środa, 5 sierpnia 2015

Tożsamość zajączka wielkanocnego.

Rano, kiedy się obudziłem wciąż przeżywałem wczorajszy dzień. Jedyną dobrą rzeczą, która z tego wynikła, był dzień wolny.
Mimo wszystko wstałem wcześnie. Chciałem pospacerować po okolicy. Kiedy otworzyłem drzwi zobaczyłem leżącą na ziemi kopertę. Widniało na niej tylko moje imię i nazwisko. Zajrzałem do środka i wyciągnąłem z niej małą kartkę z napisem: „Spotkajmy się o 12 w moim gabinecie.  C. Chupacabra
Zrobiłem tak jak prosiła pani dyrektor. Gdy wszedłem do środka już na mnie czekała. Uśmiechnęła się do mnie i powiedziała:
- Teraz jesteś naprawdę podobny do ojca.
- Tylko po to mnie pani wezwała? – zapytałem zdenerwowany.
- Nie. Mam do ciebie prośbę. Odnajdź zajączka wielkanocnego. – odparła bardzo poważnie.
- Jak mam to zrobić?
- Kiedy zatrzymasz czas, jedyną osobą mogącą się poruszać poza tobą będzie właśnie zajączek wielkanocny. W ten sposób go znajdziesz.
- Zrozumiałem.
- Jeszcze jedno. Jeśli kogoś dotkniesz bezpośrednio, nie przez ubranie wtedy się jakby to ująć… obudzi.
Przytaknąłem, że rozumiem i pstryknąłem palcami zatrzymując czas. Zacząłem przeszukiwać szkołę. Niegdyś niebieskie ściany w korytarzach, poszarzały. Tak samo jak wszystko wokół. Nie działała cała elektronika. Bieganie w takim zastygłym świecie sprawiało, że miałem ciarki. Musiałem tylko znaleźć jedną „żywą” osobę i nikogo nie dotknąć. Proste, co nie? A jednak nie. Przeszukałem prawie całą szkołę, lecz nadal go nie znalazłem. Została mi tylko część sportowa. Pobiegłem na skróty przez strzelnicy.  Nagle w moją stronę pędzi czyjaś strzała. Omal tam nie zginąłem. Obróciłem się, żeby sprawdzić, kto ją wystrzelił. Musiał to być zajączek wielkanocny. Tajemniczym łucznikiem okazał być ktoś, kogo dobrze znam… a raczej okazała. Niemal nie zemdlałem z wrażenia, kiedy zobaczyłem tam Lili. Podbiegła do mnie z krzykiem:
            - Mikołaj! Nic Ci nie jest.
            -Nie możliwe… Ty… - wymamrotałem cicho.
            - Coś Ci się stało? Proszę mów głośniej. – mówiła zmartwiona.
            - Nic mi nie jest. – uspokajałem ją. – Następnym razem patrz w co celujesz.
            - Przepraszam. Nagle wszystko zamarło. Pomyślałam, że nareszcie mogę w spokoju poćwiczyć. Wiesz, co się wszystkim stało?
            - Nie ma teraz czasu na wyjaśnienia.  – powiedziałem ciągnąc ją za rękę. – Pani dyrektor chce się z tobą widzieć.
Kiedy czas z powrotem płynął pani dyrektor wytłumaczyła nam, na czym polega bycie świętym Mikołajem i zajączkiem wielkanocnym. Dała mi też specjalną latającą deskę, żeby móc się wszędzie dostać.  Była ona w tym metalowym opakowaniu. Niestety nie wiadomo co James zrobił ze swoja deską, więc Lili takiej nie dostała

            W pojedynkę sobie z tym nie poradzimy. Mamy za mało mocy by zatrzymać czas na wystarczająco długo. Dlatego postanowiliśmy się w tym wspierać, ale zamierzamy wstrzymać się z powiedzeniem prawdy Arturowi. Czuję, że zbliża się jakieś niebezpieczeństwo. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Opowieści Kattys , Blogger