Biegnąc w stronę Sali gimnastycznej poprzez kręte alejki parku,
miałem wrażenie jakby błękitna chmura kierowała się prosto w moim kierunku. Po
kilku minutach moje przeczucie się dopełniło. Błękitny dym leciał wprost na
mnie. Gdy tylko się do mnie zbliżył, z niezwykłą siłą po prostu wpychał się
przez moje usta i nos. Miałem wrażenie, że zaraz się uduszę. Cała ta ogromna
chmura jakby chciala wypełnić mnie od środka. Wraz z tym poczułem w głębi
siebie to, czego mi najbardziej brakowało – mój lód. Wróciłem! Moje włosy
odzyskały swój dawny, wyjątkowy, czysty, biały kolor. Żadne słowa nie są w
stanie opisać jak bardzo się wtedy cieszyłem. Pozostawało tylko pytanie: Jak do
tego doszło? Korzystając z tego, ze moje moce powróciły, zatrzymałem czas i z
pomocą śniegu i lodu błyskawicznie dostałem się w miejsce skąd przyleciała do
mnie ta chmura. Ślizgałem się jak na łyżwach na stworzonym przeze mnie torze.
Na miejscu zastałem Lili, Artiego i Vincenta, który podnosił się z ziemi.
- Mikołaj twoje włosy… - powiedzieli jednocześnie ze zdziwionymi
minami.
- Wróciłem kochani! – odrzekłem uroczyście. – Wspaniale, co nie?
- Ale jak? – zapytała Lili. – Co się stało?
- Właśnie dlatego tu przyszedłem. – odpowiedziałem zakładając ręce
na krzyż.
- Coś jednak musisz wiedzieć. – stwierdził Arti.
- Przyleciała stąd jakaś dziwna niebieska chmura i…- tłumaczyłem.-
Tak jakby wleciała we mnie…
- Niebieska chmura?! – krzyknęli jeszcze bardziej zaskoczeni niż
przed chwilą.
- Coś o niej wiecie? – zadałem pytanie oczekując sensownej
odpowiedzi.
- Parę chwil przed tym jak przyszedłeś, Artur ćwiczył latanie ze
mną jako obciążeniem. – zaczął Vinci. –
Oczywiście wszystko przy zatrzymanym czasie. W pewnym momencie wlecieliśmy w
nieruchomego ptaka, co uszkodziło kryształ w bransolecie. Zaczął wydobywać się
z niej błękitny dym. Przez to Arti stracił równowagę i spadłem. Nim zderzyłem
się z ziemią, chmura zmieniła się w coś co przypominało…
- Przypominało co? – żądałem odpowiedzi. – No mów.
- Jak Yeti w wyobrażeniach zwykłych ludzi. – dokończyła Lili. –
Uratowała Vincenta i poleciała w stronę parku. Później zniknęła nam z oczu.
- Właśnie tam we mnie wleciała! – potwierdziłem swoje poprzednie
słowa. – Więc po prostu do mnie wróciła!
Moja radość
nie trwała zbyt długo. Niestety nie byłem jedyną osobą, która chciała sprawdzić
skąd wzięła się tajemnicza chmura. Przed szkołą znowu zebrała ogromna chmara
reporterów. Przepychając się jeden przez drugiego pytali się „Co się tu stało?”
oraz „ Czym był ten błękitny dym, który unosił się nad budynkiem?” nie mieliśmy
pojęcia jak odpowiadać na te pytania, ale dziennikarze nie dawali nam spokoju.
Sytuacja była jeszcze gorsza, gdy przypomnieli sobie o tym, ze to właśnie my
byliśmy obecni na feralnym filmiku.
- Powiem wam! – krzyknąłem mimo
woli, tak jakby coś albo ktoś mnie do tego zmusił. – Dowiecie się wszystkiego w
święta! Pokażę wam! Naprawdę! – po chwili zakryłem usta by nie powiedzieć jeszcze
czegoś równie głupiego.
