Następnego
dnia to znaczy w sobotę wstałam około siódmej i od razu budziłam moją
współlokatorkę. Musicie wiedzieć, że ta dziewczyna jest bardzo leniwa i śpi jak
suseł. Obudzić ją to wielkie wyzwanie. Najpierw próbowałam łagodnie. Tylko
przewróciła się na drugi bok. Spróbowałam hałasu a ona nic. W końcu siłą wypchnęłam
ją z łóżka.
-
Leo! Co ty wyprawiasz?! – krzyczała na mnie wściekła. – Daj mi się wyspać,
chociaż raz w tygodniu!
-
Ale dzisiaj mamy iść do twojego domu na dodatkowe zajęcia! – przypomniałam jej
głośno.
-
Aaa… zupełnie zapomniałam! – krzyknęła zaniepokojona. Prawie wyskoczyła z
łóżka. – Musimy się pospieszyć.
W kilka minut byłyśmy już gotowe, więc
ruszyłyśmy w drogę. Na całe szczęście dom Klary był niedaleko. Na miejscu
zobaczyłam Naprawdę ogromny budynek. Oczywiście był mniejszy niż nasza szkoła,
ale dość duży jak na dom. Centralna część budynku wyglądała na starszą niż
pozostałe. Niebieska boazeria, białe wykończenia i czerwony dach… Reszta bomu
przypominała już bardziej współczesne budynki, czyli ogromne białe kloce. Cóż…
architektura w naszych czasach nie może równać się nawet z tą średniowieczną.
Weszłyśmy do środka, oczywiście moja koleżanka była pierwsza.
-
Już jestem! – krzyknęła przekraczając próg. – Przyprowadziłam też Leonę.
-
Dzień dobry! – powiedziałam głośno.
-
Cześć dziewczyny. – powiedziała białowłosa kobieta, która zeszła ze schodów. –
Mój brat czeka na was w sali do ćwiczeń.
-
Dobrze, już tam idziemy. – odpowiedziała jej Klara z uśmiechem. – Ty też do nas
dołączysz?
-
Tak zaraz tam przyjdę. Musicie ciężko trenować i przegonić ten wkurzający duet.
– uśmiechnęła się.
Klara prowadziła mnie do miejsca, gdzie
miałyśmy mieć zajęcia. Po drodze wytłumaczyła mi, że jej dom jest taki duży,
ponieważ mieszkają tu też jej dziadkowie oraz wujostwo. Cała rodzina w jednym
budynku. Poza tym mieli też miejsca do ćwiczenia się w magii. Kobieta, którą
widziałyśmy wcześniej, to była siostra pana Vincenta. Klara mówiła mi, że ona
zawsze chciała pokonać swojego brata i kuzyna w pojedynku, jednak nigdy nie
była w stanie. Dojście na miejsce spotkania z profesorem zajęło nam kilka
minut. Sala do ćwiczeń była po prostu dużym pustym pomieszczenie z drewnianym
parkietem i lustrami na ścianach. W środku czekali na nas: ojciec Klary, pan
dyrektor, Mikołaj oraz Claus. „Wszyscy mają pomagać w naszych lekcjach? To, na
czym będą one polegały?” – pomyślałam. Po chwili pan Foot wszystko nam
wyjaśnił, albo tylko mnie, bo wyglądało na to, że Klara już wszystko wiedziała.
W związku z tym, że obie dysponujemy mocą zatrzymywania wszelkich zaklęć,
musiałyśmy przechodzić specjalny trening, zupełnie inny niż reszta uczniów. Dostałyśmy
specjalne okulary, dzięki którym nasze zadanie stało się dużo łatwiejsze.
Pokazywały one, jaki rodzaj magii został użyty oraz kto rzucił czar. Dodatkowo
szkła zamieniały wizualnie kolor naszych oczu na niebieski. Takie bardziej
podobały mi się niż moje, bursztynowe. Po treningu wuj mojej przyjaciółki
przygotował dla nas niespodziankę. Miałyśmy kontynuować zajęcia jutro i spędzić
tę noc w domu rodzin Foot, Leg i… Falco. Tak, Falco. Jak ja mogłam być tak
ślepa? Profesor Rupert Falco, nauczyciel sztuki oraz wychowawca klasy pierwszej
„C” w liceum Ratate jest mężem ciotki dyrektora Foot’a (oraz profesora Leg’a –
ojca Klary). Jakby tego było mało jest też ojcem Clausa! Ta rodzina jest
całkiem pokręcona. W jednym domu mieszka ich czternaścioro. Czułam się co
najmniej dziwnie, kiedy jadłam z nimi kolację. Jednak nie było wtedy
wszystkich. Brakowało mamy Klary, która musiała wyjechać w jakiejś ważnej
sprawie.
Klara
pożyczyła mi jakąś piżamę, a pan Vincent pokazał mi wolny pokój, w którym
mogłam przenocować. Była to jego pracownia, bo musicie wiedzieć, że Vincent Leg
jest jednym z najbardziej znanych malarzy na świecie. To oczywiste, ze na taki
ogromny dom nie zapracował z pensji nauczyciela. Pokój był bardzo ładny, przestronny
z dużymi oknami. Na ścianach wisiało wiele obrazów a w kącie stała sztaluga. W
całym pomieszczeniu było wiele przyborów malarskich. Na jednym obrazie
zauważyłam dziewczynę niezwykle podobną do tej, którą spotkałam na festynie
jako mała dziewczynka.
-
Profesorze, kto jest na tym obrazie? – zapytałam się pana Vincenta.
-
Nie wiem. – odpowiedział spokojnym głosem, choć patrząc na niego widziałam
jakby się czegoś bał.
-
Jak może pan nie wiedzieć, kogo namalował? – pytałam z jeszcze większym
zaciekawieniem.
-
Bo widzisz, ze mną jest tak, że potrafię przewidywać przyszłość i wiele z tych
wizji przelewam na płótno. – Tłumaczył skupiony na oczach tamtej dziewczyny. – To,
co tam namalowałem, jeszcze się nie spełniło.
-
Ale ona jest prawie na każdym obrazie… - mruknęłam rozglądając się po pokoju. –
Na tym ze smokiem, z wilkami… Jest wszędzie, tylko ukryta.
-
Ja.. Ja… Ja sam to wszystko namalowałem i nawet nie zauważyłem… – wyjąkał z
przerażeniem w głosie. - Życzę ci dobrej
nocy Leono! – krzyknął wychodząc pospiesznie z pokoju.
„Chyba właśnie doprowadziłam mojego nauczycielu
do obłędu…” pomyślałam kładąc się spać. Lóżko było bardzo wygodne jak na mebel
sprzed ponad dwudziestu lat, więc szybko zasnęłam.
Następnego
ranka obudziło mnie jakieś przeczucie. Coś było inaczej… czułam, że przez sen
przez przypadek uruchomiły się moje moce zmiany w zwierzęta i miałam ogon, ale
nie zwróciłam na to zbytnio uwagi. Poszłam wziąć prysznic w łazience, która
była tuz za drzwiami. Weszłam do środka i zobaczyłam swoje odbicie w lustrze.
Przetarłam oczy ze zdziwienia i spojrzałam ponownie. Bez zmian. Moje włosy były
niebieskie! Na dodatek miałam uszy jak u lwa i ogon tego też zwierzęcia, ale
też w kolorze błękitu. Na dodatek skrzydła jak u ważki. Popatrzyłam znów na
swoje odbicie. Ja… ja przypominałam tą dziewczynę z obrazu tą, którą spotkałam,
jako jedenastolatka. Nie mając pojęcia, co się dzieje, krzyknęłam wystraszona
na całe gardło…
Szuper ekstra zajebiście
OdpowiedzUsuńSzuper ekstra zajebiście
OdpowiedzUsuń