niedziela, 31 stycznia 2016

Liebster Blog Award

Nareszcie!
Czekałam na nominację od kiedy usłyszałam o czymś takim! Wielkie dzięki dla Oli z bloga http://jakaczuszka.blogspot.com/.  Mialam nadzieję,  że ta chwila nadejdzie. <3




1. Co skłoniło Cię do założenia bloga?

To było tak:
Od dawien dawna (czyli kilku lat) w każdej wolnej chwili tworzyłam historie, nawet kilka na raz, ale nigdy ich nie zapisywałam. Nie wiedziałam czy na pewno są dobre, więc zapytałam się koleżanki jak się zakłada i prowadzi takiego bloga. Chciałam się po prostu dowiedzieć co ludzie będą sądzić o tym co piszę i tak jakoś tu jestem od czerwca...

2. Która książka bądź piosenka zmieniła Twoje podejście do życia i dlaczego?

Jakby sie zastanowić... żadna. Moje podejście do życia zmieniało sie niewiele przez te 16 lat mojego żywota. Jeśli były już jakieś zmiany to były one wynikiem posiadania większej wiedzy (czyli można upchnąć do tego tematu podręczniki szkolne) albo za sprawą moich znajomych i osobistych doświadczeń.

3. Bez czego nie mogłabyś/byś żyć?

Bez powietrza, wody i jedzenia.....
A tak poza tym, to nie zniosłabym życia bez łóżka i jakiegoś zajęcia.

4. Jakiej muzyki słuchasz?

Słucham tego co mi wpadnie w ucho...
Ostatnio są to piosenki w stylu 

Nightcore

5. Jak wyglądają Twoje plany na życie?

Nie mam jakis konkretnych planów. Wolałabym okreslenie MARZENIA. Chcę zarabiać na życie jako pisarka, ale doskonale wiem, że to nie łatwe wiec pewnie bede musiała znaleźć sobie jakąś pracę.

6. Za co nienawidzisz bądź kochasz ludzi?

Szczerze... nie wiem jak to jest czegoś nienawidzić. Za to kocham w ludzkości to, że istnieją osoby otwarte na innych i zawsze gotowe pomóc. Kocham ich za wyobraźnię i wytrwałość.
W skrócie kocham w ludziach WWW - Współczucie Wyobraźnię Wytrwałość

7. Wierzysz w przyjaźń damsko-męską?

Słowo przyjaźń przyprawia mnie o dreszcze... :O
Oczywiście, mam szczerą nadzieję i wszystko mówi mi, że taka przyjaźń jest moźliwa. Mam na to żywy dowód w moim otoczeniu.

8. Co sądzisz o osobach homoseksualnych? 

To jest tak:
Wiem, że takie osoby istnieją i to też są ludzie. Mają takie same prawa jak my ( czyli osoby heteroseksualne)....
Jednak ja jestem za tradycją w tej kwestii

9. Wyobrażasz sobie życie w samotności?

Chodzi o całkowitą samotność, że nie mam kontaktu z innymi ludźmi? Czy tylko takie poczucie osamotnienia i braku zrozumienia?
Jestem sobie w stanie wyobrazić obydwa, ale tego pierwszego bym nie wytrzymała.

10. Co sądzisz o samobójcach? 

SAMOBÓJSTWO TO BŁĄD
Samobójcami są zwykle osoby, którym zbrzydło życie, więc szczerze im wspólczuję, ale to i tak nie jest powód by odbierać sobie życie.

11. Czy chciałbyś/ałabyś zrobić w życiu coś szalonego? Jeśli tak to co? 

Zależy co rozumie się pod słowem "szalony"
Nie skoczyłabym ze spadochronu, nie wyruszyłabym w podróż bez wcześniejszego przygotowania... jestem tchórzem.
Jeśli miałabym zrobiś coś co uważam za szalone byłoby to COŚ WIELKIEGO byłby to wielki uknuty dokladnie plan. Chciałabym zdobyś sławę podając się za jakąś wymyśloną przeze mnie osobę (albo pod pseudonimem) i po kilku latach odkrylabym karty!
(dziwne, co nie?)


Teraz najgorsza rzecz NOMINACJE:
  1. http://szkolanowegopokolenia.blogspot.com/
  2. nowepokoleniefelicity.blogspot.com
  3. miloscjestzaprzeczeniemegoizmu.blogspot.com
  4. http://angel--black.crazylife.pl/
  5. book-is-the-answer.blogspot.com
  6. http://swiatsubiektywnie.blogspot.com/
  7. http://alkarpisze.blogspot.com/
  8. http://frydrychmartyna.blogspot.com/
  9. http://mlle-rebelle.blogspot.com/
  10. http://mrkulfon.blogspot.com
  11. http://remainnsimple.blogspot.com/ 
Oto pytania:
  1. Co według ciebie jest najlepsze w blogowaniu?
  2. Najgłupsza rzecz jaką zrobiłaś/zrobiłeś w ciągu ostatniego miesiąca?
  3. Co zachęciło cię do rozpoczęcia blogowania?
  4. Z czego czerpiesz inspirację?
  5. Gdybyś mógł/ mogła na jeden dzień zostać inną osobą kim byś był/była?
  6. Czy słuchasz muzyki przy pracy nad blogiem?
  7. Czytasz czsami swoje stare posty? Jeśli tak, co o nich myślisz?
  8. Masz jakiegoś mentora? Kogo?
  9. Czy twoi znajomi wiedzą o twoim blogu?
  10. Co sądzisz o japońskich animacjach? Znasz jakieś tytuły?
  11. Czy masz jakieś przezwisko, ktorego nienawidzisz?



piątek, 29 stycznia 2016

Część II Rozdział 7 "Plan A"


         Nadeszła najbardziej znienawidzona chwila wszech czasów, czyli poniedziałkowy poranek. Po tych męczarniach, jakie przeszłam w ciągu weekendu jeszcze bardziej nie miałam ochoty, żeby wstawać. Gdy usłyszałam ogłuszający pisk mojego budzika, byłam już pogodzona z moim smutnym losem.
Przygotowałam się do całego dnia, po czym wypchnęłam Klarę z łóżka. Nie czekając na nią wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę stołówki. Chciałam zjeść śniadanie z innymi, ale nikogo tam nie zastałam. „Czyżby coś się stało? O czymś nie wiem?” zastanawiałam się rozglądając się po opustoszałym pomieszczeniu. Poza mną nie było tam żywej duszy. Metalowe stoliki poustawiane w czterech równych rzędach wyglądały tak ponuro, kiedy nikt przy nich nie siedział, nikt nie śmiał się, nikt nie ubrudził ich śniadaniem. Zrezygnowana zaczęłam wracać do pokoju. Korytarze też świeciły pustkami, wszędzie panowała głucha cisza. Jedynymi dźwiękami, jakie słyszałam był mój oddech, moje kroki oraz szybkie bicie mojego serca. Przez ten podejrzany stan rzeczy zaczęłam się ostro denerwować. Wszystko się pogorszyło z chwilą, w której wróciłam do pokoju. Klara zniknęła bez śladu! Działo się coś dziwnego i musiałam dowiedzieć się o co chodzi. Biegałam po szkolnych korytarzach szukając przyjaciółki. Nie mogła przecież zniknąć od tak. Chyba, że mogła? W każdym razie, kiedy jej szukałam, zobaczyłam, że do budynku wchodzi grupa mężczyzn w garniturach. Zaciekawiona poszłam ich śladem. Szli jeden za drugim do szkolnych katakumb. Później weszli do jakiegoś pomieszczenia. Niestety zamknęli za sobą drzwi, nie było opcji, żebym tam weszła. Po kilku chwilach słyszę czyjeś kroki za mną. Odwracam się i widzę moją zaginioną przyjaciółkę.
- Leo! Co tutaj robisz? – zapytała wesoło.
- Szukałam cię a później zobaczyłam jakiś podejrzanych gości i poszłam za nimi. – tłumaczyłam. – A ty gdzie byłaś?
- Pomagałam mamie z przygotowaniami. – mówiła nie tracąc uśmiechu na ustach.
- Przygotowania? Do czego? – byłam coraz bardziej zdezorientowana. – Co tu się dzieje?
- Jak to, do czego? Do zebrania oczywiście! – mówiła jakby to było takie oczywiste. – Przecież z tego powodu nie mamy dzisiaj zajęć!
- Nie ma zajęć? Jest jakieś zebranie? – miałam ochotę na nią wrzasnąć. – Tylko mnie nikt nie uprzedził?
- Widocznie tak. – przerwała nam mama Klary. – Ale to nawet lepiej. Chciałabym, żebyś to zobaczyła.
Elfica zaprowadziła nas do pomieszczenia, w którym byli już „ci w garniturach”. Okazało się, że są to urzędnicy rządowi, którzy nadzorują przebieg każdego zebrania, czyli spotkania najważniejszych czarodziejów na świecie. Dawniej spotykała się na nich tylko tak zwana „Legendarna Szóstka”. Stanowiły ją najbardziej znane postacie z legend. Klara powiedziała mi, że od kilkunastu lat debatują ze sobą w powiększonym gronie. Pani Jua zostawiła mnie w pomieszczeniu tylko ze strasznymi facetami, podczas gdy wraz z córką poszły rozpocząć obrady.
         Obserwowałam wszystko przez okno w pokoju. Pomieszczenie, w którym odbywało się spotkanie, było bardzo przestronne. Ściany były w kolorze trawiastej zieleni a sufit i podłoga wyłożone były marmurem. Po środku pokoju stał duży kamienny, okrągły stół, przy którym było dziewięć krzeseł. Przy bocznych ścianach ustawione były mocne, hebanowe ławki. Kilka minut po tym jak Klara i jej mama opuściły mnie, zobaczyłam je wchodzące do zielonego pokoju. Dorosła zajęła miejsce przy stole, a moja koleżanka zadowoliła się ławką.
         - Nie uważasz, ze to dziwne, dziewczynko? – zapytał mnie jeden z rządowców. Był to uroczy młody brunet z dużymi oczami koloru słońca. – Matka i córka siadają osobno. Po co w ogóle ją zabierała?
         - Nie wiem, panie… jak pan się nazywa? – odpowiedziałam niepewnie.
         - Jestem Corda, Simon Corda. – powiedział z uśmiechem. – Prawdę mówiąc jestem niewiele starszy od Ciebie. Skończyłem tę szkołę w zeszłym roku. Przesadziłem nazywając cię dziewczynką, przepraszam.
         - Nie szkodzi, Simon. – odpowiedziałam równie promiennym uśmiechem co jego. – Więc jesteś czarodziejem?
         - Tak, czarodziejem posługującym się magią dźwięku. – tłumaczył. – od razu po szkole zatrudniłem się tu, ale nie spodziewałem się, że spotkam ty taką piękną młodą damę.
         - Nie przesadzaj… - powiedziałam zawstydzona. – Lepiej mów mi co tu się dzieje.
W ten sposób mój nowy starszy kolega, tłumaczył mi, co się działo. Po Klarze wszedł jej ojciec z Clausem. Następny był wysoki mężczyzna z czekoladowo brązowymi włosami. Miał on nieco indiańskie rysy twarzy i taką karnację. Nie przyprowadził ze sobą nikogo. Tuż za nim do pokoju obrad weszła Lili, mama Mikołaja. Zauważyłam wtedy, że jest ona bardzo podobna do poprzedzającego ją mężczyzny. Simon wyjaśnił mi, że są oni bliźniętami. Następne dwie osoby to Vanessa i jej matka. Kobieta ta wyróżniała się burzą rudych loków i ubraniami w szkocka kratę. Po chwili dołączyli do nich Adam i jego mama. Była to ciemnowłosa wampirzyca o srebrnych oczach ubrana w bardzo elegancki strój. Następni byli Arek i jego ojciec. Po nich do środka weszła Mari wraz z ojcem. Aż mnie przeszły ciarki w chwili, gdy ujrzałam dwie pary przerażających czerwonych oczu. Pan Torro wydawał się bardzo groźny i niezbyt przyjazny. Jako ostatni pojawili się Mikołaj i pan dyrektor. Wszyscy dorośli zajęli miejsca przy stole a moi koledzy i koleżanki dołączyli do Klary na ławkach.
         - Dzięki, że wszyscy odpowiedzieli na moje wezwanie. – powiedziała szczęśliwa pani Leg.
         - Daj sobie z tym spokój i mów, o co chodzi. – powiedział oburzony pan Torro. – Muszę wrócić zająć się moim biznesem.
         - Pablo uspokój się, jak będziesz tak na nią wrzeszczał to zajmie nam więcej czasu. – pouczała go matka Vanessy. – Jua kontynuuj.
         - Otóż, niedawno zdałam sobie sprawę z tego, że nie powiedziałam wam jednej ważnej rzeczy. – mówiła trochę skruszona elfica.
         - O co chodzi kochanie? – zapytał profesor Vincent.
         - Paniętasz jak uwolniłeś mnie z kuli? – zapytała zdenerwowana. – To był mój plan „B”. – dodała szybko.
         - Że co?! – krzyknął profesor.
         - Hahaha… - śmiali się pan Pablo i pan dyrektor. – Vinci był planem „B”…
         - Chłopaki przestańcie! Ile razy mam wam powtarzać, żebyście mnie tak nie nazywali. – buntował się, po czym zwrócił się do swojej żony. – Jua, dlaczego mówisz to tak nagle? Jaki był twój plan „A”?
         - Było to dawno temu, kilka miesięcy po tym jak trafiłam do swojego więzienia. Chciałam dać wtedy dać moc pewnej dziewczynie i uczynić ją pierwszą wróżką… - tłumaczyła zawstydzona.
         - Oo… Robi się ciekawie… - mruknął z uśmiechem pan Torro.
         - Wtedy to nie zadziałało, nie mam pojęcia dlaczego. – mówiła dalej kobieta. – Jednak wydaje mi się, że odnalazłam potomkinię tej dziewczyny, która odziedziczyła po niej moc i ona obudziła ją w odróżnieniu od jej przodków. Klaro, przyprowadź ją tutaj proszę.
Po chwili moja przyjaciółka wyszła z sali i przyszła… do mnie. Nie miałam pojęcia, dlaczego wzięła mnie ze sobą. Kazała nie wspominać o tym, że słyszałam i widziałam wszystko z pomieszczenia obok. Nikt z rady poza Klarą i jej matką nie ma pojęcia o istnieniu tamtego pokoju. Weszłam na spotkanie, wszyscy skierowali swoje oczy na mnie. Poczułam się zawstydzona. Nie lubiłam być w centrum uwagi, miałam ochotę uciec stamtąd.  Jednak tam czekała na mnie odpowiedź. Dowiem się skąd pochodzą moje zdolności i dlaczego moje włosy są niebieskie! Spojrzałam na ten tłum. Dyrektor i pan Vincent skamienieli ze strachu… znowu. Kolejna zagadka do rozwikłania.
         - Dzień dobry. Nazywam się Leona Przypadek. – powitałam wszystkich głośno i wyraźnie.
         - To właśnie ona. – powiedziała pani Jua. – Andreo, potrzebuje twojej magii drzew do potwierdzenia mojej teorii.
         - Już się robi! – powiedziała z entuzjazmem elegancka wampirzyca.
Kobieta podeszła do mnie i wyrwała mi jeden włos. Po czym podała rękę elfce. Obie skupiły się mocno. Czułam potężną magię gromadzącą się w pokoju. Chociaż ona była tu cały czas. Tyle silnych magów w jednym miejscu… i wszyscy są rodzicami moich klasowych kolegów. Po kilku minutach skupieniu w powietrzu pojawił się obraz – wielkie drzewo genealogiczne. Przedstawiało ono moich przodków. Nie mam zbyt wielkiej rodziny. Od wieków w mojej rodziny są tylko jedynacy. W tamtej chwili zauważyłam, że w mojej rodzinie był ciąg ludzi, którzy byli podświetleni na niebiesko.  Mój ojciec, dziadek, pradziadek… wszystko kierowało się ku jednej osobie. Nazywała się Leona Wypadek. To jest aż podejrzane…
         - Teraz widzicie. – zaczęła znów pani Jua. – niebieski kolor oznacza wszystkich, w których została zaszczepiona moc. Moc „lwiej wróżki”.
         - Czym jest lwia wróżka? – zapytałam.
         - Lwia wróżka to ty… - powiedziała do mnie z uśmiechem.
Jako dziecko myślałam, że jestem zwyczajną dziewczynką. Odkąd zginęli moi rodzice twierdziłam, że jestem najzwyklejsza w świecie czarodziejką. Nagle okazuje się, że cały ten czas byłam jakąś lwią wróżką?! Tylko co to takiego?

