sobota, 8 sierpnia 2015

Dziwne spotkanie

            Nadszedł styczeń a ja nadal nie potrafię zrobić nic poza zatrzymywaniem czasu. W związku z tym pani dyrektor wysłała mnie na przymusowe badanie u szkolnej pielęgniarki.
            Nie wiedziałem co o tym myśleć. Poszedłem do gabinetu pielęgniarki, lecz okazało się, że w tej szkole nie pracuje pielęgniarka tylko pielęgniarz. Nazywał się Feliks Kram i był wampirem. Trochę się go bałem. Wyobraźcie sobie, że krwiopijca miałby opatrywać waszą krwawiącą ranę. Nie chciałbym wiedzieć jak by się to skończyło. Na całe szczęście ten wysoki długowłosy mężczyzna tylko mnie badał. Nie różniło się to zbytnio od zwyczajnej kontroli lekarskiej. Były tylko dodatkowe badania poziomu oraz mocy mojej magii. Kiedy już zakończył badanie odgarnął z twarzy swoją blond czuprynę:
            - Miałeś urodziny 24 grudnia, tak? Pewnie ciężko jest pracować w urodziny. -  powiedział. Wszyscy pracownicy szkoły wiedzieli, kim tak naprawdę jestem. Ukrywałem to tylko przed uczniami.
            - Lepiej tak niż spędzać je samemu. – odpowiedziałem z uśmiechem. – Dowiedział się pan czegoś?
            - A tak. Chociaż nigdy nie spotkałem się z czymś takim. – powiedział z miną jednocześnie zaskoczoną jak i zmartwioną. – Cierpisz na opóźniony rozwój magiczny. Twoja magia oraz wielkie stopy pojawią się później niż zazwyczaj, ale nie ma powodu do zmartwień. Już niedługo dogonisz umiejętnościami resztę klasy.
            - Rozumiem. – powiedziałem kierując się ku wyjściu. – Do widzenia!
Wyszedłem stamtąd całkiem zdołowany. Po prostu jestem niedorozwinięty! Jak ktoś taki jak ja może być częścią elity. Zresztą zupełnie do nich nie pasuję. W odróżnieniu ode mnie oni ciągle się wywyższają. Uważają się za lepszych od innych tylko ze względu na pochodzenie. To oburzające.
            W drugim tygodniu stycznia pani Chupacabra oznajmiła pierwszakom, że każdy uczeń musi mieć jakąś pracę. Jeszcze tego samego dnia zalazłem w gazecie ogłoszenie, w którym napisano, że potrzebna jest opieka do dziecka. Zadzwoniłem na wskazany numer i umówiłem się na spotkanie. Następnego dnia poszedłem do domu moich przyszłych pracodawców. Ma miejscu okazało się, że to jest dom tej małej dziewczynki, którą spotkałem w święta. Gdyby tego było mało omal nie dostałem zawału, kiedy otworzono mi drzwi. Stanął przede mną chłopak w moim wieku. Wyglądał niemal tak samo jak ja. Wen sam wzrost, taka sama karnacja, nawet fryzura i wyraz twarzy. Różniły nas tylko kolor włosów i oczy. Jego włosy były czarne jak niegdyś moje, a oczy miał brązowe a ja niebieskie. Patrzyliśmy tak na siebie bez słowa. W pewnym momencie ze środka domu wyszła kobieta spojrzała na nas i powiedziała z uśmiechem:
            - Wy wyglądacie prawie identycznie! Jak to zrobiliście? Vincent przedstawisz mi swojego kolegę?
            - Ale mamo… ja go nie znam. – odpowiedział. Jego głos także był taki jaj mój.
            - Nazywam się Mikołaj Foot i przyszedłem tu w sprawie pracy. – wtrąciłem się w ich rozmowę.
            - To ty do mnie dzwoniłeś. Jestem Aleksandra Leg. – powiedziała podając mi rękę. - Chciałabym żebyś zajął się moją córeczką. Bardzo dużo pracuję, mój mąż jest w delegacji, a syn nigdy nie ma czasu.
            - Z przyjemnością się nią zajmę. Kiedy zaczynam?
            - Już teraz. Mam dziś nocną zmianę. Vincent wytłumaczy Ci co i jak.
Weszliśmy do środka. Czułem się niesamowicie dziwnie widząc, że człowiek z „moją” twarzą patrzy na mnie z wrogością. Chłopak oprowadził mnie po całym domu. Był tak samo ładny w środku jak na zewnątrz. Gdzieniegdzie można było znaleźć różne dekoracje. Jednak najbardziej podobały mi się obrazy wiszące w korytarzu. Przedstawiały one sceny zarówno realistyczne jak i abstrakcje. Były wśród nich też dzieła przedstawiające magię. Kilka przykuło moją uwagę: uskrzydlony złoty wilk, wilkołak obejmujący wampirzycę, bursztynowy smok. Na tym ostatnim wydawałoby się, że znajdowała się także Lili celująca w smoka z łuku. Ale to niemożliwe, prawda? Kiedy tak się im przyglądałem, podbiegła do mnie wspomniana wcześniej mała dziewczynka.
            - Święty Mikołaj!!! – krzyknęła.
            - Zróbmy z tego nasz mały sekret. Co ty na to? – szepnąłem jej do ucha.
            - A co z braciszkiem? – zapytała -  jemu też powiemy?
            - Może kiedy indziej.

Wtedy Vincent wszedł po pokoju. Na całe szczęście nic nie słyszał. Przedstawił mi swoją siostrę – Nikolettę. Miałem się zająć nią w nocy, ponieważ wszyscy domownicy są zajęci. Oznaczało to, że musiałem u nich przenocować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Opowieści Kattys , Blogger