Rok
szkolny minął niesamowicie szybko. Tak samo pierwszy miesiąc
wakacji. W mgnieniu oka był już 26 lipca. Przez cały ten czas
zastanawiałam się, którego z nich wybrać... Ostatecznie
postanowiłam zaprosić Patryka na imprezę. W końcu to jego
urodziny. Poza tym, Simon i tak się tam pojawił w charakterze
ochroniarza. Wesele pani Niko odbyło się w pięknym angielskim
zamczysku. Na ścianach wisiały przepiękne gobeliny z wizerunkami
wilków, jednorożców i pegazów. Budynek był zbudowany z
rzeźbionego piaskowca. Jedyną wadą pałacu, były maleńkie okna.
Wszystko
było pięknie, dopóki Pati nie zauważył Simona. Burknął coś
tylko w moi kierunku i samotnie udał się w kierunku parku. Park był
bardziej dziki niż mogło się wydawać. Gdzieniegdzie można
zobaczyć dzikie jeżyny a wszędzie rosły stare dęby i wiekowe
sosny. Słońce chyliło się ku zachodowi. Widziałam to po długim
cieniu przede mną. Po długiej gonitwie za chłopakiem udało mi się
go znaleźć. Siedział na starej niszczącej się marmurowej ławce.
Miał ubrany ciemnogranatowy garnitur. Pod nim miał czarną koszulę.
Jego ubiór doskonale komponował się z moja błękitną suknią.
Spojrzał na mnie swoimi srebrzystymi tego dnia oczyma, ale
natychmiast odwrócił się ode mnie.
-
Przyszłaś ze mną tylko dlatego, ze on i tak tu jest, co nie? -
zapytał z wyrzutem.
-
Wcale nie...
-
Przepraszam, że przeszkadzam. - Wtrącił się nagle Olek. Pojawił
się tam znikąd.
-
Ola! - Patryk się odwrócił by przywitać przyjaciela. -
Przynajmniej ty tu jesteś porządny! Chodźmy na salę poszukać
Moni i jakiegoś dobrego wina!
-
Przykro mi Pati, ale mam nieco inne plany. - zaśmiał się
szyderczo. Jego twarz nabrała przerażającego wyglądu. - Wracam
dziś do domu i biorę cię ze sobą.
-
Już do domu? A co z imprezką. - Rikuś mówił beztrosko nie
przejmując się miną Olka. - Nie no... zostańmy jeszcze chwilę.
Dziś są moje urodziny!
-
Wiem o tym doskonale i tym bardziej żałuję tego za za chwilę
zrobię... - mruknął.
Nagle
z pleców wyrosła mu jeszcze jedna para rąk. Wyglądało to okropnie.
Dopiero wtedy Pati zauważył, że jest coś nie tak. Cofnął się o
kilka kroków i z niedowierzaniem przyglądał się dodatkowym
kończynom przyjaciela. Jednak olek na tym nie skończył. Następnie
zdjął swoje okulary i pokazał nam swoje błękitne oczy w całej
krasie. One po prostu świeciły milionami błękitnych światełek.
Teraz nawet z daleka mogłam zobaczyć jego źrenice, były
nieludzkie. Chłopak schował okulary do wewnętrznej kieszeni swojej
czarnej, skórzanej kurtki i jednocześnie wyciągnął z niej coś
przypominającego pistolet.
-
Ola... mogę wiedzieć... - Patryk był wyraźnie zaskoczony (zresztą
ja też). - Czym ty do stu piorunów jesteś?!
-
Jakby wam to najprościej powiedzieć... - zastanawiał się chłopak
drapiąc się jedną z czterech rąk po podbródku. - Jestem kosmitą.
Pochodzę z planety Kalamarabulo.
-
Że kosmitą? - Mój przyjaciel nie dowierzał. Nawet po tym co
właśnie widział. - Z planety Kalamcośtam? Żartujesz, tak?
-Nie.
Po
wypowiedzeniu tego ostatniego słowa, chłopak wycelował tym swoim
dziwnym, srebrnym pistoletem prosto w głowę Patryka. Pociągnął
za spust. Wszystko działo się tak szybko. Pati próbował zrobić
unik, ale pocisk i tak go dosięgnął. Trafił prosto w lewe oko
chłopaka. Na pewno nie da się go już uratować. Szybko podbiegłam
do Patryka, który padł bezwładnie na ziemię. Gdy tylko dotknęłam
poczułam, że jest zimny jak lód. Nie wyczuwałam też pulsu.
Niemożliwe stało się prawdziwe. Straciłam go... na zawsze. Umarł.
W takiej sytuacji nie dało się powstrzymać łez. Lały się one
strugami na zastygłą twarz chłopaka. Popatrzyłam po chwili na
Olka. Nie wyglądał jak typowy morderca. Wyglądał jakby żałował
tego co zrobił, jakby wolałby żeby ktoś inny leżał teraz
martwy na ziemi.
-
Olek! Jak mogłeś go zastrzelić?! On ci ufał. Ufał ci bardziej
niż komukolwiek. - krzyknęłam bez namysłu, lecz później
uświadomiłam sobie, że przecież już z nim o tym rozmawiałam.
Słyszałam przecież swój krzyk. - Jakim trzeba byś potworem, by
kazać ci zabić swojego najlepszego przyjaciela?
-
Nie miałem się z nim zaprzyjaźnić... - mruknął zabierając ode
mnie ciało przyjaciela. - Miałem go tylko sprowadzić...
Nagle
na niebie pojawiło się coś, co przerosło moje najśmielsze
oczekiwania – dom Olka! Był to prawdziwy latający budynek. Ze
środka w smudze światła wydostał się ktoś. Był jeszcze jeden
kosmita w naszej paczce – Viktor. Chwycił on za nogi Patryka i we
dwóch zanieśli go do statku kosmicznego. Po czym spoglądając
niemo w moją stronę sami weszli do środka i odlecieli. W kilka
sekund zniknęli gdzieś na niebie...
(Nie zebym sie przejmowala i nic o tym nie wiedziala, ale... CZEMU JA NIE ZYJE!)
OdpowiedzUsuń