Artur szykował się do swojego pojedynku. Nie robił tego tak na
serio, ponieważ był absolutnie pewny wygranej. Stanął naprzeciw przeciwnika, po
czym obaj odwrócili się i zrobili równo po sześć kroków.
Lili szybko ogłosiła początek walki. Arti niemal natychmiast
przybrał swą pośrednią formę, chwycił mocno tamtego chłopaka i wzniósł się w
powietrze. Po chwili puścił go. Upadek z takiej wysokości nie był w stanie go
zabić, ale nie pozwoliłby na kontynuację pojedynku. Tuż przed tym jak
nieznajomy miał upaść stało się coś, czego nikt się spodziewał. Chłopak
rozpostarł własne, białe skrzydła. Miał też wilcze uszy i ogon w tym samym
kolorze. Był taki jak Artur. Wilkołak z krwią alicorna.
- Nie jesteś taki wyjątkowy jak ci się wydawało. - mówił
arogancko.
- To niczego nie zmienia. - odpowiedział wciąż pewny siebie. - W
powietrzu jestem po prostu nie do pokonania.
- Wiem to doskonale, więc opracowałem plan działania. - powiedział
lądując.
Po kilku
chwilach z ziemi zaczęły wyrastać ogromne pnącza. Owinęły się one wokół Artura
i ściągnęły go do ziemi. Szczególnie mocno zostały związane jego skrzydła
uniemożliwiając mu latanie. Szybko zrozumieliśmy, że to właśnie na tym polegał
ten cały plan. Arti jest niepokonany w powietrzu, więc trzeba go uziemić.
- Myślisz, że te chwasty są w
stanie mnie zatrzymać? - prychnął król wilkołaków.
- To nie są chwasty… - zaśmiał
się. – To wynik mojego treningu by w końcu cię przewyższyć, Arti. Tak łatwo się
nie wyślizgniesz.
Jasnowłosy
chłopak pstryknął palcami a pnącza przemieniły się i twarde, metalowe łańcuchy.
Mój przyjaciel próbował się z nich wydostać, lecz bezskutecznie. Ostatecznie
Artur przegrał walkę.
- Dobra robota Loki! – krzyknęła
białowłosa. – Wiedziałam, ze ci się uda.
- Myślałem, że nie chcesz by nas
poznali? – mruknął chłopak.
- Przecież w ich czasach nikt
cię tak nie nazywa! – klępnęła go w plecy. – Tak nas nie rozpoznają.
- Skoro tak mówisz, to dobrze…
Leta – odpowiedział jej z uśmiechem.
Teraz my
stanęliśmy w miejscach gdzie jeszcze przed chwilą byli nasi znajomi. W
przeciwieństwie do mojego poprzednika zachowałem czujność. Może i potrafię
złamać każde zaklęcie, ale ona na pewno dobrze o tym wie. Sądząc po tym, o czym
rozmawiali musieliśmy znać tę dwójkę już w naszych czasach. Loki i Leta… te
imiona nic mi nie mówiły. Nie miałem teraz czasu na takie rozmyślanie. Musiałem
się skupić, więc poklepałem się po policzkach.
- Nie masz pojęcia jak długo czekałam na ten moment.
Pokonam cię! – oznajmiła spoglądając ukradkiem na mężczyznę siedzącego na ławce
nieopodal.
Nie
przyglądałem mu się dokładnie. Czytał on gazetę zasłaniającą jego twarz, lecz
zauważyłem jego czarne włosy. Byłem tak skupiony na tym, czemu spojrzała na
niego, że nawet nie zauważyłem, kiedy zaczęła się walka. Nie mam pojęcia, co zrobiła
moja przeciwniczka, ale oberwałem… falą uderzeniową? Leząc na ziemi wyciągnąłem moje okulary i
założyłem je by móc zobaczyć, na czym polega jej magia. Przez chwilę nie mogłem
uwierzyć w to, co zobaczyłem. Jej moc sprawiała, że mogła ona wysadzić
dosłownie wszystko. Normalnie posiadacz takiej mocy mógłby wysadzić coś blisko
przeciwnika, ale przez to, że walczy ze mną stosuje bardzo interesującą taktykę
ranienia mnie podmuchem powietrza powstającym przy okazji. Jeśli ktoś nie wie,
to taka fala uderzeniowa potrafi być naprawdę silna. Jeśli chciałem wygrać,
musiałem coś wymyślić. Żeby uniknąć kolejnych obrażeń szybko schowałem się za
pobliski kamień. Na szczęście ta cała Leta tego nie zauważyła. Rozglądała się
dokoła szukając mnie. W pewnym momencie była dość blisko by zdążyć do niej
podbiec i zaatakować jej odsłonięte plecy. Tak właśnie zrobiłem. Zdążyłem minimalnie,
ponieważ już zaczęła sobie zdawać sprawę z miejsca, w którym się ukrywałem.
Szybko dotknąłem jej pleców i pozbawiłem większości energii kończąc walkę.
Chyba trochę z tym przesadziłem, ponieważ dziewczyna zemdlała a jej białe włosy
przybrały kasztanową barwę. Na szczęście złapałem ją zanim upadła. W tym momencie
podszedł do mnie mężczyzna, który przez cały ten czas przyglądał się walce. Był
wysoki, wyższy nawet ode mnie, a przecież mam ponad dwa metry wzrostu. Miał długie,
związane w kucyk czarne włosy z siwawymi końcówkami. Patrzył na mnie swoimi pełnymi
ciepła, brązowymi oczami. Na lewym policzku miał Blizne prowadzącą równolegle do
jego kanciastej szczęki. Tamta dwójka tylko wyglądała znajomo, natomiast on na pewno
był kimś, kogo dobrze znam.
- Przepraszam za siostrę, nie byłem
w stanie jej powstrzymać przed przyjściem tutaj. – odrzekł głosem równie znajomym.
- Nic nie szkodzi… - wydusiłem z
siebie będąc onieśmielonym stojącym przede mną mężczyzną i oddając mu nieprzytomną
dziewczynę. Po chwili Leta odzyskała świadomość i zaczęła się wyrywać z objęć brata.
- Puszczaj mnie! – krzyczała. – Ty
jesteś po jego stronie! Loki pomóż mi!
Po paru minutach
sytuacja się uspokoiła. Usiedliśmy razem przy jednym ze stolików piknikowych usytuowanych
w centralnej części parku, jakby czekając na to, że rozmowa z nimi pomoże nam w
wykonaniu naszego zadania. Na tamtą chwilę bardziej mnie interesowało, kim są napotkane
przez nas osoby, szczególnie ten długowłosy mężczyzna. „Dlaczego mam wrażenie, że
znam go od zawsze?” Takie pytanie zakrzątało mą głowę.
CIAG DALSZY NASTĄPI...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz