sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział 38

                Ach grudzień! Co za wspaniały miesiąc, szczególnie tego roku. Wszystko pokrywała warstwa białego puchu, mieszkańcy miasta Zaczęli już przybierać swoje domy na święta. Gdzieniegdzie można było zobaczyć sprzedawców choinek. Całe Desiderata nabierało już świątecznego blasku, lecz nikt nie zapomniał o tym nieszczęsnym filmiku w Internecie. Ja dowiedziałem się o nim niemal zaraz p powrocie do szkoły. Nie wiedziałem wtedy dokładnie, o co chodzi, ale szybko zrozumiałem jak to jest, gdy świat ma cie za dziwadło. Przez tę cało sytuację nawet nie mogliśmy wyjść poza teren szkoły. Trzymali tam nas jak w klatce. W czasie lekcji staraliśmy się to ignorować, lecz bardzo dawało się nam to we znaki w czasie wolnym.
                Z braku ciekawych rzeczy do roboty, a może też dlatego, że bardzo przeszkadzała nam obecna sytuacja, wszyscy razem próbowaliśmy wymyśleć sposób na rozwiązanie naszych dwóch głównych problemów. Jednym z nich byli ludzie otaczający szkołę, próbując się dowiedzieć jak najwięcej na nasz temat. Drugi był według mnie bardziej istotny: Co zrobić, żebym mógł odzyskać moje moce? Przez ich brak, nie wiem dokładnie w jaki sposób, cały czas było mi strasznie gorąco. Chodziłem na tym mrozie ubrany w koszulkę z krótkim rękawem. Strasznie irytowało to resztę uczniów i sprawiało, że mieli jeszcze gorsze humory. Żeby uwolnić się od tej przytłaczającej atmosfery wybrałem się na spacer po naszym szklonym parku. Przystanąłem na chwilę obok pomniku ojca. Po raz pierwszy od bardzo dawna, zatęskniłem za nim tak na serio. Potrzebowałem wtedy obok siebie kogoś takiego jak on, kto zawsze wie, co mi doradzić. Był to pierwszy moment od jego śmierci, kiedy był mi tak bardzo potrzebny jak i również ten, w którym wybaczyłem mu wszystko.  Miałem ochotę powiedzieć mu to prosto w oczy, ale nie mogłem. Zmarnowany ruszyłem dalej w głąb parku. Nie często ktoś tu zaglądał, więc wybrukowane alejki były bardziej zarośnięte z każdym następnym metrem, a pomniki zaniedbane. Mijając po drodze rzeźby babci i pradziadków poczułem, że tak nie powinno być.
 W pewnym momencie zaczął padać gęsty śnieg. Przez chwilę strąciłem orientację i nie wiedziałem, którą drogą mam wrócić. W takiej śnieżycy trudno było się poruszać, ale mimo temperatury wiele poniżej zera nie odczuwałem nawet chłodu. Jakimś cudem udało mi się dostrzec niedaleko jakąś drewnianą szopę. Idąc pod wiatr, śnieg tak oblepił mi włosy, że przez moment znów były białe, jednak rozpuścił się on jak dostałem się do środka kanciapy. Postanowiłem przeczekać tu burzę, więc rozejrzałem się trochę. W środku wydawała się dużo większa niż z zewnątrz. Zauważyłem tam wiele podartych dywanów i wazonów z uschniętymi kwiatami. Od razu było widać, że od wieków nikt tu nie zaglądał. Siedząc w miejscu kilka godzin zacząłem się okropnie nudzić. Pomieszczenie, w którym się znajdowałem przestało wyglądać jak kantorek szkolny, siedząc tam tak długo zacząłem dostrzegać, że bardziej przypominało ono jakąś starą, zaniedbaną kapliczkę. W samym jej centrum znajdowała się kamienna płyta z wygrawerowanym napisem „ Z pamięcią o tych, co byli przed nami”. Coś pchnęło mnie to tego, by dotknąć dziwnie wyglądający kawałek skały. Tuż po tym usłyszałem, że za moimi plecami ktoś rozmawia:
- Dawno nikogo u nas nie było. – powiedziała ciepło jakaś kobieta.
- Ostatnio to byłeś ty, młody?- odrzekł jakiś mężczyzna szorstko. – To już 24 lata… Nie wiem nawet, dlaczego uparłeś się by tu z nami siedzieć.
- Mam swoje powody, dziadku… - mruknął ktoś. Miał bardzo znajomy głos.
Niemal natychmiast odwróciłem się, żeby zobaczyć, kto za mną stał. Niemal krzyknąłem z przerażenia widząc za sobą aż dziewięcioro osób. Nie wyglądali oni normalnie. Byli odrobinę niewyraźni i na wpół przezroczyści. To były najprawdziwsze duchy. Doszedłem do takiego wniosku, gdy pośród nich ujrzałem mojego ojca.
                - Tata? A…a…ale jak?- wyjąknąłem ze łzami w oczach.
                - Więc to twój syn? – zapytał mojego ojca Indianin z długimi włosami. - Rozumiem, że Lili i reszta zrozumieli moją podpowiedź. Prawda Mikołaju?
                - Zna pan Lili? – zapytałem zdziwiony. – Chwila, ty jesteś pierwszym zajączkiem wielkanocnym! Vinci coś wspominał, że się spotkaliście.
                - Czyli poznałeś już swojego kuzyna? – zaśmiał się tata. – Ale zastanawia mnie jedno, dlaczego twoje włosy wciąż są czarne?
                - Przez dżina, chwilowo nie posiadam już moich mocy… - mruknąłem smutno.
                - Przegrałeś próby dżina? – powiedział jakiś oburzony wampir. Wywnioskowałem, że hrabia Dracula. – Jaką próbę oblałeś?!
                - Żadną, po prostu dżin nie zdążył mi ich oddać i… - zacząłem opowiadać im to, co pamiętałem z tamtych wydarzeń.

W zamian za to ojciec opowiedział mi, co to za miejsce i dlaczego po dotknięciu tablicy zacząłem ich widzieć…


W NASTĘPNYM ROZDZIALE: " OPOWIEŚĆ OJCA"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Opowieści Kattys , Blogger