Przepraszam za błędy, jeśli się pojawiają.
Mijały dni, tygodnie a ja wciąż nie robiłem żadnych postępów w magii.
Każdy dzień stawał się rutyną, więc zupełnie straciłem zapał do działania.
Jedynymi rzeczami jakie mnie jeszcze cieszyły były treningi koszykówki oraz moi
przyjaciele. Mimo to, wciąż czekałem aż wydarzy się coś ciekawego. Coś, co
zupełnie zmieni moją codzienność. To co jeszcze niedawno mnie zaskakiwało
wtopiło się w szarą codzienność.
Moje życzenia zostały
wysłuchane 24 listopada. Kiedy obudziłem się tego dnia pierwszą rzeczą, jaką
zobaczyłem był wpatrujący się we mnie z ciekawością Arti. Zaskoczony niemalże
wyskoczyłem z łóżka.
- Co się tak gapisz? - zapytałem.
- Lepiej spójrz w
lustro.
- Niby po co? –
mruknąłem obracając się w stronie lustra na ścianie szafy – Ej, co się stało z
moimi włosami! One są białe!
- Tak się stresowałeś
tym sprawdzianem z matmy, że wysiwiałeś. – zaśmiał się.
- W sumie ciotka coś wspominała
o tym, że młodo wisiwieję. U mnie to chyba rodzinne.
- Skoro tak mówisz… -
wymamrotał lekko zawiedziony.
Po tej rozmowie zacząłem szykować się na lekcje. Jednocześnie pomyślałem,
że pora powiedzieć im prawdę. Niestety nie miałem pojęcia jak to zrobić.
Zamyślony wpadłem na korytarzu na panią dyrektor. Gdy ta spojrzała na mnie,
uśmiechnęła się. Chwilę później podbiegła do mnie ciocia.
- Ale słodko wyglądasz
z białymi włosami! – krzyknęły w tym samym momencie. Wtedy zdały sobie sprawę ze swojej wzajemnej
obecności
- Celest… - powiedziała
z wrogością ciotka.
- Niki… - odwzajemniła pani
dyrektor.
- Ciociu, po co tu
przyszłaś? – odezwałem się ze strachem. Obie wyglądały wtedy naprawdę
przerażająco.
- Oh, racja. –
powiedziała uśmiechając się do mnie. – Zapomniałam ci to dać, kiedy u mnie
ostatnio byłeś. To skarpetki takie jak moje. Wiesz, o co chodzi.
- Tak, jasne.
Wziąłem te skarpety i pobiegłem do klasy. Miałem później wyrzuty
sumienia, że je tam zostawiłem. Wyraźnie za sobą nie przepadały. Wpadłem na
lekcję niemal spóźniony. Pierwsza była matma i… sprawdzian. Jednak zamiast się
na nim skupić, myślałem o Artim i Lili, a konkretnie o tym jak powiedzieć im
prawdę. Nim się zorientowałem, nauczyciel zaczął zbierać prace. Na całe
szczęśnie siedzę w ostatniej ławce. W tamtym momencie marzyłem żeby czas się
zatrzymał na pstryknięcie palcami. O dziwo naprawdę tak się stało. Zatrzymałem
czas! Spokojnie skończyłem pisać test. Później zacząłem się zastanawiać, co
zrobić by czas znów płynął. W końcu spróbowałem pstryknąć palcami. Zadziałało.
Po lekcji zostałem wezwany do gabinetu pani dyrektor. Poprzednim razem jak tam
byłem. Nie miałem czasy się rozejrzeć, lecz dzisiaj, przyszedłem w środku nie
było nikogo. Gabinet był pełen portretów poprzednich dyrektorów. Najczęściej
zostawali nimi członkowie legendarnej szóstki, głównie Dracule i Chupacabry. Na
środku pokoju stało potężne dębowe biurko, na którym leżało pełno różnych dokumentów.
Były tam też trzy krzesła i dwa regały. W końcu przyszła pani dyrektor. W ręku
trzymała jakieś małe metalowe opakowanie. Położyła je na biurku i pozwoliła mi
usiąść.
- Nie wolno tak sobie
zatrzymywać czasu podczas zajęć lekcyjnych. – powiedziała stanowczo. – Mam nadzieję, że to się
nie powtórzy.
- Skąd pani wie, że
czas się zatrzymał? – zapytałem. – I jak pani się dowiedziała, że to ja?
- Jako dyrektor Wand
Highschool posiadam specjalny zegarek, który powiadamia mnie o wszelkich
zaburzeniach czasu. W sumie nie byłam
pewna, czy to twoja sprawka, ale miałam taką nadzieję.
- Jak to?
