piątek, 27 listopada 2015

Rozdział 34

                Gdy wróciliśmy do szkoły wszyscy już na nas czekali. Pani dyrektor szybko objaśniła nam zaistniałą sytuację. Otóż okazało się, że jeszcze przed swoja śmiercią ojciec Artura ustawił ukrytą kamerę w tamtej wieży i ustawił wszystko tak by nagranie zostało udostępnione właśnie piętnastego grudnia.
Filmik ten widział już każdy człowiek posiadający dostęp do Internetu. Agenci rządowi momentalnie zaczęli zbierać informacje na temat osób, widocznych na video. Jako, ze wszyscy uczęszczamy do tej samej szkoły, musieliśmy się przygotować na to, że tu dotrą. Najpierw jednak przyszli moi rodzice i siostra. Bardzo się o mnie martwili.
                - Vinci gdzie ty byłeś?! – podbiegła do mnie siostrzyczka.
                - Tylko na wycieczce… - mruknąłem. – Ale mogłabyś mnie tak nie nazywać.
                - Naprawdę nie zauważyłeś braciszku? – zaśmiała się odchodząc parę kroków do tyłu. – Jestem jak Mikołaj!
 Przyjrzałem jej się uważnie i przez moment zamarłem w bezruchu. Niko miała rację. W pewnym sensie naprawdę była jak nasz kuzyn. Część jej ślicznych, kasztanowych włosków zrobiła się zupełnie biała. Była to tylko grzywka, ale ten widok uświadomił nam wszystkim, że Nikoletta jest Yeti po babci. Było, więc bardzo prawdopodobne, że to właśnie ona zostanie następnym świętym mikołajem, jednak moim obowiązkiem było pełnić tę funkcję przynajmniej do czasu, gdy będzie gotowa. Jako że lepiej żeby się dowiedziała, na czym po polega, zabrałem ja ze sobą na zwołane wówczas posiedzenie „Szóstki”. Były tam ogólne nudy (podejrzewam, że jak zwykle). Mówili o tym, co ja wiedziałem już od bardzo dawna. Na dodatek ja czułem się coraz gorzej. Teraz oprócz bólu głowy czułem, że podwyższyła mi się temperatura. Nie chciałem im przeszkadzać w tej „interesującej” dyskusji, więc siedziałem cicho miejąc nadzieję, że zaraz mi przejdzie. Nagle przed moimi oczyma pojawił się jakiś obraz. Widziałem Mikołaja grożącego nożem najpierw jakiemuś mężczyźnie a potem mnie. W czasie tej wizji ból głowy był prawie nie do zniesienia. Nie wiedziałem nawet, ze w tamtej chwili upadłem na ziemię.
                - Vinci nic ci nie jest?! – pytały się dziewczyny.
                - Ja… - mruknąłem wciąż będą na wpół świadomym. – Mikołaj…
                - Co się stało braciszku? – krzyczała zdruzgotana Niko.
                - Ja miałem wizję. – powiedziałem już w pełni przytomny. – Widziałem Mikołaja!
                - Może podałbyś nam więcej szczegółów? – powiedział niezbyt ucieszony Pablo.- W końcu to ważna sprawa.
 Pozbierałem się z podłogi zacząłem opowiadać im, co widziałem. W czasie, gdy oni zasypywali mnie pytaniami o szczegóły, zdałem sobie sprawę, że te wydarzenia będą miały miejsce w gabinecie dyrektora.  Jednak dyrektorem będzie zupełnie inna osoba, a przecież Mikołaj wyglądał tam dokładnie tak jak w chwili, kiedy pozbawiłem go chwilowo sił. Dorośli słysząc to, doszli do wniosku, że mój kuzyn spadając z góry musiał wpaść w jakąś wyrwę w czasie, co jest dość prawdopodobne w tamtej okolicy.  Pani dyrektor uznała, że lepiej, jeśli Lili, Artur i ja znikniemy na jakiś czas, więc zleciła mam misję odzyskania go. Lili była tak bardzo podekscytowana i szczęśliwa, że natychmiast, bez słowa poszła się szykować. Wszyscy się rozeszli a ja poszedłem zabrać Artiego do gabinetu pani Torro. Kiedy w końcu się tam zebraliśmy, Chupacabra dała mi specjalny medalion pozwalający na użycie zaklęcia do podróży w czasie. Wystarczyło pomyśleć o dniu, w którym chcesz się znaleźć i wypowiedzieć słowa „ Do dzieła”. Problemem było jednak to, że nie miałem pojęcia, kiedy dokładnie miało się TO wydarzyć. Myślałem po prostu dniu przed tym, co widziałem w mojej przepowiedni. Istniało duże ryzyko niepowodzenia, ale moi towarzysze nie mieli o tym pojęcia. Chociaż nawet, jeśli wiedzieliby i tak zrobiliby to z równym entuzjazmem. Najważniejsze było to, żeby jak najszybciej odzyskać Mikołaja. Chwyciłem przyjaciół za ramiona i wypowiedziałem słowa zaklęcia.
                Nie jestem pewny, co działo się później. Ocknąłem się leżąc na trawie w jakimś parku. Nieopodal leżeli moi znajomi. Widocznie przenieśliśmy się nie tylko w czasie, ale także zmieniliśmy miejsce pobytu. Budynki wydawały mi się bardzo znajome a jednocześnie były zupełnie inne niż zazwyczaj. Nie miałem jednak wątpliwości, że to wciąż Desiderata.
                - Vinci, spójrz tutaj. – Artur wyrwał mnie z zadumy. – Ktoś nas obserwuje.
                - Oni chyba noszą mundurki Wand Highschool. – dodała Lili.
W oddali spostrzegłem dwie postacie i niebiesko-czarnych mundurkach. Wyglądali tak, jakby wyczekiwali naszego przybycia. Podeszliśmy bliżej, żeby zapytać się gdzie dokładnie jesteśmy i jak dostać się powrotem do szkoły.  Wtedy przyjrzeliśmy im się bliżej. Nieznajomymi była dwójka nastolatków: białowłosa, wysoka dziewczyna z groźnym wzrokiem oraz odrobinę niższy od niej, ale dobrze zbudowany chłopak o jasnych, blond włosach. Oczy obojga miały piękny odcień zieleni. Wydawali się mi bardzo znajomi, lecz nie byłem pewien gdzie mogłem ich wcześniej widzieć.
                - Nie wiecie jak długo na was czekaliśmy.- powiedział chłopak.
                - Czekaliście na nas? Dlaczego?- zapytał Artur.
                - Czy to nie oczywiste? – prychnęła dziewczyna. – Żeby sprawdzić waszą siłę. Vincencie Leg, jesteś gotów na walkę ze mną?
Nie oczekiwaliśmy takiej odpowiedzi. Potrzebowaliśmy głębokiej narady, więc Lili zatrzymała czas, żeby oni nie słyszeli, o czym dyskutujemy.
                - Co o nich sądzicie? – zapytałem. – Walczymy?
                - Nie mamy teraz czasu na takie sprawy. – skarciła mnie Lili.
                -Ty nie musisz walczyć zajączku… - mruknął ktoś za naszymi plecami. Jako, ze coś takiego nie powinno się zdarzyć szybko odwróciliśmy się, żeby zobaczyć, kto to powiedział. Była to ta białowłosa dziewczyna. Kiedy zobaczyła nasze zaskoczone miny zaśmiała się. – No tak, przecież wy nic nie wiecie… - dodała.
                - Jak ty możesz się ruszać?! – krzyknęła Lili. – Przecież zatrzymałam czas!
                - Tacy jak ja uwalniają się spod wpływu tego czaru w bliskiej obecności świętego Mikołaja. – tłumaczyła.- Widocznie ta bransoleta wystarczy. Nie macie wyboru, musicie się z nami zmierzyć.
Lili przywróciła bieg czasu i ustaliliśmy warunki pojedynków. Pierwszy z nich miał odbyć się pomiędzy Arturem i tajemniczym chłopakiem natomiast drugi pomiędzy mną a dziewczyną ze śnieżnobiałymi, długimi włosami. Lili miała pilnować, żeby nikomu nie stało się nic poważnego.

 Jakie moce posiadają spotkani przez nas czarodzieje? Jak ta dziewczyna mogło oprzeć się zaklęciu Lili? I dlaczego z minuty na minutę ta dwójka wydawała mi się coraz bardziej znajoma? Czułem, że odpowiedzi na te pytania znajdziemy zarówno w trakcie jak i po tych bitwach…




Rysunek przedstawiający czarodziejow spotkanych przez naszych bohaterów.


CIĄG DALSZY NASTĄPI...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Opowieści Kattys , Blogger