Najpierw chciałabym życzyć wam wszystkim wesołych świąt, albowiem dzisiaj obchodzimy wielkie święto którym jest...
Dzień Musztardy!
Z tej okazji chciałabym podarować wam świąteczną część mojej opowieści.
Wreszcie nadszedł długo
oczekiwany przez wszystkich dzień, czyli moje urodziny. ;) Oczywiście chodzi mi
o 24 grudnia. W ten dzień cały świat zmienia swoje oblicze. W miastach
pojawiają się światełka ozdabiające domy i ulice. Wszyscy uczniowie wyjechali do domu na święta Zwykłe
świerkowe drzewka nagle stają się ozdobą wielu domostw.
W moim przypadku dzień
ten był zawsze nieszczęśliwy. Za każdym razem spędzałem go w smutku i
samotności. Wreszcie przyszła pora to zmienić! W tym roku prezenty dostarczał
najmłodszy święty Mikołaj w historii – Mikołaj Claus Foot ( tak, na drugie mam
Claus). Razem z Lili mieliśmy opracowany plan działania. Dużo trenowaliśmy w
oczekiwaniu na ten dzień. Najpierw ona zatrzymała czas, lecz przedtem ubrałem
czerwony sweter oraz czapkę świętego mikołaja. Wsiadłem da deskę i zacząłem
latać od domu do domu. Zacząłem od państw najdalej wysuniętych na wschód i
kierowałem się w stronę zachodnią. Było to łatwiejsze niż się spodziewałem.
Miałem ze sobą specjalny magiczny worek. Wystarczyło, że do niego sięgnąłem a
wyciągałem odpowiedni prezent. Na dodatek nie magiczni ludzie nie mieli nigdy
pojęcia o tym, że to święty Mikołaj je dostarcza. To także była sprawka teko
worka. Ich wspomnienia były modyfikowane tak, że uważali, że sami kupili
prezenty dla swoich przyjaciół i rodziny. Nim zaklęcie Lili przestało działać
zdążyłem dostarczyć podarunki na ponad pół globu. Jestem pewien, że było to dla
niej bardzo męczące. Później sam zatrzymałem czas. Wszystko szło gładko aż do
ostatniego domu. Dziwnym zbiegiem okoliczności dom ten mieścił się w Desideracie.
Był to naprawdę ładny dom. Przynajmniej na zewnątrz, ponieważ nie oglądałem zbytnio
jego wnętrza. Moim zadaniem było przecież zostawienie prezentów pod choinką nie
zwiedzanie. Zostawiłem górę paczek pod drzewkiem i kierowałem się ku oknu.
Nagle usłyszałem za plecami dziecięcy głos:
-
Jesteś świętym Mikołajem?
-
Ee… - obróciłem się żeby upewnić się czy się nie przesłyszałem. Za mną stała
mała dziewczynka. Miała brązowe włosy uplecione w warkocz. Patrzyła na mnie
swoimi dużymi zielonymi oczyma. Przedtem widziałem ją kątem oka jak siedziała zastygła.
Byłem całkowicie pewien, że jej nie dotknąłem, więc jak? Było już za późno. Wpadłem.
W końcu jednak odpowiedziałem jej. – Tak.
-
Ale ty jesteś taki młody. Przypominasz mi mojego braciszka. Czy Mikołaj nie
powinien być starszy? –powiedziała uroczym głosikiem.
-
Widzisz, mój tata odszedł i teraz ja muszę go zastąpić. Wesołych świąt. –
powiedziałem i wyskoczyłem przez okno.
Po
tym wszystkim spędziłem swoje pierwsze rodzinne święta wraz z ciotką i
dziadkiem, który przyjechał z kanady. Znowu nie dostałem prezentu gwiazdkowego,
ale dziadek dał mi na urodziny szwajcarski scyzoryk, a ciocia upiekła tort. Nikomu
nie wspomniałem o tej dziewczynce. Miałem nadzieję, że uzna nasze spotkanie za
sen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz