadam tej charyzmy. - powiedziała twardo. - Dlatego obiecałam sobie , że zemszczę się za to co się stało i udowodnię swoją wartość.
- Jesteś tego pewna? - powiedziałam niepewnie. - Na pewno nie ma innej rzeczy, żeby zyskać respekt?
- Mogłabym po prostu powiedzieć prawdę, ale to zbyt skomplikowane.... - mruknęła.
- W tym świecie wszystko jest skomplikowane. - zaśmiałam się – No dalej, powiedz! Obiecuję trzymać język za zębami.
- Dlaczego myślisz, że Ci zaufam? - burknęła.
- Ponieważ potrzebujesz przyjaciela, a ja chętnie się z tobą zaprzyjaźnię. - zaproponowałam.
- Ja nie potrzebuję przyjaciół. - stwierdziła łamiącym się głosem.- I tak nie zasługuję na to, żeby jakiegoś mieć.
- Każdy zasługuje na przyjaźń. - powiedziałam najbardziej poważnym tonem na jaki mnie stać. - Dlaczego dla ciebie miałoby być inaczej.
- Ponieważ ja zawsze zawodzę, szczególnie, gdy ktoś na mnie liczy! - krzyknęła na mnie z rozpaczą w głosie. - Poza tym, ja nie potrafię nikomu w pełni zaufać!
- Dlaczego?
- Nigdy nie mam pojęcia co myślą inni, nie mam pojęcia, czy mnie nie oszukują. Przez całe życie zadaję sobie pytanie: Czy oni na serio chcą się ze mną zadawać? Boję się, że wszyscy robią to dla zabawy, albo ze współczucia. Nie mam pewności, czy nie obgadują mnie za plecami. Jednak chodzi tu nie tylko o innych, ale przede wszystkim o mnie. Ja boję się bólu. Dlatego wygodniej jest mi trzymać się z boku. Jeśli się nie przywiążę, to może nie będzie tak bolało jak się rozstaniemy i moi znajomi o mnie zapomną.
- Czy ty czasem nie przesadzasz? - zapytałam. - Proszę, powiedz mi to, co tak skrycie ukrywasz.
- Czy ty kiedyś odpuszczasz?
- Nie.
- No dobra... - westchnęła ciężko. - To ja jestem Michael Cat.
- Nie wierzę.
- Mówię serio.
- Piszesz książki? - mówiłam zdziwiona. - I to bardzo dobre książki, ale ukrywasz to?
- Tak. Zawsze chciałam pisać i podpisywać się zupełnie innym nazwiskiem. To tworzy aurę tajemnicy wokół mojej osoby. - uśmiechnęła się. Chyba po raz pierwszy zobaczyłam jej uśmiech.
- To może mi powiesz o czym jest ta książka, której Pati nie chce mi ostatnio pożyczyć? - zapytałam.
- „How to become an angel”? - mruknęła. - To historia Petera, który dowiaduje się, że jego szkolny kolega jest aniołem stróżem jego siostry. Niezbyt dobrze mu idzie.... ale to już inna sprawa. Peter pomaga znajomemu coraz bardziej wkraczając w świat aniołów i wplątując się w odwieczną wojnę dobra ze złem.
- Brzmi ciekawie... - mruknęłam zadowolona.
Miłą pogawędkę przerwało nam pojawienie się strasznie wielkiej energii magicznej. Tak silnej, że nawet Kate ją poczuła. To musiał być Wąż. Był bardzo blisko. Pobiegłyśmy w kierunku z której wyczułyśmy moc. Dotarłyśmy w mońcu do opuszczonego tunelu metra. Tam zastałyśmy długiego na kilometr węża o średnicy około pięciu metrów. Był przerażający. Był on cały srebrzysty, tylko jego oczy miały kolor taki sam jak kurtka mojej znajomej. Spojrzał na nas obojętnie a później zamknął oczy. Zupełnie jakby próbował się skupić. Nie wiedzieć czemu Kate podchodziła do niego powoli, jakby oczarowana jego wielkością. Szła równym krokiem z wyciągniętą lewą ręką do przodu. W momencie, w którym go dotknęła, wąż zniknął. Jednak wydawało mi się, że jego moc wciąż tu jest. Podzieliła się na trzy nierówne części. Dwie mniejsze, tak jakby po ćwiartce, znajdowały się gdzieś dalej, w mieście. Za to cała reszta była nadal przede mną. Wydawało mi się jakby cała ta energia wpłynęła do ciała stojącej bezradnie dziewczyny. Zrezygnowana chwyciłam ją za ramię i wróciłyśmy do naszych czasów. Stałyśmy znów pośrodku parku. W tym samym miejscu, w którym wcześniej była przerażająca wilczyca, znajdowała się teraz średniego wzrostu brunetka z ciemnobrązowymi oczami i piegiem pod lewym okiem.
- Siemka Angie! - powitała ją Kate. - Widziałam go.
- I jak był? - dziewczyna zapytała z niecierpliwością.
- Piękniejszy niż nam opowiadano. - powiedziała spokojnie. - Ale teraz chodźmy do domu, muszę pokazać ci książkę, nad którą pracuję.
- Od kiedy ty piszesz książki? - zapytała Angie, kiedy już odchodziły.
- Od sześciu lat... - mruknęła bezradnie Kate.
Tymczasem ja usiadłam na ławce i przyglądając się pięknemu księżycowi, starałam się wymyślić sposób w jaki powiem o tym reszcie.

----------
Siemka!
Dziękuję wam wszystkim za czytanie i mam takie małe pytanko.
Bo zastanawiam się czy nie zacząć pisać książki wspomnianej w tym rozdziale i chciałabym wiedzieć czy taki pomysł spodobałby się wam. piszcie w komentarzach ;P
Copyright © 2016 Opowieści Kattys , Blogger