sobota, 23 stycznia 2016

Część II Rozdział 6

Część II Rozdział 6
         Stałam przerażona przed lustrem w domu Klary. Próbowałam wymyślić jakieś logiczne wyjaśnienie tego, że nagle moje włosy przybrały barwy błękitu. „Magia” znowu była jedyną możliwą opcją, ale tym razem to za mało. Po paru chwilach przybiegła do mnie moja przyjaciółka.
         - Co się stało?! – krzyknęła wbiegając do łazienki. – Jak ty wyglądasz?
         - Nie mam pojęcia, co mi się stało. – odpowiedziałam zdenerwowana. – Wyglądam, aż tak źle?
         - Nie, nie wyglądasz źle. – pocieszała mnie. – Niebieskie włosy to nic, ja mam nawet fioletowe. Po prostu ledwo cię poznałam.
         - Masz rację, nie musiałam tak panikować.
Gdy już się uspokoiłam wróciłyśmy do pracowni pana Vincenta. Tam czekał na nas jej właściciel i inni mieszkańcy domu. Wszyscy wpatrywali się we mnie ze zdziwieniem, lecz najgwałtowniej zareagowali pan Vincent i dyrektor. W chwili, w której mnie zobaczyli, zrobili kilka szybkich kroków w tył, po czym zamarli w bezruchu. Wyglądali jakby właśnie ujrzeli potwora.
         - A tym co się stało? – mruknął Claus. – Boją się naszej Leo?
         - Nigdy nie widziałam ich w takim stanie. – stwierdziła Niko, ciocia Klary.
         - Tato, co ci jest?! – krzyczeli Klara i Mikołaj, szturchając swoich ojców.
Nic nie działało, stali jak kamienne posągi. A już myślałam, że oni mogliby wiedzieć, dlaczego tak nagle zmienił się mój wygląd. Szesnaste urodziny miałam pół roku temu, więc to odpada. A może to jakaś choroba? Nie… a może?
          Po paru chwilach po pracowni przybiegły jeszcze dwie kobiety. Jedną z nich była matka Mikołaja, Lili. Natomiast druga to mama Klary, pradawna elfica Jua. Ta druga wyglądała na najmniej zdziwioną moją sytuacją. Kazała mi wrócić spokojnie do szkoły. Rozmawiała też z resztą, wspominała coś o jakimś zebraniu i o tym, że wtedy wyjaśni nam to. Dopiero wychodząc przypomniałam sobie, ze przecież potrafię sprawić, by znów wyglądać normalnie. Korzystając ze zdolności przemiany w zwierzęta, pozbyłam się lwich uszu i ogona oraz skrzydeł. Zostały tylko te niebieskie włosy… może i nie były takie złe, ale nie chciałam by ktoś znajomy zobaczył mnie w takim stanie, szczególnie Pati i jego paczka. Na szczęście miałam bluzę z kapturem, więc mogłam je po prostu przykryć.
Był jeszcze ranek, miasto wciąż się budziło. Prawie nie było widać przejeżdżających samochodów, a upalne słońce sprawiało, że chciałam wyrzucić mój ciepły ubiór. Biłam się z myślami słuchając świergotu ptaków. Zdjąć ją i pozwolić, żeby wszyscy widzieli to, co chcę ukryć, czy nie ściągać i pogodzić się z tym ogromnym gorącem. Usiadam na ławce przy drodze, żeby w końcu się zdecydować. Spojrzałam błękitne niebo. Miało wtedy taki sam odcień jak moje włosy. „Czy to jakiś znak? Może mam sięgnąć nieba?” pomyślałam, lecz przyroda jakby próbowała temu zaprzeczyć. Zbierały się ciemne chmury. Kap… kap… krople deszczu dotknęły moich czerwonych od gorąca policzków. Po kilku sekundach zupełnie się rozpadało. Wtedy kaptur pokazał, że naprawdę jest przydatny. Wstałam i ponownie kierowałam się w kierunku internatu. Nagle zobaczyłam pewną znajomą postać. Była to Kate z klasy Patryka. Szła w moją stronę. Była cała przemoczona a mimo to uśmiechnięta. Po chwili zniknęła mi z oczu. Nim się spostrzegłam ukradła moją bluzę! Chciałam ja gonić, lecz zniknęła bez śladu. Stanęłam w miejscu i próbowałam zrozumieć, co się przed chwilą stało. Spostrzegłam, że od jakiegoś czasu trzymam w dłoni jakąś kartkę. Było na niej napisane: „powiedz swojemu dyrektorowi, że nie spocznę dodali nie odzyskam tego, co bezczelnie ukradł mojej rodzinie”. Nie wiedziałam, co to miało oznaczać, ani dlaczego to ja dostałam tą kartkę. Schowałam kartkę do kieszeni w spodniach i ruszyłam w dalszą drogę. Zupełnie straciłam dobry humor. Szłam ze zwieszoną głową nie myśląc już za wiele. To tylko pogorszyłoby całą tę sytuację. Przez nieuwagę wpadłam na kogoś. Spojrzałam do góry, by przeprosić za to. Ku mojemu zaskoczeniu, ujrzałam kolejną znajomą twarz. Osobą, która stała przede mną był Patryk. „Dzień dopiero się zaczyna, a ja już mam takiego pecha. Ciekawe, co jeszcze mnie dzisiaj spotka?” Pomyślałam patrząc mu w oczy. W deszczowy dzień przybrały one szarawą barwę. Po jego minie stwierdziłam, że mnie nie rozpoznał.
- Przepraszam, nie zauważyłam Cię… - powiedziałam niepewnie. – Rikuś… - palnęłam bez namysłu.
- Nic nie szkodzi. Chwila… - wyglądał jakby się zastanawiał. – Leo to TY?
- Tak… - przyznałam bez przekonania.
- Zmieniłaś fryzurę… - zaśmiał się. – Zupełnie cię nie poznałem.
- wiem, wiem… możesz się śmiać. – mówiłam naburmuszona. – Wyglądam głupio.
- Wcale nie wyglądasz głupio. – powiedział obejmując mnie jedną ręką i przyciskając do siebie. – Jesteś śliczna jak zawsze, a może nawet piękniejsza.
- Pati… - mruknęłam ze łzami w oczach. Już drugi raz pokazał, że potrafi zrobić coś jak należy. – Co robisz na dworze w taką ulewę? – szybko zmieniłam temat.
- Musiałem wyprowadzić psa na spacer. – odpowiedział. – Poznaj Mufiego.
Popatrzyłam w dół. Koło mojej nogi stał uroczy Beagle. Przykucnęłam, żeby go pogłaskać a on zaczął mnie obwąchiwać.
         - Ślicznie pachniesz. – usłyszałam czyjś głos.
         - Mówiłeś coś? – zapytałam przyjaciela.
         -  Nie, nic nie mówiłem. – powiedział zdezorientowany.
         - Ktoś powiedział mi, że ładnie pachnę. Przecież nie ma tu nikogo poza nami! – kłóciłam się z nim.
         - Chyba się przeziębiłaś od tego deszczu… - mruknął przykładając dłoń do mojego czoła. – Weź mój parasol i wracaj do domu. Musisz się położyć.

