sobota, 5 września 2015

Dzień ofensywy

Przepraszam, że tak długo czekaliście (mam nadzieję, że ktoś czekał). Nie miałam ostatnio czasu i pomysłów. Wszystko z powodu rozpoczęcia roku szkolnego. Postaram się wstawiać kolejne posty regularnie, ale niczego nie obiecuję.
Miłej lektury!




Nadszedł ten dzień. A raczej noc. Cała ta akcja odbywała się w nocy. Nie mogłem się doczekać, kiedy wkroczę do akcji. Na przedpolach zamku rodowego Holmesów było chyba ze sto wilkołaków. Poza tym przybyli ze mną: Lili, Andrea, Amanda oraz Pablo. Atmosfera była niesamowita.
 Arti wraz z Vincentem weszli do środka. Później długo czekaliśmy na sygnał do działania a było nim zasłonięcie zasłon w oknie nad bramą. W tym czasie uważnie przejrzałem się budowli. Była to ogromna forteca rodem ze średniowiecza. Miała kształt prostokąta. Z każdego rogu wzrastała wysoka prostopadłościenna wieża zakończona stożkowym dachem. Piąta, największa wieża mieściła się po środku. Całość wykonaną z kamienia, otaczają szeroka fosa. Do środka było tylko jedno wejście - brama z mostem zwodzonym. Nie było tan praktycznie żadnych ozdób czy dekoracji. Była to najprawdziwsza warownia i jak przystało na budynek tego typu wszystkie okna były niewielkie. Wyglądały w nocy jak malutkie świecące punkciki. Nagle jedno z nich zniknęło. Znaczyło to tylko jedno.  Arti zasunął zasłony. Pstryknąłem palcami by zatrzymać czas a chwilę później mój kuzyn otworzył dla nas bramę. Weszliśmy do środka. Wnętrze było strasznie zaniedbane. Zawieszone na ścianach ozdobne arrasy i proporce były postrzępione i brudne. Wszędzie było pełno kurzu. Gdzieniegdzie można było zobaczył ślady łap i pazurów. Bez wątpienia była to kryjówka wilkołaka. Zeszliśmy do lochów i uwolniliśmy więźniów. Następnie udaliśmy się tylny dziedziniec. Tam był ten, którego szukaliśmy. Na miejscu spotkaliśmy wilkołaki. „Nasza armia” natychmiast ruszyła do boju. Mieli w oczach łzy. Musieli walczyć z własnymi ojcami, braćmi, wujami, kuzynami albo nawet dziadkami, którzy byli pod kontrolą starego Holmesa. On sam uciekł przed nami w stronę wierzy. Pobiegliśmy za nim z Arturem na czele. Jego ojciec nadal nie miał pojęcia o zdradzie syna, więc Arti był najbliżej niego. Kiedy my dobiegliśmy na sam szczyt walka ojca z synem już się toczyła.
- Wiedziałem, że pewnego dnia zwrócisz się przeciwko mnie. – powiedział Wiliam. – Jesteś taki podobny do matki. Taki szlachetny…
- Nawet nie wspominaj o mojej matce! – krzyknął Arti szarpiąc ojca. – Nawet jej nie znam…
- Przemyśl to jeszcze! Kiedy połączymy siły będziemy niepokonani. Zapanujemy nad tym światem! Wystarczy się pozbyć tej zarozumiałej szóstki.
- Nigdy! Nie zmusisz mnie do zdrady moich przyjaciół.
- Ale to twoje przeznaczenie! W twoich żyłach płynie moja krew.
- Nie będę taki jak ty! Nigdy nie prosiłem się o takiego ojca! – zaprzeczał Artur.
W momencie, gdy to mówił wybiła północ. Nie do końca wiem, co się wtedy wydarzyło. Z nikąd rozbłysło ostre światło. Oślepiony słyszałem tylko cichy szept przyjaciela „Najlepszego…”

                Kiedy odzyskałem wzrok zauważyłem, że przez balkon wleciały do środka trzy skrzydlate konie. Były przecudowne. Jeden z nich miał złoty, lśniący róg wyrastający z czoła. Razem z rogiem lśniła jego śnieżnobiała grzywa. W ogóle poza rogiem cały był biały. Pozostałe dwa były gniadymi pegazami. Po chwili zauważyłem, że to nie od nich bił ten przytłaczający blask, a od dwóch walczących ze sobą wilków. Dopiero po kilku minutach zrozumiałem, że to Artur i jego ojciec. Nie mogłem w to uwierzyć. Młodszy wilk nie wyglądał jak zwierzęca forma mojego przyjaciela. Jego sierść nie była już biała. Teraz mieniła się niczym najprawdziwsze złoto, lecz to nie była największa zmiana. Otóż z jego grzbietu rozpościerały się piękne złote skrzydła z białymi lotkami. Wyglądało też, że jego siła gwałtownie wzrosła także ta magiczna. W pomieszczeniu zaczął wiać silny wiatr. Wilki przeniosły swoją walkę z pokoju na zamkowy taras. W wyniku nieszczęśliwego wypadku Wiliam Holmes spadł prosto na główny dziedziniec. Nikt nie był w stanie przeżyć upadku z takiej wysokości. Pegazy wzięły nas na swoje grzbiety i sprowadziły nas na dół. Arti będąc już w formie człowieka płakał nad ciałem ojca. Chciał go tylko powstrzymać nie zabić…


Oto prawdopodobnie jeden z najlepszych rysunków za tym blogu. Wykonany przez moją koleżankę. Możecie znależć więcej jej prac na:http://lejla99.deviantart.com/

Ciąg Dalszy Nastąpi...

PS: Mam jej kupić za to czekoladę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Opowieści Kattys , Blogger