wtorek, 4 sierpnia 2015

Tajemnice Yeti

Kolejna część dla was! 
Przepraszam za błędy, jeśli się pojawiają. 



Mijały dni, tygodnie a ja wciąż nie robiłem żadnych postępów w magii. Każdy dzień stawał się rutyną, więc zupełnie straciłem zapał do działania. Jedynymi rzeczami jakie mnie jeszcze cieszyły były treningi koszykówki oraz moi przyjaciele. Mimo to, wciąż czekałem aż wydarzy się coś ciekawego. Coś, co zupełnie zmieni moją codzienność. To co jeszcze niedawno mnie zaskakiwało wtopiło się w szarą codzienność.
            Moje życzenia zostały wysłuchane 24 listopada. Kiedy obudziłem się tego dnia pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłem był wpatrujący się we mnie z ciekawością Arti. Zaskoczony niemalże wyskoczyłem z łóżka.
- Co się tak gapisz? - zapytałem.
            - Lepiej spójrz w lustro.
            - Niby po co? – mruknąłem obracając się w stronie lustra na ścianie szafy – Ej, co się stało z moimi włosami! One są białe!
            - Tak się stresowałeś tym sprawdzianem z matmy, że wysiwiałeś. – zaśmiał się.
            - W sumie ciotka coś wspominała o tym, że młodo wisiwieję. U mnie to chyba rodzinne.
            - Skoro tak mówisz… - wymamrotał lekko zawiedziony.
Po tej rozmowie zacząłem szykować się na lekcje. Jednocześnie pomyślałem, że pora powiedzieć im prawdę. Niestety nie miałem pojęcia jak to zrobić. Zamyślony wpadłem na korytarzu na panią dyrektor. Gdy ta spojrzała na mnie, uśmiechnęła się. Chwilę później podbiegła do mnie ciocia.
            - Ale słodko wyglądasz z białymi włosami! – krzyknęły w tym samym momencie. Wtedy  zdały sobie sprawę ze swojej wzajemnej obecności
            - Celest… - powiedziała z wrogością ciotka.
            - Niki… - odwzajemniła pani dyrektor.
            - Ciociu, po co tu przyszłaś? – odezwałem się ze strachem. Obie wyglądały wtedy naprawdę przerażająco.
            - Oh, racja. – powiedziała uśmiechając się do mnie. – Zapomniałam ci to dać, kiedy u mnie ostatnio byłeś. To skarpetki takie jak moje. Wiesz, o co chodzi.
            - Tak, jasne.
Wziąłem te skarpety i pobiegłem do klasy. Miałem później wyrzuty sumienia, że je tam zostawiłem. Wyraźnie za sobą nie przepadały. Wpadłem na lekcję niemal spóźniony. Pierwsza była matma i… sprawdzian. Jednak zamiast się na nim skupić, myślałem o Artim i Lili, a konkretnie o tym jak powiedzieć im prawdę. Nim się zorientowałem, nauczyciel zaczął zbierać prace. Na całe szczęśnie siedzę w ostatniej ławce. W tamtym momencie marzyłem żeby czas się zatrzymał na pstryknięcie palcami. O dziwo naprawdę tak się stało. Zatrzymałem czas! Spokojnie skończyłem pisać test. Później zacząłem się zastanawiać, co zrobić by czas znów płynął. W końcu spróbowałem pstryknąć palcami. Zadziałało. Po lekcji zostałem wezwany do gabinetu pani dyrektor. Poprzednim razem jak tam byłem. Nie miałem czasy się rozejrzeć, lecz dzisiaj, przyszedłem w środku nie było nikogo. Gabinet był pełen portretów poprzednich dyrektorów. Najczęściej zostawali nimi członkowie legendarnej szóstki, głównie Dracule i Chupacabry. Na środku pokoju stało potężne dębowe biurko, na którym leżało pełno różnych dokumentów. Były tam też trzy krzesła i dwa regały. W końcu przyszła pani dyrektor. W ręku trzymała jakieś małe metalowe opakowanie. Położyła je na biurku i pozwoliła mi usiąść.
            - Nie wolno tak sobie zatrzymywać czasu podczas zajęć lekcyjnych. –  powiedziała stanowczo. – Mam nadzieję, że to się nie powtórzy.
            - Skąd pani wie, że czas się zatrzymał? – zapytałem. – I jak pani się dowiedziała, że to ja?
            - Jako dyrektor Wand Highschool posiadam specjalny zegarek, który powiadamia mnie o wszelkich zaburzeniach czasu.  W sumie nie byłam pewna, czy to twoja sprawka, ale miałam taką nadzieję.
            - Jak to?
            - Tylko dwie osoby na świecie potrafią zatrzymać czas. Są to zajączek wielkanocny oraz… - przerwała i spojrzała na mnie z uśmiechem. – oraz święty Mikołaj.
