Rano, kiedy się obudziłem wciąż
przeżywałem wczorajszy dzień. Jedyną dobrą rzeczą, która z tego wynikła, był
dzień wolny.
Mimo wszystko wstałem wcześnie. Chciałem
pospacerować po okolicy. Kiedy otworzyłem drzwi zobaczyłem leżącą na ziemi
kopertę. Widniało na niej tylko moje imię i nazwisko. Zajrzałem do środka i
wyciągnąłem z niej małą kartkę z napisem: „Spotkajmy się o 12 w moim
gabinecie. C. Chupacabra”
Zrobiłem tak jak prosiła pani dyrektor.
Gdy wszedłem do środka już na mnie czekała. Uśmiechnęła się do mnie i
powiedziała:
- Teraz jesteś naprawdę podobny do ojca.
- Tylko po to mnie pani wezwała? –
zapytałem zdenerwowany.
- Nie. Mam do ciebie prośbę. Odnajdź
zajączka wielkanocnego. – odparła bardzo poważnie.
- Jak mam to zrobić?
- Kiedy zatrzymasz czas, jedyną osobą mogącą
się poruszać poza tobą będzie właśnie zajączek wielkanocny. W ten sposób go
znajdziesz.
- Zrozumiałem.
- Jeszcze jedno. Jeśli kogoś dotkniesz
bezpośrednio, nie przez ubranie wtedy się jakby to ująć… obudzi.
Przytaknąłem, że rozumiem i pstryknąłem palcami zatrzymując czas. Zacząłem
przeszukiwać szkołę. Niegdyś niebieskie ściany w korytarzach, poszarzały. Tak
samo jak wszystko wokół. Nie działała cała elektronika. Bieganie w takim
zastygłym świecie sprawiało, że miałem ciarki. Musiałem tylko znaleźć jedną
„żywą” osobę i nikogo nie dotknąć. Proste, co nie? A jednak nie. Przeszukałem
prawie całą szkołę, lecz nadal go nie znalazłem. Została mi tylko część
sportowa. Pobiegłem na skróty przez strzelnicy. Nagle w moją stronę pędzi czyjaś strzała. Omal
tam nie zginąłem. Obróciłem się, żeby sprawdzić, kto ją wystrzelił. Musiał to być
zajączek wielkanocny. Tajemniczym łucznikiem okazał być ktoś, kogo dobrze znam…
a raczej okazała. Niemal nie zemdlałem z wrażenia, kiedy zobaczyłem tam Lili. Podbiegła
do mnie z krzykiem:
- Mikołaj! Nic Ci nie
jest.
-Nie możliwe… Ty… -
wymamrotałem cicho.
- Coś Ci się stało? Proszę
mów głośniej. – mówiła zmartwiona.
- Nic mi nie jest. –
uspokajałem ją. – Następnym razem patrz w co celujesz.
- Przepraszam. Nagle wszystko
zamarło. Pomyślałam, że nareszcie mogę w spokoju poćwiczyć. Wiesz, co się
wszystkim stało?
- Nie ma teraz czasu na
wyjaśnienia. – powiedziałem ciągnąc ją
za rękę. – Pani dyrektor chce się z tobą widzieć.
Kiedy czas z powrotem płynął pani dyrektor wytłumaczyła nam, na czym polega
bycie świętym Mikołajem i zajączkiem wielkanocnym. Dała mi też specjalną
latającą deskę, żeby móc się wszędzie dostać. Była ona w tym metalowym opakowaniu. Niestety
nie wiadomo co James zrobił ze swoja deską, więc Lili takiej nie dostała
W pojedynkę sobie z tym
nie poradzimy. Mamy za mało mocy by zatrzymać czas na wystarczająco długo.
Dlatego postanowiliśmy się w tym wspierać, ale zamierzamy wstrzymać się z powiedzeniem
prawdy Arturowi. Czuję, że zbliża się jakieś niebezpieczeństwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz