sobota, 20 lutego 2016

Część II Rozdział 11

         Wykończona wróciłam do swojego pokoju. Musiałam zachowywać się bardzo cicho, ponieważ Klara jeszcze smacznie spała. Popatrzyłam chwilę na ten cudowny widok i poszłam wziąć prysznic. Była już prawie siódma, więc nie miałam już czasu się wyspać, lecz nagle mnie olśniło. Przecież mogę zatrzymać czas! Tak też zrobiłam. Porządnym tupnięciem sprawiłam, że bieg czasu się zatrzymał. Później spojrzałam znów na śpiącą elfkę i padłam na łóżko.
         Obudziłam się jeszcze bardziej wyczerpana niż jak się kładłam. Powoli otworzyłam oczy. Nade mną stał pan dyrektor. Chciałam wstać, ale moje ciało było takie ciężkie. Zastanawiałam się dlaczego. W sumie byłam wyspana, ale moje ciało przeszywało dziwne uczucie. Jakbym kompletnie straciła wszystkie siły. W końcu rozbudziłam się zupełnie i zapytałam:
         - Co mi się stało? Nie mogę wstać.
         - Wyczerpałaś swoje zapasy magicznej mocy. – wytłumaczył spokojnie pan Foot. – Leż spokojnie, wkrótce dojdziesz do siebie.
         - Nie wiedziałam, że moc może się wyczerpać. – mówiłam lekko skołowana. – Kiedy wrócę do normy?
         - Myślę, że do jutra wszystko będzie w porządku. – zaśmiał się, po czym dodał. – Podróż w czasie tam i z powrotem musi być męcząca, a ty jeszcze zatrzymałaś czas na tak długo by się wyspać. Musisz mieć naprawdę duże zapasy mocy. Myślałem, że sama podróż w jedną stronę cię wykończy.
         - Tak naprawdę, to już wtedy byłam strasznie zmęczona. Wróciłam chyba tylko dzięki jakiemuś napojowi od pani dyrektor Torro.
         - Mogę wiedzieć, do jakich czasów się przeniosłaś? – pytał dyrektor ignorując to, co mówiłam.
         - Do tych, w których tulił pan sweterek. – powiedziałam mu na złość. – Poza tym słodko pan wyglądał podczas snu…
         - Tuliłeś sweter? – zaśmiał się stojący w drzwiach mojego pokoju pan Torro. – A ja to przegapiłem?
         - Tylko nie mówcie mi, że to był ten sweter, który śmierdział truskawkami. – dodał stojący obok profesor Leg.
         - Nie moja wina, że tak kocham truskawki… - mruknął cicho rumieniąc się z zażenowania. Po czym powiedział głośno. – A co ty tu w ogóle robisz Pablo?
         - Zapowiadam kłopoty. – powiedział arogancko. – Moja matka przyjeżdża.
         - Ale przecież ja nic nie zrobiłem… dzisiaj. – powiedział jakby się tłumaczył. Później dał mi kubek z jakimś ciepłym napojem. – Napij się tego, to pomoże ci wrócić do formy.
Później trzech mężczyzn wyszło. Zostałam sama w pokoju. Lekcje już dawno się rozpoczęły, więc Klara i reszta pewnie byli na zajęciach. Wypiłam to, co dostałam i poczułam, ze wróciła mi część sił. Mogłam już się podnieść i wstać. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić postanowiłam się przebrać i uczesać. Patrząc w lustro doznałam małego szoku. Przez tak niski poziom magii moje włosy znów były brązowe. Nie przeszkadzało mi to ani trochę. Byłam trochę głodna, więc poszłam do szkolnej stołówki po coś na śniadanie. Usiadłam w prawie pustej sali i zaczęłam jeść owsiankę, którą dostałam. Nagle do pomieszczenia weszła starsza kobieta w okularach a tuż za nią pan dyrektor. Wyglądał na spiętego. Spojrzałam znów na kobietę. To była pani Torro! Była bardzo podobna do swojej wnuczki, ale oczywiście dużo starsza. Mogła mieć około sześćdziesiątkę. Gdy tak na nich patrzyłam pan Foot zawołał mnie do siebie.
         - O co chodzi proszę pana? – zapytałam.
         - Znasz już panią Torro. Chciała się z tobą spotkać, właśnie dlatego przyjechała. – powiedział wskazując na staruszkę.
         - Foot, żarty sobie robisz? – skarciła go. – Mówiłam, że chcę spotkać się z dziewczyną z błękitnymi włosami. Przecież wyraźnie widzę, że ta ma je brązowe.
         - To dlatego, ze chwilowo nie jestem w formie. – wytłumaczyłam. – Wyczerpałam chwilowo swoją magię.
         - Rozumiem. Chciałam z tobą porozmawiać o twojej podróży w czasie. – powiedziała łagodnym głosem.
Pani Torro opowiedziała mi o wszystkich niebezpieczeństwach związanych z podróżami w czasie. Mówiła, ze spotkała minie w przyszłości wielokrotnie, o czym sama się przekonam. Rozmowa była długa i interesująca. Bardzo polubiłam babcię mojej przyjaciółki.
         Po długiej rozmowie poszłam spotkać się z przyjaciółmi i opowiedzieć im o wszystkim, co mnie ostatnio spotkało. Zjedliśmy razem obiad w Mcdonaldzie. Paczka Klary oraz paczka Patryka, no i ja to było w sumie czternaście osób. Dość trudno spędzać czas w tak licznym gronie. W końcu udało mi się opowiedzieć przyjaciołom o tym, co mnie ostatnio spotkało. Oni słuchali tego tak uważnie, ze nie ośmielili się zadawać pytań nim skończyłam. Później zwalili się na mnie z pytaniami o swoich rodziców za młodu. Na wszystkie próbowałam odpowiedzieć, ale nie byłam w stanie. W końcu do zadawania pytań włączył się Aleks.
         - Mam dość głupie pytanie. Mówiłaś, że jesteś lwią wróżką, tak? – mówił niedowierzającym tonem. – Co takiego?
         - Pokazałabym wam, ale teraz nie mogę. – odpowiedziałam niewinnie. – Skończyły mi się zapasy magicznej mocy, muszę odpoczywać.
Spostrzegłam że Monika rysowała cos na kartce w swoim szkicowniku, po czym pokazała wszystkim to:






Wyobrażenie Moniki, jak wygląda Lwia wrózka


         - Czy wyglądasz wtedy mniej więcej tak? – zapytała.
         - Nie. – odpowiedziałam stanowczo. – Jak tylko będzie okazja to wam pokarzę, obiecuję.
         - Zgoda, czekamy. – powiedział Pati, kończąc swojego loda, którego kupił w restauracji. – Oby było warto.
         - Jest warto – dodała z uśmiechem Klara.
Było jeszcze wcześnie, ale wszyscy zaczęli się powoli rozchodzić. Mari poszła z Olkiem, Claus z Moniką. Klara poszła z Mikołajem do biblioteki, a do nich przyłączył się Patryk. Bliźniaki z Vanessą i Wiktorem poszli do kina na nowy film sience-fiction. Koniec końców zostałam sama z Kate. Patrzyła na mnie wilkiem. