wtorek, 8 grudnia 2015

Rozdział 37

 Jest! Mimo problemów udało mi się dokończyć ten fragment. Mam nadzieję, ze skomentujecie wynik mojej pracy. Zapraszam do czytania.


                 Poczułem ciepło na swoim lewym policzku. To krew? Moją dotychczas opustoszałą od myśli głowę zaczęły napełniać wspomnienia. Te bolesne i te szczęśliwe, ale wszystkie równie cenne. Nazywam się… już sobie przypomniałem. Jestem Mikołaj Claus Foot – najmłodszy w historii święty Mikołaj. Nie mam pojęcia dlaczego, ale czułem jakby mnie nie było przez ostatnie kilka tygodni. Wiecie, co się działo?
                Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłem był mój kuzyn, Vincent. Trzymał mnie za nadgarstek a z policzka krew leciała mu strugami. Mnie zresztą też. Po chwili zauważyłem, ze jesteśmy w gabinecie pani dyrektor, ale był on trochę inny… taki bardziej w moim stylu. W pomieszczeniu poza naszą dwójką byli Arti, Lili oraz dwóch mężczyzn. Nie wiedziałem kto to, lecz wyglądali dosyć znajomo. Moja dziewczyna wyglądała jakby widziała właśnie coś przerażającego. Zamknęła oczy i zniknęła w ułamku sekundy. Do mojej głowy wpływało bardzo wiele myśli. Co tu się stało? Czemu wszyscy wpatrują się we mnie takim wystraszonym, a jednocześnie pełnym łez wzrokiem jakby zobaczyli ducha? Stałem tak w bezruchu próbując zrozumieć zaistniałą sytuację. Nim się spostrzegłem jakiś długowłosy mężczyzna zaczął opatrywać moją ranę, ten drugi zrobił to samo z Vincentem.
                - Zostanie blizna… - mruknęli obaj.
                - Więc to stąd ta blizna?! – zapytał zaskoczony Vinci, tak jakby właśnie odkrył coś ważnego.
                - Mikołaj! Co się stało? – do gabinetu wpadła pewna kobieta. Przypominała mi trochę Lili, ale wyglądała na dużo starszą.
                - Nic się nie stało Lili. – odpowiedział białowłosy mężczyzna. – Po prosu mamy tu gości.
Lili? Ona też ma tak na imię? A może moja ukochana nagle się zestarzała? Kiedy kobieta zobaczyła Artiego, Vincenta i mnie mruknęła coś pod nosem. Nagle poczułem, w całym swoim ciele ogromne ciepło. Z tak wielu silnych emocji nagromadzonych w tak krótkim czasie straciłem przytomność. Gdy się ocknąłem zobaczyłem przyglądającego się mi małego chłopca. Miał duże błękitne oczy i brązowe jak czekolada włosy. Na rumianych policzkach widziałem pełno piegów.
                - Jestem Mikołaj, a ty? – zapytał.
                - E… - nie za bardzo wiedziałem, co się wtedy działo. – Mam na imię Mikołaj…
                - Ale fajnie! Mamy takie same imiona! – cieszył się mały.
                - Wreszcie się obudziłeś. – przywitał mnie kuzyn, który właśnie wszedł do pokoju. – Co ci odbiło, żeby naskakiwać na kogoś z nożem?
                - Co? Ja?  - Nie wiedziałem jak odpowiedzieć na postawione mi pytanie. – Przykro mi, ale nie wiem co się działo w ostatnim czasie.
                - Tak jak myślałam… - mruknęła kobieta siedząca w kącie. – Gdyby nie Vinci popełniłbyś głupstwo, którego żałowałbyś do końca życia.
                - Ile razy mam wam powtarzać? Nie nazywajcie mnie tak! – powiedział długowłosy mężczyzna, który wszedł do środka kilka chwil po Vincencie. Wraz z nim wszedł jeszcze Arti i pewien białowłosy waszmość.
                - Ktoś wyjaśni mi, co się tu dzieje? – zapytałem.
                - Zacznijmy od tego, że od czasu jesiennego balu myśleliśmy, że nie żyjesz. – zaczął Arti.   – Na szczęście wreszcie Cię znaleźliśmy. Nie uwierzysz ile z tym roboty.
                - Ale co dokładnie się stało?-  zasypywałem ich pytaniami.- Dlaczego myśleliście, że umarłem?
                - To długa historia. – przerwał białowłosy. – Później je sobie opowiecie. Już przyszła pora, żebyście wracali do waszych czasów.
                - Naszych czasów? – pytałem.
                - Jesteśmy aktualnie w przyszłości. – powiedział Vinci. – Chyba naprawdę już pora wracać.
                - Mam jeszcze tylko jedno pytanie. – zwróciłem się do czworga nieznajomych. – Kim wy jesteście?
                - Jestem starszą wersją twojego kuzyna, a nie widać? – zaśmiał się długowłosy.
                - Nie domyśliłeś się… – mruknęła kobieta po czym z uśmiechem odpowiedziała. – Jestem Lili.
                - A ja jestem niegdyś najmłodszym świętym Mikołajem w historii. Zestarzałem się trochę, ale jestem tobą. – Odparł białowłosy. – A ten słodki maluszek to Mikołaj Foot trzeci!
                - To chyba była jedna z tych rzeczy, o których nie powinniśmy wiedzieć… - mruknęli moi towarzysze.

Pożegnaliśmy się ze wszystkimi, po czym kuzyn chwycił mnie za ramię i wróciliśmy do naszych czasów. Tam, uprzedzeni przez Lili, zebrali się wszyscy w szkolnej auli po to, żeby świętować mój wielki powrót. Jednak mimo że wróciłem, nie wszystko było takie samo. Wszyscy bardzo dojrzeli przez ten miesiąc mojej nieobecności, poza tym wciąż nie odzyskałem moich mocy, a dżin nie wiedział jak mi je zwrócić. Poza tym cały czas było mi dziwnie gorąco.

CIAG DALSZY NASTĄPI...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Opowieści Kattys , Blogger