Oddał mi swój parasol i poszedł z psem w kierunku lasu. Ja stałam tam i nie wierzyłam w to, co się stało. „ Wziął mnie za wariatkę!” pomyślałam ze wściekłością i ruszyłam do szkoły.


***
Jak wam sie podoba nowa szata graficzna?
Jesli chodzi o  ten rozdział, to mógł byś trochę chaotyczny, ponieważ początkowo miało znajdować się w nim coś innego.
Zamieszczam jeszcze obrazek do niego:


wtorek, 19 stycznia 2016

Część II Rozdział 5

         Następnego dnia to znaczy w sobotę wstałam około siódmej i od razu budziłam moją współlokatorkę. Musicie wiedzieć, że ta dziewczyna jest bardzo leniwa i śpi jak suseł. Obudzić ją to wielkie wyzwanie. Najpierw próbowałam łagodnie. Tylko przewróciła się na drugi bok. Spróbowałam hałasu a ona nic. W końcu siłą wypchnęłam ją z łóżka.
         - Leo! Co ty wyprawiasz?! – krzyczała na mnie wściekła. – Daj mi się wyspać, chociaż raz w tygodniu!
         - Ale dzisiaj mamy iść do twojego domu na dodatkowe zajęcia! – przypomniałam jej głośno.
         - Aaa… zupełnie zapomniałam! – krzyknęła zaniepokojona. Prawie wyskoczyła z łóżka. – Musimy się pospieszyć.
W kilka minut byłyśmy już gotowe, więc ruszyłyśmy w drogę. Na całe szczęście dom Klary był niedaleko. Na miejscu zobaczyłam Naprawdę ogromny budynek. Oczywiście był mniejszy niż nasza szkoła, ale dość duży jak na dom. Centralna część budynku wyglądała na starszą niż pozostałe. Niebieska boazeria, białe wykończenia i czerwony dach… Reszta bomu przypominała już bardziej współczesne budynki, czyli ogromne białe kloce. Cóż… architektura w naszych czasach nie może równać się nawet z tą średniowieczną. Weszłyśmy do środka, oczywiście moja koleżanka była pierwsza.
         - Już jestem! – krzyknęła przekraczając próg. – Przyprowadziłam też Leonę.
         - Dzień dobry! – powiedziałam głośno.
         - Cześć dziewczyny. – powiedziała białowłosa kobieta, która zeszła ze schodów. – Mój brat czeka na was w sali do ćwiczeń.
         - Dobrze, już tam idziemy. – odpowiedziała jej Klara z uśmiechem. – Ty też do nas dołączysz?
         - Tak zaraz tam przyjdę. Musicie ciężko trenować i przegonić ten wkurzający duet. – uśmiechnęła się.
Klara prowadziła mnie do miejsca, gdzie miałyśmy mieć zajęcia. Po drodze wytłumaczyła mi, że jej dom jest taki duży, ponieważ mieszkają tu też jej dziadkowie oraz wujostwo. Cała rodzina w jednym budynku. Poza tym mieli też miejsca do ćwiczenia się w magii. Kobieta, którą widziałyśmy wcześniej, to była siostra pana Vincenta. Klara mówiła mi, że ona zawsze chciała pokonać swojego brata i kuzyna w pojedynku, jednak nigdy nie była w stanie. Dojście na miejsce spotkania z profesorem zajęło nam kilka minut. Sala do ćwiczeń była po prostu dużym pustym pomieszczenie z drewnianym parkietem i lustrami na ścianach. W środku czekali na nas: ojciec Klary, pan dyrektor, Mikołaj oraz Claus. „Wszyscy mają pomagać w naszych lekcjach? To, na czym będą one polegały?” – pomyślałam. Po chwili pan Foot wszystko nam wyjaśnił, albo tylko mnie, bo wyglądało na to, że Klara już wszystko wiedziała. W związku z tym, że obie dysponujemy mocą zatrzymywania wszelkich zaklęć, musiałyśmy przechodzić specjalny trening, zupełnie inny niż reszta uczniów. Dostałyśmy specjalne okulary, dzięki którym nasze zadanie stało się dużo łatwiejsze. Pokazywały one, jaki rodzaj magii został użyty oraz kto rzucił czar. Dodatkowo szkła zamieniały wizualnie kolor naszych oczu na niebieski. Takie bardziej podobały mi się niż moje, bursztynowe. Po treningu wuj mojej przyjaciółki przygotował dla nas niespodziankę. Miałyśmy kontynuować zajęcia jutro i spędzić tę noc w domu rodzin Foot, Leg i… Falco. Tak, Falco. Jak ja mogłam być tak ślepa? Profesor Rupert Falco, nauczyciel sztuki oraz wychowawca klasy pierwszej „C” w liceum Ratate jest mężem ciotki dyrektora Foot’a (oraz profesora Leg’a – ojca Klary). Jakby tego było mało jest też ojcem Clausa! Ta rodzina jest całkiem pokręcona. W jednym domu mieszka ich czternaścioro. Czułam się co najmniej dziwnie, kiedy jadłam z nimi kolację. Jednak nie było wtedy wszystkich. Brakowało mamy Klary, która musiała wyjechać w jakiejś ważnej sprawie.
         Klara pożyczyła mi jakąś piżamę, a pan Vincent pokazał mi wolny pokój, w którym mogłam przenocować. Była to jego pracownia, bo musicie wiedzieć, że Vincent Leg jest jednym z najbardziej znanych malarzy na świecie. To oczywiste, ze na taki ogromny dom nie zapracował z pensji nauczyciela. Pokój był bardzo ładny, przestronny z dużymi oknami. Na ścianach wisiało wiele obrazów a w kącie stała sztaluga. W całym pomieszczeniu było wiele przyborów malarskich. Na jednym obrazie zauważyłam dziewczynę niezwykle podobną do tej, którą spotkałam na festynie jako mała dziewczynka.
         - Profesorze, kto jest na tym obrazie? – zapytałam się pana Vincenta.
         - Nie wiem. – odpowiedział spokojnym głosem, choć patrząc na niego widziałam jakby się czegoś bał.
         - Jak może pan nie wiedzieć, kogo namalował? – pytałam z jeszcze większym zaciekawieniem.
         - Bo widzisz, ze mną jest tak, że potrafię przewidywać przyszłość i wiele z tych wizji przelewam na płótno. – Tłumaczył skupiony na oczach tamtej dziewczyny. – To, co tam namalowałem, jeszcze się nie spełniło.
         - Ale ona jest prawie na każdym obrazie… - mruknęłam rozglądając się po pokoju. – Na tym ze smokiem, z wilkami… Jest wszędzie, tylko ukryta.
         - Ja.. Ja… Ja sam to wszystko namalowałem i nawet nie zauważyłem… – wyjąkał z przerażeniem w głosie. -  Życzę ci dobrej nocy Leono! – krzyknął wychodząc pospiesznie z pokoju.
„Chyba właśnie doprowadziłam mojego nauczycielu do obłędu…” pomyślałam kładąc się spać. Lóżko było bardzo wygodne jak na mebel sprzed ponad dwudziestu lat, więc szybko zasnęłam.
         Następnego ranka obudziło mnie jakieś przeczucie. Coś było inaczej… czułam, że przez sen przez przypadek uruchomiły się moje moce zmiany w zwierzęta i miałam ogon, ale nie zwróciłam na to zbytnio uwagi. Poszłam wziąć prysznic w łazience, która była tuz za drzwiami. Weszłam do środka i zobaczyłam swoje odbicie w lustrze. Przetarłam oczy ze zdziwienia i spojrzałam ponownie. Bez zmian. Moje włosy były niebieskie! Na dodatek miałam uszy jak u lwa i ogon tego też zwierzęcia, ale też w kolorze błękitu. Na dodatek skrzydła jak u ważki. Popatrzyłam znów na swoje odbicie. Ja… ja przypominałam tą dziewczynę z obrazu tą, którą spotkałam, jako jedenastolatka. Nie mając pojęcia, co się dzieje, krzyknęłam wystraszona na całe gardło…