            - Teraz to już nic nie rozumiem. Przecież jestem Yeti nie świętym Mikołajem.
            - Nie zastanawiało Cię nigdy, dlaczego ty, twój ojciec, wszyscy twoi przodkowie od strony babci nosicie to samo imię: Mikołaj. Od pokoleń jeden Yeti nosił miano świętego Mikołaja i posiadał moc by zatrzymać czas. Po śmierci twojego ojca nadeszła twoja kolej.
            - Mój ojciec też tak potrafił? – zapytałem.
            - Tak, ale poza tym miał także inną moc. Ty też jeszcze ją w sobie obudzisz.
Gdy to usłyszałem. Wyszedłem bez słowa. Nie mogłem już tego słuchać. Mimo tego, że mógł zatrzymać czas, zawsze mu go dla mnie brakowało. Do końca dnia próbowałem o tym nie myśleć.
            - Coś ty taki skwaszony? – zapytał Arti na jednej z przerw.
            - A nic. Po prostu przypomniałem sobie coś smutnego.
            - Wiem, co może pocieszyć. Już za miesiąc najszczęśliwszy dzień w roku.
            - Co, jaki? – zapytałem wciąż w podłym humorze.
            - Wigilia!– mówił podekscytowany. - To dokładnie za miesiąc.
            - To najgorszy dzień w roku. – mruknąłem – To dzień, kiedy zmarła moja mama. Zawsze spędzałem go w samotności. Dzień, w którym się urodziłem.
            - Masz urodziny w wigilię! – krzyknął. – Jakim cudem spędzałeś ją w samotności? A twój ojciec?
            - Zawsze był zbyt zajęty. – powiedziałem smętnie. - Nigdy też nie dostałem prezentu.
            - Co! Nie tylko ojciec o tobie zapomniał, ale święty Mikołaj też. Ty biedaku!
Rozmowę przerwał nam komunikat ze szkolnego radiowęzła. Wszyscy mieli się zebrać na Auli. Była ogromna. Naprzeciw wejścia zbudowana była scena, a na niej podwyższenie, na którym umieszczona była ogromna kula. Miała chyba ze cztery metry średnicy. Wkrótce na scenie pojawiła się pani dyrektor wraz z nauczycielami. Podeszła do stojącego nieopodal mikrofonu i przemówiła:
Drodzy uczniowie!
Zebraliśmy się tu z bardzo ważnego powodu. Otóż przed chwilą dostałam wiadomość o tragicznej śmierci jednego z naszych absolwentów. Był to James Logan, ale wam był znany jako zajączek wielkanocny. W związku z zaistniałą sytuacją ta oto kula przeznaczenia wybierze jego następcę. Może nim zostać każdy z was.
Nikt jednak nie wie, kogo ona wybierze ani kiedy to zrobi. Wiemy tylko, że będzie to osoba godna tego zaszczytu.
Jako dyrektor ogłaszam, że nadszedł czas żałoby, a jutrzejsze lekcje zostają odwołane.
Po przemówieniu wszyscy rozeszli się do swoich pokoi. Był już wieczór. Wracając zauważyłem, że Lili biegnie w stronę parku. Wyglądała na smutną, więc pobiegłem za nią. Usiadła na ławce i patrzyła na jeden z posągów. Podszedłem tam i zapytałem
            - To on? Znałaś go?
            - Tak. Był od nas starszy o cztery lata i… - wybuchła płaczem – Był moim najlepszym przyjacielem.
            - Bardzo ci współczuję. Sam niedawno straciłem kogoś bliskiego. – powiedziałem spoglądając na stojącą obok podobiznę ojca. – Mam pytanie. Co byś zrobiła gdyby on zapomniał o tobie w Wielkanoc? Tylko o tobie.
            - Mimo wszystko wybaczyłabym mu. – powiedziała z przekonaniem. – Na pewno nie zrobiłby tego celowo.
            - Ja tak nie potrafię. Bo widzisz mój ojciec był świętym Mikołajem a także Yeti. On zawsze o mnie zapominał, a w dodatku tego samego dnia wypadają moje urodziny. – wyrzuciłem z siebie.
            - Naprawdę! To wiele wyjaśnia.
Resztę wieczoru spędziliśmy na tamtej ławce. Lili wciąż płakała. Dopiero wtedy zauważyłem jakie piękne są jej oliwkowe oczy oraz piegi pod nosem.

Nagle zaczęło padać. Było to związane z mocą Lili. Zawsze jak płakała. Zaczynało padać. W końcu nie wytrzymałem. Moje łzy, wstrzymywane od pogrzebu ojca, same zaczęły płynąć. W parku nie było nikogo poza nami oraz posągami, które wyglądały jakby płakały razem z nami.


Białowłosy Mikołaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Opowieści Kattys , Blogger