piątek, 10 czerwca 2016

Część II Rozdział 22 "26 lipca"

Rok szkolny minął niesamowicie szybko. Tak samo pierwszy miesiąc wakacji. W mgnieniu oka był już 26 lipca. Przez cały ten czas zastanawiałam się, którego z nich wybrać... Ostatecznie postanowiłam zaprosić Patryka na imprezę. W końcu to jego urodziny. Poza tym, Simon i tak się tam pojawił w charakterze ochroniarza. Wesele pani Niko odbyło się w pięknym angielskim zamczysku. Na ścianach wisiały przepiękne gobeliny z wizerunkami wilków, jednorożców i pegazów. Budynek był zbudowany z rzeźbionego piaskowca. Jedyną wadą pałacu, były maleńkie okna.
Wszystko było pięknie, dopóki Pati nie zauważył Simona. Burknął coś tylko w moi kierunku i samotnie udał się w kierunku parku. Park był bardziej dziki niż mogło się wydawać. Gdzieniegdzie można zobaczyć dzikie jeżyny a wszędzie rosły stare dęby i wiekowe sosny. Słońce chyliło się ku zachodowi. Widziałam to po długim cieniu przede mną. Po długiej gonitwie za chłopakiem udało mi się go znaleźć. Siedział na starej niszczącej się marmurowej ławce. Miał ubrany ciemnogranatowy garnitur. Pod nim miał czarną koszulę. Jego ubiór doskonale komponował się z moja błękitną suknią. Spojrzał na mnie swoimi srebrzystymi tego dnia oczyma, ale natychmiast odwrócił się ode mnie.
- Przyszłaś ze mną tylko dlatego, ze on i tak tu jest, co nie? - zapytał z wyrzutem.
- Wcale nie...
- Przepraszam, że przeszkadzam. - Wtrącił się nagle Olek. Pojawił się tam znikąd.
- Ola! - Patryk się odwrócił by przywitać przyjaciela. - Przynajmniej ty tu jesteś porządny! Chodźmy na salę poszukać Moni i jakiegoś dobrego wina!
- Przykro mi Pati, ale mam nieco inne plany. - zaśmiał się szyderczo. Jego twarz nabrała przerażającego wyglądu. - Wracam dziś do domu i biorę cię ze sobą.
- Już do domu? A co z imprezką. - Rikuś mówił beztrosko nie przejmując się miną Olka. - Nie no... zostańmy jeszcze chwilę. Dziś są moje urodziny!
- Wiem o tym doskonale i tym bardziej żałuję tego za za chwilę zrobię... - mruknął.
Nagle z pleców wyrosła mu jeszcze jedna para rąk. Wyglądało to okropnie. Dopiero wtedy Pati zauważył, że jest coś nie tak. Cofnął się o kilka kroków i z niedowierzaniem przyglądał się dodatkowym kończynom przyjaciela. Jednak olek na tym nie skończył. Następnie zdjął swoje okulary i pokazał nam swoje błękitne oczy w całej krasie. One po prostu świeciły milionami błękitnych światełek. Teraz nawet z daleka mogłam zobaczyć jego źrenice, były nieludzkie. Chłopak schował okulary do wewnętrznej kieszeni swojej czarnej, skórzanej kurtki i jednocześnie wyciągnął z niej coś przypominającego pistolet.
- Ola... mogę wiedzieć... - Patryk był wyraźnie zaskoczony (zresztą ja też). - Czym ty do stu piorunów jesteś?!
- Jakby wam to najprościej powiedzieć... - zastanawiał się chłopak drapiąc się jedną z czterech rąk po podbródku. - Jestem kosmitą. Pochodzę z planety Kalamarabulo.
- Że kosmitą? - Mój przyjaciel nie dowierzał. Nawet po tym co właśnie widział. - Z planety Kalamcośtam? Żartujesz, tak?
-Nie.
Po wypowiedzeniu tego ostatniego słowa, chłopak wycelował tym swoim dziwnym, srebrnym pistoletem prosto w głowę Patryka. Pociągnął za spust. Wszystko działo się tak szybko. Pati próbował zrobić unik, ale pocisk i tak go dosięgnął. Trafił prosto w lewe oko chłopaka. Na pewno nie da się go już uratować. Szybko podbiegłam do Patryka, który padł bezwładnie na ziemię. Gdy tylko dotknęłam poczułam, że jest zimny jak lód. Nie wyczuwałam też pulsu. Niemożliwe stało się prawdziwe. Straciłam go... na zawsze. Umarł. W takiej sytuacji nie dało się powstrzymać łez. Lały się one strugami na zastygłą twarz chłopaka. Popatrzyłam po chwili na Olka. Nie wyglądał jak typowy morderca. Wyglądał jakby żałował tego co zrobił, jakby wolałby żeby ktoś inny leżał teraz martwy na ziemi.
- Olek! Jak mogłeś go zastrzelić?! On ci ufał. Ufał ci bardziej niż komukolwiek. - krzyknęłam bez namysłu, lecz później uświadomiłam sobie, że przecież już z nim o tym rozmawiałam. Słyszałam przecież swój krzyk. - Jakim trzeba byś potworem, by kazać ci zabić swojego najlepszego przyjaciela?
- Nie miałem się z nim zaprzyjaźnić... - mruknął zabierając ode mnie ciało przyjaciela. - Miałem go tylko sprowadzić...
Nagle na niebie pojawiło się coś, co przerosło moje najśmielsze oczekiwania – dom Olka! Był to prawdziwy latający budynek. Ze środka w smudze światła wydostał się ktoś. Był jeszcze jeden kosmita w naszej paczce – Viktor. Chwycił on za nogi Patryka i we dwóch zanieśli go do statku kosmicznego. Po czym spoglądając niemo w moją stronę sami weszli do środka i odlecieli. W kilka sekund zniknęli gdzieś na niebie...

1 komentarz:

  1. (Nie zebym sie przejmowala i nic o tym nie wiedziala, ale... CZEMU JA NIE ZYJE!)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Opowieści Kattys , Blogger