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Część II Rozdział 4 "KSDR"

Lekcje w zwykłym liceum były bardzo przyjemne. Spędzałam dużo czasu z Pati i Klarą. Chociaż bywały też momenty, że miałam mojego najlepszego przyjaciela całkowicie po dziurki w nosie. Tak było głównie na lekcjach matematyki. Prowadził je profesor Tomasz Rakowski.
Patryk mówił mi, że uczył on wcześniej w gimnazjum, do którego chodził. Na pierwszej lekcji matematyki nie widziałam w tym brązowowłosym mężczyźnie nic nadzwyczajnego. 
Nauczyciel normalnie prowadził lekcje, tylko przesadzał ze słowem "prawda”. Brzmiało to tak, jakby chciał się upewnić swoich słów. Ale, żeby robić to, co drugi wyraz?  Dziwaczne. To była nasza ostatnia lekcja tego dnia, więc razem z Patrykiem poszłyśmy spotkać się z Aleksandrem i Moniką. Umówiliśmy się na spotkanie w pizzerii, ale musieliśmy trochę poczekać na ekipę, która była u nas na wymianie. Dotarli na miejsce robiąc przy tym trochę hałasu.
- Ola! Weź się ogarnij! - wyzywała Monika. - Przestań mnie obmacywać.
- Co? Ja? – udawał zdziwienie. – Przecież ja nic nie robię.
- Ile można na was czekać gołąbeczki? – wtrącił się Patryk.
- Gołąbeczki?! Wypraszam to sobie! – protestowała Monika. – Nigdy nie będę dziewczyną tego zboczeńca. To nie byłaby przemoc domowa a nie związek!
Gdy wszyscy się w końcu uspokoili i usiedliśmy do stołu, dołączyły do nas jeszcze dwie osoby z liceum Ratate. Alex powiedział mi, że chodzili oni do gimnazjum z nim, Patrykiem i Moniką. Byli to Viktor Micron oraz Kate Michael. Viktor był wysokim blondynem z elegancką fryzurą i równie szykownym ubiorem. Nosił też okulary, za którymi skrywał swoje brązowe oczy. Natomiast Kate była niziutką dziewczyną z burza loków koloru dojrzałego zboża. Usiadła do stołu u uśmiechnęła się do wszystkich, jednak ona nie jadła niczego, tylko wolno popijała sok jabłkowy przysłuchując się jak Pati opowiada o lekcji z panem Rakowskim.
         - Czy oni tak zawsze? – zapytałam znudzona ich rozmową.
         - Tak. Ta trójka jest jak jakaś sekta a on jest ich przywódcą… – mruknęła wskazując na Patryka.
         - Pati? O co chodzi z tym panem Rakowskim? – zapytałam przysuwając się bliżej niego. – Dlaczego macie taką obsesję na jego punkcie?
         - On jest naszym bóstwem! – odpowiedziała Monika. – A my jesteśmy KSDR!
         - Dobra… - nie wiedziałam jak na to zareagować. To była co najmniej dziwna odpowiedź. – A co oznacza skrót KSDR?
         - Klub Szalonych Dewiantów* Rakowskiego! – wykrzyknęła cała trójka.
Później wszyscy zaczęliśmy się śmiać, ponieważ wszyscy dookoła zaczęli się na nas gapić. Było już późno, więc każdy z nas wracał już do domu. Po drodze dyskutowałyśmy z Klarą o naszych nowych znajomych i o szkole.
         - Myślisz, że będziemy mieć duże zaległości jak wrócimy? – zapytałam naglę koleżankę. – W kwestii magii znaczy się.
         - Nie martw się o to. – zaśmiała się słodko. – Dyrektor jest kuzynem mojego ojca, więc mamy załatwione już dodatkowe zajęcia.
         - A kiedy? – niecierpliwiłam się. – Kiedy one będą?
         - Już jutro. – uśmiechnęła się. – Będą trwały przez cały dzień.
Tamtej nocy ledwo usnęłam. Nie mogłam się doczekać, aż ktoś wreszcie nauczy mnie jak posługiwać się drzemiącą we mnie mocą. Kto wie, może kiedyś dowiem się skąd ona pochodzi?
--------


osoba zachowująca się w sposób odbiegający od normy; 

Kolejny raz pozdrawiam moje koleżanki, czyli prawdziwy KSDR. ;)

czwartek, 7 stycznia 2016

Część II Rozdział 3 " Stary znajomy i program wymiany uczniowskiej"

Część II Rozdział 3 " Stary znajomy i program wymiany uczniowskiej"
         Stałam pośrodku parku cała przemoczona i wpatrywałam się w niego. Wydawało ni się, że był to ktoś, kogo nie widziałam od ponad pięciu lat. Mimo że był tuż przede mną, rażące w oczy sierpniowe słońce nie pozwoliło mi dokładnie mu się przyjrzeć. Mimo to wpatrywałam się w niego jak cielę na malowane wrota.
 Po chwili słońce schowało się za chmurami a ja mogłam ujrzeć, że to był naprawdę on Patryk Patison, mój najlepszy przyjaciel z dzieciństwa. Nie pomyliłabym go z nikim nawet po tak długim rozdzieleniu. Tylko on ma tą śliczną okrągłą, aktualnie lekko zarośniętą twarz i oczy nieokreślonego koloru. Jego krótkie włosy nierozjaśniane już przez promienie słoneczne straciły swoją złotą barwę i nabrały odcienia pomiędzy brązem i jasnym blondem.
         - Zamknij buzię, jeszcze mucha wleci ci do ust. – powiedział niskim, ale wyjątkowo ciepłym głosem. – Nie spodziewałem się tu ciebie, Leosiu.
         - Nie mogę uwierzyć, że znowu się spotykamy! – chciałam go uścisnąć, ale byłby wtedy tak mokry jak ja. – Mam tylko jedno pytanie: Czemu wepchnąłeś mnie do wody Rikuś?!
         - Błagam… nie mów do mnie Rikuś… - mruknął i siła posadził mnie na najbliższej ławce. – Zrobiłem to dla twojego dobra. Jak ty mogłaś się pokazać w mieście z taką fryzurą?!
         - Moje włosy! Zupełnie o nich zapomniałam. – dostałam małego napadu histerii. – Ałł… co ty robisz z moimi włosami?
         - Rozczesuję… - mruknął. – Nie chcę nawet wiedzieć, dlaczego trzymasz szczotkę we włosach…
Siedziałam dalej na tej zimnej, kamiennej ławce a Pati mierzył się z moimi włosami. Tak dawno się nie widzieliśmy, że przez cały czas ściskałam mój notes z nerwów. Jakieś dziesięć minut po tym jak zostałam posadzona siedzisku, przysiadł się obok mnie jakiś chłopak. Miał brązowe włosy i niebieskie oczy a na nosie nosił parę okularów z brązowymi oprawkami. Jego twarz zdobił krótki zarost. Ubrany był w niebieską koszulę w kratę, pod którą miał biały T-shirt.
         - Nigdy nie słyszałem o takim sposobie na podryw… - zwrócił się do Patryka. – Przeszkadzam ci, Pati?
         - O to tylko ty, Ola. – zaśmiał się mój przyjaciel, robiąc sobie krotką przerwę. – Ja tylko pomagam mojej starej znajomej.
         - Ola? Myślałam, że jesteś facetem. – przerwałam im rozmowę.
         - Jestem Aleksander Olczak. – przedstawił się wyciągając do mnie dłoń. – Tylko wybrani mogą zwracać się do mnie per Ola. Ty możesz mówić do mnie Aleks. A ty jak się nazywasz?
         - Jestem Leona Przypadek. – podałam mu dłoń z uśmiechem. – Możesz mi mówić Leo.
Kiedy Patryk skończył czesać moje włosy, okrył mnie swoją zieloną koszulą i obaj odprowadzili mnie pod szkołę. Po drodze naopowiadali mi dużo bardziej i mniej interesujących rzeczy. Dowiedziałam się, że obaj będą chodzić od tego roku do liceum Ratate i że Aleks, tak jak nasza dwójka też pochodzi z Polski. A dokładnie z okolic Radomia. Po tym jak doszliśmy pod główną bramę Pati zatrzymał się i zdjął z ręki plecioną bransoletkę. Wziął moją dłoń i pozostawił w niej ozdobę, po czym odszedł.
         - Nigdy nie zapomniałem o naszej obietnicy… - mruknął nie odwracając się.
         - Rikuś… Ty… - w moich oczach znikąd pojawiły się łzy. Nie mogłam przestać patrzeć na bransoletkę z napisem „BEST FRIENDS”, którą podarowałam mu, gdy się wyprowadzał. – Przez te wszystkie lata… pamiętałeś…
Po tym jak odeszli, wróciłam do swojego pokoju i przebrałam się w suche ubrania. Przyglądając się podarunkowi, myślałam o tamtej obietnicy.

Mieliśmy wtedy po jedenaście lat i byliśmy razem na jarmarku, gdy Patryk powiedział mi, że razem z rodzicami przeprowadza się do Stanów Zjednoczonych.
- Rikuś, nie możesz mnie tak zostawić! – płalałam. – Jesteś moim jedynym przyjacielem!
- Niestety, rodzice już podjęli decyzję. – objął mnie mocno. – Będziemy daleko, ale ja nadal będę twoim przyjacielem. Obiecuję.
Żadna atrakcja na tamtym jarmarku mnie nie uszczęśliwiała. Smętna chodziłam bez celu, podczas gdy Riki szukał dla nas waty cukrowej. Przez mija nieuwagę, przypadkowo wpadłam na jakąś dziewczynę. Ta wcale nie była o to na mnie zła. Była śliczna! Miała krótkie, błękitne włosy i niesamowicie przyjazny uśmiech. Wtedy zdecydowałam, że jak dorosnę, chcę być taka jak ona.
         - Proszę to dla ciebie. – powiedziała dając mi bransoletkę. – Sama ją uplotłam. Daj ją swojemu przyjacielowi, a na zawsze nimi pozostaniecie.
         - Dziękuję… - mruknęłam.
Nim się spostrzegłam. Ta piękna nastolatka zniknęła. Po chwili dołączył do mnie Pati i przyniósł pyszną watę cukrową. Usiedliśmy razem na murku i wzięliśmy się do jedzenia.
         - To dla ciebie. – przerwałam mu jedzenie i dałam plecionkę. – Noś ją codziennie. Oddasz mi ją jak znowu się spotkamy.
         - Dobrze. – uśmiechnął się. – A ty do tego czasu nie ścinaj swoich włosów.
         - Ani o centymetr! – zgodziłam się.
To było nasze ostatnie spotkanie… Po pięciu latach rozłąki naszedł czas, żebym ja dotrzymała swojej części tej umowy. Przez ten czas strasznie urosły i przyprawiły mi tyle problemów. Nareszcie mogłam je obciąć.

Nadszedł pierwszy września! Dyrektor Foot oficjalnie poprowadził rozpoczęcie roku szkolnego. Po tych wszystkich nudnych przemówieniach nagle zaczęło się coś ciekawego.
- Jak część z was zapewne wie, prowadzimy program wymiany międzyszkolnej z liceum Ratate. – zaczął wesołym głosem. – Teraz wylosujemy dwójkę szczęśliwców, którzy przez pierwsze trzy dni będą brać udział w lekcjach w tamtej szkole.
Pociągnięciem dźwigni włączył maszynę losującą. Wylosowany mógł być każdy. Po kilku minutach na ekranie pojawiły się dwa nazwiska „ Klara Leg” oraz… „Leona Przypadek”. Obie byłyśmy bardzo zaskoczone tym wynikiem, ale cieszyłyśmy się, że pójdziemy tam razem. Ciekawe czy wszyscy tam będą jak Pati i Aleks? Następnego dnia stawiłyśmy się tam pół godziny przed zajęciami, gdzie pan Falco, wychowawca klasy, do której dołączyłyśmy wytłumaczył nam, co i jak. Był dobrze zbudowanym mężczyzną. Miał krótkie blond włosy i zielone oczy. Na nosie nosił okrągłe, miedziane okulary. Ubrany był w koszule i spodnie w barwach maskujących. Po rozmowie z nim zauważyłam na korytarzu Aleksa i Patryka. Rozmawiali oni z jakąś niską rudowłosą dziewczyną ubraną w czerwoną koszulę, dżinsy i czarne botki. Nim zdążyłyśmy do nich podejść Aleks i tamta dziewczyna wyszli ze szkoły.
         - Cześć dziewczyny. – przywitał się z nami. – Czyli to wy jesteście u nas na wymianę?
         - Tak. – przytaknęłam. – A kim była tamta dziewczyna, z którą rozmawiałeś?
         - To Monika Jastrząb, chodziliśmy razem do gimnazjum. – Tłumaczył. – Ona i Aleks idą do was na wymianę. A kim jest twoja koleżanka?
Przedstawiłam mu Klarę i razem poszliśmy na lekcje. Na moje szczęście przydzielono nas właśnie do jego klasy.



A oto wspomniana dziś trójca w kraciastych koszulach!


Autorem tego dzieła jest moja koleżanka ( to ta pośrodku :P)
Zapraszam do obejrzenia innych jej prac

Pozdrawiam moje koleżanki, na których wzorowałam te postacie. Mam nadzieję, że się nie obrazicie!

Zapraszam na ich bloga:


poniedziałek, 4 stycznia 2016

Część II Rozdział 2

         Następnego dnia, obudziłam się dość wcześnie i w doskonałym humorze. Pierwszy raz od bardzo i to naprawdę bardzo dawna spalam w łóżku, że nawet zapomniałam, jakie to może być przyjemne. Rozejrzałam się po pokoju. Były w nim dwie sosnowe szafy oraz po dwa biurka i łóżka ze śnieżnobiałą pościelą. Przypominał trochę pokój szpitalny, ale mi to nie przeszkadzało. Miałam w swoim pokoju najsłodszy widok we wszechświecie – śpiącą Klarę! Jej ametystowe włosy układały się w idealnie symetryczne fale a jej twarzyczka wyglądała tak niewinnie. Mogłabym się w nią tak wpatrywać przez długie godziny, ale jednak postanowiłam ubrać się i uczesać tę niesforną plątaninę zwaną także moimi włosami. Próbując ujarzmić to „coś” koloru ciemnego brązu, które niejednokrotnie prawie doprowadziło mnie do szaleństwa, złamałam moją szczotkę. Już szóstą w tym miesiącu! Mamy nowy rekord! Na dodatek nie mogłam jej wyciągnąć z tej czupryny, jakby ją wciągnęło. W końcu dałam sobie spokój z włosami i założyłam mój nowy mundurek. Dobra nie mój… Wzięłam go z szafy mojej współlokatorki. Nie ma jeszcze mundurka dla mnie, ale na szczęście nosimy ten sam rozmiar. W czasie, gdy dokonywałam ostatecznych poprawek w moim stroju, (ubierałam pasujące podkolanówki) ktoś zatrzymał czas. Wyszłam na główny korytarz, żeby sprawdzić co się stało. Zobaczyłam tam pięć kobiet wchodzących do szkoły i trzech mężczyzn podążających ich śladem. Wśród nich był ten blondyn, którego poznałam wczoraj. Moją uwagę przykuła jednak inna osoba a konkretnie kobieta bardzo podobna do Klary. Miała dokładnie takie same lśniąco fioletowe oczy a jej włosy były podobne, ale w jaśniejszym kolorze. W tamtej chwili pomyślałam, że lepiej będzie jak nikt mnie nie zobaczy, więc szybko schowałam się pod stojącą nieopodal ławką. Przysłuchiwałam się co się tam działo. Do tamtej grupy dołączyły jeszcze dwie osoby.
         - Lili! Po co tu wszyscy przyszliście? – powiedział ktoś sapiąc ze zmęczenia. Po głosie poznałam, że do dyrektor albo pan Vincent. – Co tym razem wymyśliłaś?
         - I kto to mówi… - burknął sarkastycznie jakiś mężczyzna. – Zwykle to ty coś wymyślałeś.
         - W każdym razie… - przerwała im jakaś kobieta. – Chcemy urządzić dzieciakom niezłą pobudkę!
Po chwili słyszę ich kroki. Rozeszli się do różnych pokoi, więc wreszcie mogłam wyjść z ukrycia. Przepalam się z kurzu i zauważyłam, ze czas wrócił już do normy. Zgłodniałam od tego krótkiego podsłuchiwania, więc poszłam do stołówki zjeść śniadanie. Na miejscu spotkałam Klarę. Siedziała ona przy stole z jeszcze z sześcioma osobami.
         - Leo! Siadaj z nami! – zawołała zapraszając mnie do stolika. – Przedstawię cię wszystkim.
         -  Miło mi was poznać… - mruknęlam cicho. Wszyscy patrzyli na mnie wilkiem przez krótką chwilę.
         - Kochani… To jest Leona, moja współlokatorka. – wyjaśniła im. – Leo to są… jejku ilu tu nas jest? Dobra, więc od lewej: Adam, Arek, Mari, Vanessa, Claus i Mikołaj.
Uśmiechnęłam się do wszystkich na powitanie. Adam i Arek to bliźniacy, których spotkałam wczoraj. „Jacy oni śliczni…” pomyślałam. Tuż obok siedziała ładna dziewczyna o ciemniejszej karnacji i włosach w kolorze ombre. Popatrzyła na mnie krzywo swoimi przerażającymi, czerwonymi oczami, po czym odeszła od stołu. Zauważyłam wtedy, że jej sylwetka też jest lepsza od mojej. Ona była niczym Beyonce! Następna była Vanessa. Uśmiechnęła się do mnie, chociaż zauważyłam, że to był jedynie fałsz. Ubierała się w stylu Emo, ale podobała mi się jej kraciasta spódniczka. Dziewczyna miała krótkie z tyłu a z przodu zaczesane na twarz rude włosy, przez co nie widziałam jej oczu. Przywitała się ze mną, później dołączyła do Mari. Została nas już tyko szóstka. Claus był, wysokim brunetem z długimi, brązowymi włosami związanymi w kucyk i lekkim zarostem. Na jego nosie błyszczały brązowe, okrągłe okulary, spod których wyłaniało się mordercze spojrzenie skierowanie do Klary. Dziewczyna mu wtórowała. Gdyby nie, siedzący pomiędzy nimi białowłosy Mikołaj, pewnie dawno by się pobili. Spojrzał na tę dwójkę surowo swoimi błękitnymi oczyma a ci natychmiast się uspokoili. Poczułam, że mają do załatwienia jakieś sprawy miedzy sobą, wiec poszłam się przewietrzyć w nowym parku naprzeciwko szkoły. Wzięłam swój notatnik i wieczne pióro. Może spacer i pisanie poprawi mi humor. Czułam się taka samotna, ludzie byli wobec mnie tacy zdystansowani. Tylko Klara była wobec mnie naprawdę przyjazna, ale teraz miała własny problem z Clausem. Usiadłam na brzegu fontanny i próbowałam zacząć tworzyć. Zawsze, gdy mam podły humor zabieram się do pisania wierszy.

Przez pół świata wędrowałam
Tej jedynej
Prawdy gorzkiej szukałam
Jednak jestem niczym klej
I wszystkie problemy trzymają się mnie..

Jestem tu, gdzie spełniają się marzenia
Czy naprawdę tak jest?
Sny me doznają spełnienia
A może to już kres
Gdzie cel mojej podróży przez życie?

Brak mi ciebie, tego jedynego
Byś stał dumie u mego boku
Za nic mam twe wielkie ego
Żądam tylko twego widoku
Resztę załatwi przeznaczenie…

Zamyślona próbowałam wymyślić jeszcze jedną strofę, gdy ktoś przebiegł mi tuz przed nosem. Pchnął mnie prosto do wody. Czy to było specjalnie? Na całe szczęście notatnik ocalał, ale ja byłam cała przemoczona. Po chwili chłopak, który mi to zrobił wrócił i pomógł mi wyjść z wody. Uśmiechnął się do mnie przeczesując dłonią swoje złote włosy.

         - N…iemożliwe… - jego widok prawie odebrał mi mowę. – T..to.. To naprawdę ty?  


CIĄG DALSZY NASTĄPI...

niedziela, 3 stycznia 2016

Nowy rok. Nowe pokolenie. Nowa historia.

Nowy rok. Nowe pokolenie. Nowa historia.

Część II Rozdział 1

" Leona Przypadek"


         19 lat temu świat obiegła niezwykła wieść o tym, że magia naprawdę istnieje. Zaczęło się od zwykłego filmiku w Internecie, który został bardzo szybko usunięty. Kilka dni później informacja została oficjalnie potwierdzona przez samego świętego Mikołaja. Było to szokiem dla wszystkich. Tak opowiadali mi rodzice, bo ja urodziłam się dopiero trzy lata później. Przez pierwsze dziesięć lat mojego życia byłam tylko zwyczajnym dzieckiem, które nie musiało już wierzyć w magię. Mogłam ją zobaczyć na własne oczy. Moi rodzice nie byli czarodziejami. Bardzo chciałam, żeby było inaczej, ale nic nie mogłam na to poradzić.
         Gdy byłam dziesięciolatką, jechałam z rodzicami na wycieczkę do Krakowa. Nagle świat zamarł w bezruchu. Nie wiedziałam, co się dzieje. „Magia” tylko to słowo mogłoby odpowiedzieć na moje pytanie. Po chwili wszystko wróciło do normy. Może niezupełnie. W tamtym momencie odkryłam w sobie moc. Nie myślałam wtedy nawet o tym, że to powinno być niemożliwe. Nagle potrafiłam zmieniać moje części ciała w ich zwierzęce odpowiedniki. Moi rodzice nie wiedzieli co ze mną zrobić, przez co tata przestał patrzeć na drogę i spowodował wypadek. Samochód wjechał z ogromną prędkością w pędzącą ciężarówkę. Cały przód został zmiażdżony a ja zostałam uwięziona na tylnym siedzeniu, nieprzytomna. Gdy się ocknęłam, świat ponownie zastygł w bezruchu. Z pomocą nowo zdobytych zdolności zdołałam wydostać się z samochodu. Wybiegłam szukając pomocy. Jak pewne się domyślacie, tamtego dnia zostałam sierotą. Opiekę nade mną przejęła babcia. Było mi z nią bardzo dobrze. Przez następne kilka lat niemal każdą wolną chwilę spędzałam z nosem w książkach. Musiałam się bardzo pilnie uczyć, żeby dostać się do mojego wymarzonego liceum, do Wand Highschool. Tylko tam znajdę odpowiedź na to, co dokładnie wydarzyło się tamtego dnia.
         Sześć lat po wypadku, pod koniec lata wyruszyłam w podróż do Stanów Zjednoczonych. Autostopem w kilka dni dostałam się z Nowego Yorku do Desideraty. Znalazłam duże, białe budynki szkoły i stanęłam przed bramą. Tu miało się spełnić moje marzenie. Z głębokiej zadumy wyciągnął mnie jakiś mężczyzna. Był wysoki i ubrany był w brązowy skórzany płaszcz. Miał średniej długości, zmierzwione włosy w kolorze ciemnego blondu i prześliczne zielone oczy. Był bardzo przystojny.
         - Idziesz spotkać się z dyrektorem? – zapytał z brytyjskim akcentem.
         - T..tak. – odpowiedziałam onieśmielona jego osobą.
         - Chodź ze mną zaprowadzę cię. – uśmiechnął się. – Chłopaki, nie obijajcie się!
Po chwili przybiegło do niego dwóch młodzieńców, prawdopodobnie w moim wieku. Obaj byli do siebie niezwykle podobni. Mieli schludnie uczesane włosy w takim samym kolorze jak mężczyzna. Niezwykle jasną cerę i srebrzyste oczy. We czwórkę szliśmy poprzez opustoszałe korytarze szkoły. Ściany były w pięknym odcieni błękitu a posadzka była zrobiona z ciemnego granitu. Podeszliśmy pod drzwi gabinetu. Mężczyzna kazał mi zaczekać chwilę a on i jego synowie weszli pierwsi. Im dłużej tam czekałam tym bardziej się denerwowałam. Z minuty na minutę moje serce biło coraz szybciej. Moje nogi były jak z waty na dodatek zaczął doskwierać mi ból brzucha. Pierwszy raz w życiu byłam tak zdenerwowana. Omal nie dostałam zawały, gdy z gabinetu wyszli chłopcy.
         - Hej ty! – powiedział jeden. – Możesz już wejść do środka.
         - Ok.! – odpowiedziałam.
Wzięłam głęboki oddech i przekroczyłam próg. Oprócz spotkanego wcześniej mężczyzny w środku był jeszcze jeden. Był wręcz przeogromny. Miał śnieżnobiałe włosy i bliznę na policzku. Siedział w fotelu opierając się o wielkie biurko.
         - Dzień dobry. – powiedziałam, żeby zacząć rozmowę.- Chciałabym zapisać się do tej szkoły.
Mężczyzna przez chwilę miał dziwny wyraz twarzy, tak jakby właśnie zobaczył ducha. Po kilku sekundach chrząknął i powiedział:
         - Do tej szkoły nie można SIĘ ZAPISAĆ. Tu jest się zapisanym od urodzenia.
         - Chyba, że jest się Vincentem lub Bazylem... - mruknął pod nosem blondyn.
         - Jak się nazywasz kochana. – zapytał dyrektor.
         - Jestem Leona Przypadek. – powiedziałam nabierając trochę pewności siebie. – Na pewno nie jestem zapisana do tej szkoły. Moi rodzice nie byli czarodziejami, ale ja...
         - To może nam pokażesz? – zaproponował blondyn. – Jeśli jesteś czarodziejką, to musimy cię przyjąć.
         - Mam nadzieję, że to wystarczy... – mruknęłam zamieniając moja rękę w kocią łapę.
         - Łał... – powiedział dyrektor. – To...
         - To niczego nie dowodzi. – przerwał mu ten drugi. – Równie dobrze możesz być tylko jakimś dziwnym wilkołakiem.
         - Ale... ale... – zaczęłam płakać i skierowałam się w stronę wyjścia. Nim otworzyłam drzwi stanęłam otarłam łzy i nie odwracając się powiedziałam. – Czas ostatnio zatrzymał się dwa dni temu koło południa. Prawda, panie Mikołaju?
         - Tak. – odpowiedział niepewnie. – Ale skąd ty o tym wiesz?
         - Bo mnie to nie dotyczy.- powiedziałam najpoważniejszym tonem, jakim potrafię. - Już od sześciu lat.
Po chwili usłyszałam pstryknięcie palcami a świat znów zamarł w bezruchu. Ale już mnie to nie obchodziło. Po prostu wyszłam za zewnątrz. Przeszłam kilka kroków i zobaczyłam na korytarzu dwie poruszające się osoby. Była to dziewczyna o długich, fioletowych włosach i elfich uszach oraz czarnowłosy mężczyzna łudząco podobny do dyrektora. Dziewczyna podbiegła do mnie.
         - Cześć jestem Klara. Też będziesz się tu uczyć? – zapytała ściskając moją dłoń.
         - Nie... nie jestem zapisana... – mruknęłam.
         - Dlaczego? Przecież jesteś czarodziejką. – zdziwiła się.
         - Oni uważają inaczej... – zaprzeczyłam.
         - Ale ja to czuję! – nie miała zamiaru odpuścić. – Tato! Musimy to wyjaśnić!
         - Masz rację Klaruś. – uśmiechnął się. – Chyba, że tego nie chcesz?
         - Jasne, że chcę! – krzyknęłam.- Marzę o tym od zawsze!
         - To chodź z nami! – wyciągnął do mnie rękę. – Ja już ich przekonam.
Tak, więc poszłam z tą dwójką z powrotem. Była to bardzo interesująca para. Ojciec i córka tak sobie bliscy. Aż miło się na nich patrzyło.
         - Vinci, Klara! Jesteście! – powiedział uradowany dyrektor, po czym mnie zobaczył. – Przyprowadziliście też z powrotem naszą nową uczennicę!
         - Nie nazywaj mnie tak! – wściekł się ojciec Klary.
         - Ale mówił pan, że nie mogę się zapisać. – powiedziałam niepewnie.
         - Tak, nie można zapisać się do tej szkoły...- stwierdził a później wskazał ręką na ojca Klary. – Chyba, że jesteś jak Vincent.
         - Mikołaj, co masz na myśli? – zapytał ciemnowłosy. – W jakim sensie ta mała jest jak ja?
         - Nie mam pojęcia dlaczego, ale Leona potrafi dalej się poruszać mimo tego, że czas się zatrzymał. Nie zauważyłeś. – uśmiechnął się pełen zaciekawienia. – Poza tym jej rodzice, tak jak twoi nie są czarodziejami.
         - Nie byli...- poprawiłam dyrektora. – moi rodzice nie żyją od sześciu lat.
         - Przepraszam, nie wiedziałem. – mruknął, po czym poprawił błękitny krawat i powiedział. – W każdym razie, Zostaniesz uczennicą tej szkoły i będziesz dzielić pokój z Klarą. Zgoda?
         - Oczywiście! – zgodziłyśmy się w tym samym momencie.
Po tej rozmowie czas znów zaczął płynąć a dyrektor i pan Vincent zaprowadzili nas do naszego nowego pokoju. Rok szkolny miał się zacząć dopiero za tydzień a ja już nie mogłam się doczekać. Wtedy właśnie miała rozpocząć się moja przygoda z magią.




SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!

Copyright © 2016 Opowieści Kattys , Blogger