Po usłyszeniu mojego oświadczenia wszyscy się
rozeszli. Przyjaciele patrzyli na mnie wzrokiem pełnym żalu. Doskonale wiem,
dlaczego. Wpakowałem wszystkich w niemałe kłopoty. Nie wiedząc, co dalej robić
wróciłem samotnie do pokoju by przespać się z tym problemem i może wymyślić
jakieś rozwiązanie. Ja w to wszystkich wpakowałem i ja ich z tego wyciągnę!
Tylko dlaczego to wtedy powiedziałem?
________________________________________________________________________________
Po
tym jak odeszli, pierwsza ósemka udała się do konkretnych sześciu osób. Duch
Wlada Draculi odwiedził swojego imiennika z obecnie raczącego pokolenia. Gilbert
Grant udał się aż do Szkocji by nawiedzić swojego prawnuka Argusa, a Al Torro
przebył drogę tylko do gabinetu pani dyrektor. Duch Eriki z Lasu udał się na
spotkanie z dziadkiem Noah. Pierwszy alicorn – Michael, spotkał się z Darią
Holmes, czyli matką Artiego. Natomiast Pierwszy smok Magnus maił spotkanie ze
swoją wnuczką Sylfią, siostrą Ninsusa, tą samą, która rzuciła klątwę na Bazyla.
Pewnie jesteście ciekawi, w jakim celu się z nimi spotkali? Sam nie wiem. Słyszałem
jedynie, że każdy ze zmarłych powiedział dokładnie te same słowa : „ Nasza wola
się dopełniła, oddajcie świat w ręce młodszego pokolenia. Oni wiedzą co zrobić…”.
Też nie za bardzo zrozumiałem, o co chodziło, ale cóż… Na pewno było to coś
ważnego skoro pojawili się osobiście…
________________________________________________________________________________
Późnym
wieczorem nie mogłem spać. Niespokojny tym wszystkim wyglądałem przez okno i
ujrzałem tam duchy zmierzające się na dach. Wyszedłem by zobaczyć co takiego
znowu robią. Niechcący obudziłem Artiego, który uparł się żeby iść ze mną.
Oczywiście musiał zabrać ze sobą resztę naszej paczki. Ostatecznie doszliśmy na
górę w dziewiątkę. Na miejscu zobaczyłem Juę śmiejącą się i rozmawiającą ze
swoimi zmarłymi przyjaciółmi.
- Jua, z kim ty rozmawiasz? – zapytał
Arti.
- No tak, wy ich nie widzicie…-
mruknąłem, ale chyba mnie nie usłyszeli.
- To mio przyjaciele. Tacy jak wy…
– elfka uśmiechnęła się. I tchnęła na nich
magią „otwierając” im oczy. - Nawet nie macie
pojęcia jak bardzo jesteście podobni.
Wszyscy nie
mogli uwierzyć, że przed nimi stoi pierwsze magiczne pokolenie i nasi bezpośredni
przodkowie. Powiedzieli nam, że wszyscy byliśmy najlepszymi spadkobiercami ich woli
i mogą z czystym sumieniem oddać nam pod opiekę ten świat.
Tylko Sara czuła
się taka wyobcowana wśród nas. Ale szybko znalazła dla siebie doskonale zajęcie.
Kazała nam się ustawić do zdjęcia, żeby móc uwiecznić najważniejszą rzecz związaną
z magią od ponad dwudziestu pokoleń. Zrobiła dwa zdjęcia, które przedstawiały dokładnie
to samo, co obrazy, które Vinci widział w przyszłości. To spotkanie o północy było
przełomem. Teraz oficjalnie był nasz czas!
NASTĘPNY ROZDZIAŁ 24 GRUDNIA!
OCZEKUJCIE Z NIECIERPLIWOŚCIĄ!
OCZEKUJCIE Z NIECIERPLIWOŚCIĄ!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz