środa, 16 września 2015

Rozdział 22

Bardzo proszę wszystkich o komentarze. Bardzo mi na nich zależy. Możliwe, że niektóre opinie pmogą mi udoskonalić moją literaturę. Ja ich po prostu potrzebuję by zaspokoić moją potrzebę bycia ocenianym.
Miłej lektury!


Mijały dni a panująca wszechobecnie ciekawość wokół Bazylego nie zmalała. Wiszące nad nim widmo klątwy jeszcze ją spotęgowało. Był nawet bardziej popularny niż legendarna szóstka, więc nie tylko mnie to denerwowało. Pablo podzielał mój punkt widzenia. W obliczu wspólnego wroga osoba, która nie przepadała za mną praktycznie od zawsze, stała się moim sprzymierzeńcem.
Pewnego popołudnia, kiedy lekcje się już skończyły, zauważyłem Vincenta biegnącego w moją stronę. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego. Kiedy do mnie podbiegł, był cały zdyszany. Po chwili ochłonął i powiedział:
- Pamiętasz ten mój obraz ze smokiem?
- Tak, a co? - powiedziałem nie wiedząc, o co chodzi.
- To zdarzy się w najbliższą sobotę. – odrzekł bardzo poważnie.
- Skąd to wiesz?! – zapytałem.
- Na tym obrazie jest nów i przelatująca kometa. – tłumaczył. – Dokładnie takie zjawisko będzie miało miejsce w sobotę wieczorem.
- Co z tym zrobimy? – ciągnąłem temat.
- Nic nie możemy zrobić. Trzeba będzie poradzić sobie z tym smokiem, kiedy się pojawi.
Racja. Musieliśmy czekać. Nie wiedzieliśmy jak i skąd pojawi się potwór. Kuzyn tylko przekazał mi złe wieści i wracał do siebie. Ja zrobiłem to samo. Tamtej nocy nie mogłem spać. Zbyt wiele spraw było na mojej głowie. Nie dość, że dyrektorka kazała mi pilnować żeby ten nowy nie używał magii, to jeszcze ta sprawa ze smokiem. Smok? Czy przypadkiem znamię Goldenflowera nie miało takiego kształtu? Wtedy mnie olśniło. Co jeśli klątwa Bazylego polega na tym, że stanie się smokiem? Co jeśli nie panowałby nad sobą? Dlatego Lili strzeli do niego ze łzami w oczach? Te pytania jeszcze bardziej spędzały mi sen z powiek. Tak naprawdę miałem nadzieję, że się mylę.
                Następnego ranka byłem strasznie niewyspany. Niemal nieprzytomny siedziałem na lekcjach. Na zajęciach z wychowawcą mój i tak już kiepski humor jeszcze się pogorszył. Pan Lupin zapowiedział nam, że zabiera nas na biwak, który będzie miał miejsce w ten weekend. To właśnie na nim spotkamy się ze smokiem. Może zmieniłby plany gdyby wiedział, co się szykuje. Niestety jako, że nie byłem pewny czy na pewno to Bazyl nim będzie, wolałem nic nie mówić. Jakoś sobie poradzimy. Mamy przecież pięcioro z „Szóstki” oraz Artiego. Nie byliśmy słabi.
                Nadszedł ten dzień. Wyruszyliśmy na biwak w sobotę o dziesiątej. Wszyscy się cieszyli ze wspólnej wycieczki tylko nie ja. Cały czas pilnie obserwowałem potencjalne niebezpieczeństwo. Przez całą drogę rozmawiał z Lili. To denerwowało mnie najbardziej. Nim się spostrzegłem był już zmierzch. Zatrzymaliśmy się wtedy.
                - E… Mikołaj? Co nie? – zapytał chłopak.
                - Co? – burknąłem.
                - Wiesz może gdzie jesteśmy?
Wtedy zauważyłem, że stoimy w lesie tylko we trójkę. Zgubiliśmy się. Nie odpowiedziałem mu. spojrzałem tylko na niego ze złością. Nie zastanawialiśmy się długo i zaczęliśmy szukać reszty klasy. Po kilku godzinach zorientowaliśmy się, że cały czas chodziliśmy w kółko.
                - Wpadłem na genialny pomysł! – krzyknął Bazyl.
                - Jaki? – zapytała Lili.
                - Mógłbym wystrzelić w powietrze wiązkę światła. Może by nas znaleźli.
                - Nie! – odpowiedziałem. – Jak użyjesz swoich mocy skończy się to dla nas źle.
                - Ja się tam nie boję.  – odpowiedział z brawurą. – Zresztą co ty tam wiesz…

Ten głupek nie słuchał co się do niego mówiło i zrobił to co planował. Wyszedł na pobliską polanę (wcześniej jej nie znaleźliśmy) i uwolnił strumień światła ze swojej dłoni. Mimo, że Lili wiedziała co się za chwilę wydarzy, była wprost zachwycona.  Po chwili zadowolony ze swojego niemądrego wyczynu chłopak padł na ziemię. Jego ciało zaczęły pokrywać łuski w kolorze czekolady. Jego szyja zaczęła się wydłużać a twarz zmieniała kształt. Później wyrosły mu długie jaśniejsze od łusek rogi oraz długi ogon. Przez cały czas rósł w zastraszającym tempie. Po chwili usłyszeliśmy jego przeszywający ryk. W tym samym momencie z jego pleców wyrosły ogromne skrzydła. Nie był już człowiekiem. Zmienił się w budzącego postrach potwora. Stało się dokładnie tak jak podejrzewałem. Dziwnym zbiegiem okoliczności dzięki temu znaleźliśmy resztę grupy. Szybko wytłumaczyłem im co się stało, lecz po chwili smok zaczął niszczyć wszystko dookoła.



CIĄG DALSZY NASTĄPI...


SPECJALNIE DLA WAS:
kolejna praca mojek koleżanki



Więcej jej rysunków znajdziecie na http://lejla99.deviantart.com/
Zachęcam też to podsyłania do mnie wszych prac.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Opowieści Kattys , Blogger