Następnego
dnia, obudziłam się dość wcześnie i w doskonałym humorze. Pierwszy raz od
bardzo i to naprawdę bardzo dawna spalam w łóżku, że nawet zapomniałam, jakie
to może być przyjemne. Rozejrzałam się po pokoju. Były w nim dwie sosnowe szafy
oraz po dwa biurka i łóżka ze śnieżnobiałą pościelą. Przypominał trochę pokój
szpitalny, ale mi to nie przeszkadzało. Miałam w swoim pokoju najsłodszy widok
we wszechświecie – śpiącą Klarę! Jej ametystowe włosy układały się w idealnie
symetryczne fale a jej twarzyczka wyglądała tak niewinnie. Mogłabym się w nią
tak wpatrywać przez długie godziny, ale jednak postanowiłam ubrać się i uczesać
tę niesforną plątaninę zwaną także moimi włosami. Próbując ujarzmić to „coś”
koloru ciemnego brązu, które niejednokrotnie prawie doprowadziło mnie do
szaleństwa, złamałam moją szczotkę. Już szóstą w tym miesiącu! Mamy nowy
rekord! Na dodatek nie mogłam jej wyciągnąć z tej czupryny, jakby ją wciągnęło.
W końcu dałam sobie spokój z włosami i założyłam mój nowy mundurek. Dobra nie
mój… Wzięłam go z szafy mojej współlokatorki. Nie ma jeszcze mundurka dla mnie,
ale na szczęście nosimy ten sam rozmiar. W czasie, gdy dokonywałam ostatecznych
poprawek w moim stroju, (ubierałam pasujące podkolanówki) ktoś zatrzymał czas. Wyszłam
na główny korytarz, żeby sprawdzić co się stało. Zobaczyłam tam pięć kobiet wchodzących do szkoły i trzech mężczyzn podążających ich śladem. Wśród nich był
ten blondyn, którego poznałam wczoraj. Moją uwagę przykuła jednak inna osoba a
konkretnie kobieta bardzo podobna do Klary. Miała dokładnie takie same lśniąco
fioletowe oczy a jej włosy były podobne, ale w jaśniejszym kolorze. W tamtej
chwili pomyślałam, że lepiej będzie jak nikt mnie nie zobaczy, więc szybko
schowałam się pod stojącą nieopodal ławką. Przysłuchiwałam się co się tam
działo. Do tamtej grupy dołączyły jeszcze dwie osoby.
-
Lili! Po co tu wszyscy przyszliście? – powiedział ktoś sapiąc ze zmęczenia. Po
głosie poznałam, że do dyrektor albo pan Vincent. – Co tym razem wymyśliłaś?
-
I kto to mówi… - burknął sarkastycznie jakiś mężczyzna. – Zwykle to ty coś
wymyślałeś.
-
W każdym razie… - przerwała im jakaś kobieta. – Chcemy urządzić dzieciakom
niezłą pobudkę!
Po chwili słyszę ich kroki. Rozeszli się do
różnych pokoi, więc wreszcie mogłam wyjść z ukrycia. Przepalam się z kurzu i
zauważyłam, ze czas wrócił już do normy. Zgłodniałam od tego krótkiego podsłuchiwania,
więc poszłam do stołówki zjeść śniadanie. Na miejscu spotkałam Klarę. Siedziała
ona przy stole z jeszcze z sześcioma osobami.
-
Leo! Siadaj z nami! – zawołała zapraszając mnie do stolika. – Przedstawię cię
wszystkim.
-
Miło mi was poznać… - mruknęlam cicho. Wszyscy
patrzyli na mnie wilkiem przez krótką chwilę.
-
Kochani… To jest Leona, moja współlokatorka. – wyjaśniła im. – Leo to są… jejku
ilu tu nas jest? Dobra, więc od lewej: Adam, Arek, Mari, Vanessa, Claus i
Mikołaj.
Uśmiechnęłam się do wszystkich na powitanie.
Adam i Arek to bliźniacy, których spotkałam wczoraj. „Jacy oni śliczni…”
pomyślałam. Tuż obok siedziała ładna dziewczyna o ciemniejszej karnacji i
włosach w kolorze ombre. Popatrzyła na mnie krzywo swoimi przerażającymi,
czerwonymi oczami, po czym odeszła od stołu. Zauważyłam wtedy, że jej sylwetka
też jest lepsza od mojej. Ona była niczym Beyonce! Następna była Vanessa. Uśmiechnęła
się do mnie, chociaż zauważyłam, że to był jedynie fałsz. Ubierała się w stylu Emo,
ale podobała mi się jej kraciasta spódniczka. Dziewczyna miała krótkie z tyłu a
z przodu zaczesane na twarz rude włosy, przez co nie widziałam jej oczu. Przywitała
się ze mną, później dołączyła do Mari. Została nas już tyko szóstka. Claus był,
wysokim brunetem z długimi, brązowymi włosami związanymi w kucyk i lekkim
zarostem. Na jego nosie błyszczały brązowe, okrągłe okulary, spod których
wyłaniało się mordercze spojrzenie skierowanie do Klary. Dziewczyna mu wtórowała.
Gdyby nie, siedzący pomiędzy nimi białowłosy Mikołaj, pewnie dawno by się
pobili. Spojrzał na tę dwójkę surowo swoimi błękitnymi oczyma a ci natychmiast
się uspokoili. Poczułam, że mają do załatwienia jakieś sprawy miedzy sobą, wiec
poszłam się przewietrzyć w nowym parku naprzeciwko szkoły. Wzięłam swój
notatnik i wieczne pióro. Może spacer i pisanie poprawi mi humor. Czułam się
taka samotna, ludzie byli wobec mnie tacy zdystansowani. Tylko Klara była wobec
mnie naprawdę przyjazna, ale teraz miała własny problem z Clausem. Usiadłam na
brzegu fontanny i próbowałam zacząć tworzyć. Zawsze, gdy mam podły humor
zabieram się do pisania wierszy.
Przez pół świata wędrowałam
Tej jedynej
Prawdy gorzkiej szukałam
Jednak jestem niczym klej
I wszystkie problemy trzymają się mnie..
Jestem tu, gdzie spełniają się marzenia
Czy naprawdę tak jest?
Sny me doznają spełnienia
A może to już kres
Gdzie cel mojej podróży przez życie?
Brak mi ciebie, tego jedynego
Byś stał dumie u mego boku
Za nic mam twe wielkie ego
Żądam tylko twego widoku
Resztę załatwi przeznaczenie…
Zamyślona próbowałam wymyślić jeszcze jedną
strofę, gdy ktoś przebiegł mi tuz przed nosem. Pchnął mnie prosto do wody. Czy
to było specjalnie? Na całe szczęście notatnik ocalał, ale ja byłam cała
przemoczona. Po chwili chłopak, który mi to zrobił wrócił i pomógł mi wyjść z
wody. Uśmiechnął się do mnie przeczesując dłonią swoje złote włosy.
-
N…iemożliwe… - jego widok prawie odebrał mi mowę. – T..to.. To naprawdę ty?
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz