Życzę miłej lektury!
Mój pierwszy pocałunek. Była to
tylko chwila, lecz mi wydawało się jakby to były długie godziny. Stało się
wtedy coś niezwykłego. Deszcz wywołany przez przygnębioną Lili zmienił się w prześliczne
płatki śniegu. Cała okolica zmieniła swoje oblicze przez warstwę białego puchu.
Nie minęła nawet minuta a rozpętała się bitwa na śnieżki. Podzieliliśmy się na
dwie drużyny damską i męską. Nasza była mniejsza, ale za to silniejsza. Miło
było zabawić się po takim stresie.
- Jak mogliście zacząć beze
mnie?! – usłyszeliśmy z oddali. To był Arti.
- Może najpierw podziękowałbyś nam
za śnieg?! – krzyknąłem razem z Lili.
- Podejrzewałem, że zacznie
sypać kiedy wreszcie ze sobą będziecie… - zaśmiał się .
- Teraz wszyscy możemy być
szczęśliwi. – powiedziała Andrea obejmując Artura. – Skoro jesteś księciem…
- Nie jestem księciem – przerwał
jej.- Jestem… Królem.
- Ale jak?! – odpowiedzieliśmy zaskoczeni.
- No… wilkołaki wybrały mnie na
króla. – tłumaczył. – Na dodatek matka przekazała mi władzę.
- Nawet jeśli jesteś moim
królem, dla mnie pozostaniesz tylko wkurzającym dzieciakiem… - mruknął
nadchodzący mężczyzna. Był to jeden z pegazów… jak mu tam było?
- Co on ci takiego zrobi? –
zganiła go idąca z nim kobieta.
- To Jeremi i Zuzanna najlepsi
strażnicy mojej matki. – powiedział Artur. – chcieli sprawdzić czy będę
bezpieczny…
Porzucaliśmy
się jeszcze przez chwilę, a później udaliśmy się do portu. Tam czekał na nas
statek do domu. Należał on do ojca Pabla – Huana. Był to bardzo miły człowiek. Wyglądał
jak typowy meksykanin. Opalony, czarne włosy, koszula i sombrero na głowie. Dopłynięcie
do stanów zajęło nam kilka dni. Wróciliśmy równo z końcem ferii.
Pierwszego dnia po powrocie
powiedziałem reszcie szkoły to co przed nimi ukrywałem. Wbrew temu, co myślałem
nic się nie zmieniło. Lekcje wciąż były równie monotonne, co wcześniej. Jednak
jak to już bywa w tej szkole, pani dyrektor wezwała mnie do swojego gabinetu.
- Co tym razem mam zrobić? –
powiedziałem wchodząc.
- Pewien chłopak uczęszcza do
nie tej szkoły co powinien… - odpowiedziała pani Torro. – Jest czarodziejem
wychowywanym przez zwykłego ojca. Przez to nie poszedł do naszej szkoły. Twoim zadaniem
jest go tu sprowadzić.
- A gdzie go znajdę? –
zapytałem.
- Chodzi do tej samej szkoły, co
twój kuzyn. – odrzekła – Nazywa się Bazyli Goldenflower. Oto jego zdjęcie.
Będzie brał jutro udział w zawodach
łuczniczych. Tam możesz z nim porozmawiać.
Popatrzyłem
na zdjęcie, które dostałem. Ten chłopak miał indiańską urodę, ale jego włosy
były brązowe a oczy były oliwkowe. Miał też bardzo dużo piegów. Wydawało mi
się, że już go gdzieś widziałem, ale nie mam pojęcia gdzie…
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz