sobota, 31 października 2015

Jak narodziły się legendy. Opowieść elfa.

Żadnego wesołego Halloween! Osobiście go nie obchodzę, a poza tym gonią mnie terminy. postawiłam sobie za cel skończyć te serię jeszcze w tym roku. mie martwcie mam już pełno pomysłów na kolejne, mam nadzieję, że nie gorsze opowiadania. :D
Dziś dowiecie się o początkach legend. Czy bedzie mieć to jakich wplyw na naszych bohaterów?
Zapraszam! Czytajcie! Komentujcie! Dzielcie się ze światem co o tym sądzicie!



W następny poniedziałek pani Torro ogłosiła dzień wolny od zajęć, jednak ja nie miałem w tym czasie odpoczynku. Powodem, dla którego nie było lekcji było walne zebranie legendarnej szóstki.(W międzyczasie było ich już kilka) Wydziałem wszystkich zbierających się przed pokojem obrad, ale nigdzie nie mogłem dostrzec ciotki Nikole. W końcu dałem sobie z tym spokój i zająłem swoje miejsce w sali.
Kiedy obrady się rozpoczęły zrozumiałem, dlaczego nie mogłem jej znaleźć. Dziadek wybrał sobie nowego Następcę – Vincenta. Nie wyglądał na zachwyconego, wyraźnie widziałem, że on wcale nie chce tu być. Jednak tylko ja odniosłem takie wrażenie, ponieważ tylko ja z tam obecnych wiedziałem o wiszącej nad nim groźbie śmierci. Jak zawsze obrady rozpoczęła, pani dyrektor.
- Kilka dni temu miał miejsce pewien incydent... – zaczęła.- Myliliśmy się, co do Wielkiej kuli…
- Wiesz, czym ona jest? – zapytał Argus.
- Raczej czym była… - mruknęła Lili.
                - Racja, kuli już nie ma, ale to nie tak, że wiem, czym ona była. – tłumaczyła kobieta. - Po prostu wtedy, gdy została zniszczona wydostały się z jej wnętrza trzy osoby. Teraz pójdę po jedną z nich.
Trzy osoby? Przecież w miejscu kuli pojawiła się tylko Jua. A może chodzi o te chmury dymu?  Pani Torro przyprowadziła dziewczynę a ta zaczęła opowiadać:
                - Moja historia zaczęła się około czterysta lat temu. Urodziłam się, jako trzecia na świecie osoba władająca magią. Zawsze goniłam za swoimi dwiema starszymi siostrami: Olliminel i Rossetią. Byłyśmy inne niż wszyscy. Gdziekolwiek byśmy nie były ludzie nas wyszydzali i wykorzystywali. Na cale szczęście byli też tacy, na których mogłam liczyć. W zamian za to obdarzyłam ich mocą, lecz nie wiedzieli, iż to była moja zasługa. Po prostu chciałam spełnić ich najbardziej skryte marzenia. Pierwszy był mój bliski przyjaciel Wladuś. Zawsze się mną zajmował, więc dałam mu siłę i młody wygląd, które od zawsze chciał. Jednak coś poszło nie tak, przez co wampiry żywią się krwią. Kolejna była jego przyjaciółka z dzieciństwa, w której od zawsze się podkochiwał. Niestety los sprawił, że stali się swoimi największymi wrogami. – zerknęła z uśmiechem na Andreę. – Chciała być blisko zwierząt, więc uczyniłam ją pierwszym wilkołakiem. Uczyniłam dla nie coś jeszcze. Na jej życzenie uczyniłam tez magiczne konie. To o nie rozpoczęła się ta wojna. Podczas wizyty w Szkocji poznałam Gilberta. Przyjął mnie tam z ogromną gościnnością, dlatego postanowiłam spełnić jego marzenie o zostaniu podwodnym smokiem, lecz najpierw obdarzyłam mocą jaszczurki, które zostały smokami. Ponownie coś poszło nie po mojej myśli, ale tak jak było podobało mu się nawet bardziej. W mojej podróży zawędrowałam też do Ameryki. Pierwszą osobą, którą tam spotkałam był bardzo miły Al i tylko dlatego dałam mu moc odzwierciedlającą jego charakter. Po dłuższym pobycie tam dotarłam do miejsca i do momentu, w którym chcieli się mnie pozbyć. Z opresji uratował mnie w ostatniej chwili pewien Indianin. Miejscowi nazywali go zającem pustyni ze względu na jego niesamowite skoki i nadzwyczajny refleks. Zabrał nie do swojej wioski. Tam opatrzył moje rany. Opowiedział ni w między czasie nieco o sobie. Był bardzo dobrym człowiekiem. Gdyby mógł dawałby szczęcie wszystkim na ziemi, więc dałam mu taką możliwość i uczyniłam go pierwszym zajączkiem wielkanocnym. Idąc dalej na północ spotkałam kobietę lasów i gór. Zwała się ona Erika. Była otwarta na ludzi, mimo że jej ogromny wzrost budził w nich przerażenie. Jej otwartość i odporność na wszelkie obelgi podnosiły mnie na duchu. Ona została pierwszą Wielką Stopą. Gdy byłam już prawie u kresu mej podróży gdzieś w Eurazji dopadła mnie śnieżyca. Tam spotkałam mojego drugiego wielkiego bohatera. Dosłownie on był wręcz ogromny! Miał ponad dwa metry. Spędziłam w jego domu kilka dni i spostrzegłam, że bardzo przypominał mi Erikę i Zająca. Przerażał on innych ludzi a mimo tego chciał podzielić się nimi radością. Ronił on zabawki z drewna i zostawiał je w nocy przed domami. On sam był sierotą bez przyjaciół, więc inne pamiętał nawet swojego imienia. przez wiele lat nikt go nie używał. Przypomniał mi się wtedy pewien mężczyzna, który zostawiał ludziom w nocy podarki, więc nazwałam go na jego cześć świętym Mikołajem. Kiedy po długim czasie wróciłam do domu, przeraziłam się. Moje siostry nie miały takiego szczęścia jak ja i ciągle były traktowane jak potwory. Przez to w ich sercach zagościł mrok i zamierzały zniszczyć ludzkość. Musiałam je powstrzymać, lesz nie byłam wstanie ich skrzywdzić. Dlatego użyłam całej mocy by zamknąć je w tej kuli. Niestety zamknęłam też siebie, lecz w odróżnieni od nich byłam świadoma tego, co dzieje się poza nią.
                - Myślisz, że twoje siostry nadal chcą zniszczyć ludzkość? – zapytał Dracula.
                - Niestety tak. Ale pozwól mi najpierw dokończyć opowieść. – powiedziała z dezaprobatą. – Kiedy byłam wewnątrz tego więzienia, zrozumiałam, że jeśli moi wybrańcy będą równie osamotnieni jak one, mogą skończyć podobnie. Zaczęłam, więc obdarzać ludzi mocą zgodną z ich charakterami. Jednak siedzenie w szklanej bance stało się strasznie uporczywe. Około siedemnastu lat temu postanowiłam znaleźć kogoś, kto uwolni mnie. Niestety oznaczało to także wolność dla moich sióstr. Wśród dzieci, które się wtedy urodziły szukałam takich z wysokim potencjałem. Rezultat aż przekroczył moje najśmielsze oczekiwania. Wybrałam dziewięcioro dzieci. Obdarzyłam je mocami, z którymi pomogliby mi rozprawić się z rodzeństwem. Za to jednego, tego, co przykuł moją uwagę wybrałam na mojego trzeciego bohatera. Otrzymał on umiejętność przełamania każdego zaklęcia…
                - Kim jest wybrana dziewiątka?- zapytał dziadek.
                - Większość z nich znajduje się w tej sali.- odpowiedziała z uśmiechem.- Dokładnie są to: Amanda, Andrea, Lili, Pablo, Artur, Bazyl, Mikołaj, Vincent oraz dziewczyna o imieniu Sara.

Jesteśmy wybrańcami? W sumie niezbyt mnie to zdziwiło, po tych wszystkich rzeczach. Ważne było to, że czekała nas kolejna walka, od której zależeć będzie przyszłość świata. W międzyczasie do mojej głowy nie wiem skąd wpadły słowa: ”Gdy pierwszych próby przejdzie pokolenie, spełni się prawdy marzenie”. Zastanawiałem się, co mogą one oznaczać, lecz byłem pewien, że niedługo przekonam się o tym na własnej skórze.


CIĄG DALSZY NASTĄPI...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Opowieści Kattys , Blogger