czwartek, 17 grudnia 2015

Rozdział 40

Biegnąc w stronę Sali gimnastycznej poprzez kręte alejki parku, miałem wrażenie jakby błękitna chmura kierowała się prosto w moim kierunku. Po kilku minutach moje przeczucie się dopełniło. Błękitny dym leciał wprost na mnie. Gdy tylko się do mnie zbliżył, z niezwykłą siłą po prostu wpychał się przez moje usta i nos. Miałem wrażenie, że zaraz się uduszę. Cała ta ogromna chmura jakby chciala wypełnić mnie od środka. Wraz z tym poczułem w głębi siebie to, czego mi najbardziej brakowało – mój lód. Wróciłem! Moje włosy odzyskały swój dawny, wyjątkowy, czysty, biały kolor. Żadne słowa nie są w stanie opisać jak bardzo się wtedy cieszyłem. Pozostawało tylko pytanie: Jak do tego doszło? Korzystając z tego, ze moje moce powróciły, zatrzymałem czas i z pomocą śniegu i lodu błyskawicznie dostałem się w miejsce skąd przyleciała do mnie ta chmura. Ślizgałem się jak na łyżwach na stworzonym przeze mnie torze. Na miejscu zastałem Lili, Artiego i Vincenta, który podnosił się z ziemi.
- Mikołaj twoje włosy… - powiedzieli jednocześnie ze zdziwionymi minami.
- Wróciłem kochani! – odrzekłem uroczyście. – Wspaniale, co nie?
- Ale jak? – zapytała Lili. – Co się stało?
- Właśnie dlatego tu przyszedłem. – odpowiedziałem zakładając ręce na krzyż.
- Coś jednak musisz wiedzieć. – stwierdził Arti.
- Przyleciała stąd jakaś dziwna niebieska chmura i…- tłumaczyłem.- Tak jakby wleciała we mnie…
- Niebieska chmura?! – krzyknęli jeszcze bardziej zaskoczeni niż przed chwilą.
- Coś o niej wiecie? – zadałem pytanie oczekując sensownej odpowiedzi.
- Parę chwil przed tym jak przyszedłeś, Artur ćwiczył latanie ze mną jako obciążeniem. – zaczął Vinci.  – Oczywiście wszystko przy zatrzymanym czasie. W pewnym momencie wlecieliśmy w nieruchomego ptaka, co uszkodziło kryształ w bransolecie. Zaczął wydobywać się z niej błękitny dym. Przez to Arti stracił równowagę i spadłem. Nim zderzyłem się z ziemią, chmura zmieniła się w coś co przypominało…
- Przypominało co? – żądałem odpowiedzi. – No mów.
- Jak Yeti w wyobrażeniach zwykłych ludzi. – dokończyła Lili. – Uratowała Vincenta i poleciała w stronę parku. Później zniknęła nam z oczu.
- Właśnie tam we mnie wleciała! – potwierdziłem swoje poprzednie słowa. – Więc po prostu do mnie wróciła!
Moja radość nie trwała zbyt długo. Niestety nie byłem jedyną osobą, która chciała sprawdzić skąd wzięła się tajemnicza chmura. Przed szkołą znowu zebrała ogromna chmara reporterów. Przepychając się jeden przez drugiego pytali się „Co się tu stało?” oraz „ Czym był ten błękitny dym, który unosił się nad budynkiem?” nie mieliśmy pojęcia jak odpowiadać na te pytania, ale dziennikarze nie dawali nam spokoju. Sytuacja była jeszcze gorsza, gdy przypomnieli sobie o tym, ze to właśnie my byliśmy obecni na feralnym filmiku.
                - Powiem wam! – krzyknąłem mimo woli, tak jakby coś albo ktoś mnie do tego zmusił. – Dowiecie się wszystkiego w święta! Pokażę wam! Naprawdę! – po chwili zakryłem usta by nie powiedzieć jeszcze czegoś równie głupiego.
Po usłyszeniu mojego oświadczenia wszyscy się rozeszli. Przyjaciele patrzyli na mnie wzrokiem pełnym żalu. Doskonale wiem, dlaczego. Wpakowałem wszystkich w niemałe kłopoty. Nie wiedząc, co dalej robić wróciłem samotnie do pokoju by przespać się z tym problemem i może wymyślić jakieś rozwiązanie. Ja w to wszystkich wpakowałem i ja ich z tego wyciągnę! Tylko dlaczego to wtedy powiedziałem?

________________________________________________________________________________
                Po tym jak odeszli, pierwsza ósemka udała się do konkretnych sześciu osób. Duch Wlada Draculi odwiedził swojego imiennika z obecnie raczącego pokolenia. Gilbert Grant udał się aż do Szkocji by nawiedzić swojego prawnuka Argusa, a Al Torro przebył drogę tylko do gabinetu pani dyrektor. Duch Eriki z Lasu udał się na spotkanie z dziadkiem Noah. Pierwszy alicorn – Michael, spotkał się z Darią Holmes, czyli matką Artiego. Natomiast Pierwszy smok Magnus maił spotkanie ze swoją wnuczką Sylfią, siostrą Ninsusa, tą samą, która rzuciła klątwę na Bazyla. Pewnie jesteście ciekawi, w jakim celu się z nimi spotkali? Sam nie wiem. Słyszałem jedynie, że każdy ze zmarłych powiedział dokładnie te same słowa : „ Nasza wola się dopełniła, oddajcie świat w ręce młodszego pokolenia. Oni wiedzą co zrobić…”. Też nie za bardzo zrozumiałem, o co chodziło, ale cóż… Na pewno było to coś ważnego skoro pojawili się osobiście…
________________________________________________________________________________

Późnym wieczorem nie mogłem spać. Niespokojny tym wszystkim wyglądałem przez okno i ujrzałem tam duchy zmierzające się na dach. Wyszedłem by zobaczyć co takiego znowu robią. Niechcący obudziłem Artiego, który uparł się żeby iść ze mną. Oczywiście musiał zabrać ze sobą resztę naszej paczki. Ostatecznie doszliśmy na górę w dziewiątkę. Na miejscu zobaczyłem Juę śmiejącą się i rozmawiającą ze swoimi zmarłymi przyjaciółmi.
                - Jua, z kim ty rozmawiasz? – zapytał Arti.
                - No tak, wy ich nie widzicie…- mruknąłem, ale chyba mnie nie usłyszeli.
                - To mio przyjaciele. Tacy jak wy… –  elfka uśmiechnęła się. I tchnęła na nich magią „otwierając” im oczy. -  Nawet nie macie pojęcia jak bardzo jesteście podobni.
Wszyscy nie mogli uwierzyć, że przed nimi stoi pierwsze magiczne pokolenie i nasi bezpośredni przodkowie. Powiedzieli nam, że wszyscy byliśmy najlepszymi spadkobiercami ich woli i mogą z czystym sumieniem oddać nam pod opiekę ten świat.

Tylko Sara czuła się taka wyobcowana wśród nas. Ale szybko znalazła dla siebie doskonale zajęcie. Kazała nam się ustawić do zdjęcia, żeby móc uwiecznić najważniejszą rzecz związaną z magią od ponad dwudziestu pokoleń. Zrobiła dwa zdjęcia, które przedstawiały dokładnie to samo, co obrazy, które Vinci widział w przyszłości. To spotkanie o północy było przełomem. Teraz oficjalnie był nasz czas!


NASTĘPNY ROZDZIAŁ 24 GRUDNIA!
OCZEKUJCIE Z NIECIERPLIWOŚCIĄ!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Opowieści Kattys , Blogger