- Tylko dwie osoby na
świecie potrafią zatrzymać czas. Są to zajączek wielkanocny oraz… - przerwała i
spojrzała na mnie z uśmiechem. – oraz święty Mikołaj.
- Teraz to już nic nie
rozumiem. Przecież jestem Yeti nie świętym Mikołajem.
- Nie zastanawiało Cię nigdy,
dlaczego ty, twój ojciec, wszyscy twoi przodkowie od strony babci nosicie to
samo imię: Mikołaj. Od pokoleń jeden Yeti nosił miano świętego Mikołaja i
posiadał moc by zatrzymać czas. Po śmierci twojego ojca nadeszła twoja kolej.
- Mój ojciec też tak
potrafił? – zapytałem.
- Tak, ale poza tym
miał także inną moc. Ty też jeszcze ją w sobie obudzisz.
Gdy to usłyszałem. Wyszedłem bez słowa. Nie mogłem już tego słuchać.
Mimo tego, że mógł zatrzymać czas, zawsze mu go dla mnie brakowało. Do końca
dnia próbowałem o tym nie myśleć.
- Coś ty taki
skwaszony? – zapytał Arti na jednej z przerw.
- A nic. Po prostu
przypomniałem sobie coś smutnego.
- Wiem, co może
pocieszyć. Już za miesiąc najszczęśliwszy dzień w roku.
- Co, jaki? – zapytałem
wciąż w podłym humorze.
- Wigilia!– mówił podekscytowany.
- To dokładnie za miesiąc.
- To najgorszy dzień w
roku. – mruknąłem – To dzień, kiedy zmarła moja mama. Zawsze spędzałem go w
samotności. Dzień, w którym się urodziłem.
- Masz urodziny w wigilię!
– krzyknął. – Jakim cudem spędzałeś ją w samotności? A twój ojciec?
- Zawsze był zbyt
zajęty. – powiedziałem smętnie. - Nigdy też nie dostałem prezentu.
- Co! Nie tylko ojciec
o tobie zapomniał, ale święty Mikołaj też. Ty biedaku!
Rozmowę przerwał nam komunikat ze szkolnego radiowęzła. Wszyscy mieli
się zebrać na Auli. Była ogromna. Naprzeciw wejścia zbudowana była scena, a na
niej podwyższenie, na którym umieszczona była ogromna kula. Miała chyba ze
cztery metry średnicy. Wkrótce na scenie pojawiła się pani dyrektor wraz z
nauczycielami. Podeszła do stojącego nieopodal mikrofonu i przemówiła:
Drodzy uczniowie!
Zebraliśmy się tu z bardzo
ważnego powodu. Otóż przed chwilą dostałam wiadomość o tragicznej śmierci jednego
z naszych absolwentów. Był to James Logan, ale wam był znany jako zajączek
wielkanocny. W związku z zaistniałą sytuacją ta oto kula przeznaczenia wybierze
jego następcę. Może nim zostać każdy z was.
Nikt jednak nie wie, kogo
ona wybierze ani kiedy to zrobi. Wiemy tylko, że będzie to osoba godna tego
zaszczytu.
Jako dyrektor ogłaszam, że
nadszedł czas żałoby, a jutrzejsze lekcje zostają odwołane.
Po przemówieniu wszyscy rozeszli się do swoich pokoi. Był już wieczór.
Wracając zauważyłem, że Lili biegnie w stronę parku. Wyglądała na smutną, więc
pobiegłem za nią. Usiadła na ławce i patrzyła na jeden z posągów. Podszedłem tam
i zapytałem
- To on? Znałaś go?
- Tak. Był od nas
starszy o cztery lata i… - wybuchła płaczem – Był moim najlepszym przyjacielem.
- Bardzo ci współczuję.
Sam niedawno straciłem kogoś bliskiego. – powiedziałem spoglądając na stojącą
obok podobiznę ojca. – Mam pytanie. Co byś zrobiła gdyby on zapomniał o tobie w
Wielkanoc? Tylko o tobie.
- Mimo wszystko
wybaczyłabym mu. – powiedziała z przekonaniem. – Na pewno nie zrobiłby tego
celowo.
- Ja tak nie potrafię.
Bo widzisz mój ojciec był świętym Mikołajem a także Yeti. On zawsze o mnie
zapominał, a w dodatku tego samego dnia wypadają moje urodziny. – wyrzuciłem z
siebie.
- Naprawdę! To wiele
wyjaśnia.
Resztę wieczoru spędziliśmy na tamtej ławce. Lili wciąż płakała. Dopiero
wtedy zauważyłem jakie piękne są jej oliwkowe oczy oraz piegi pod nosem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz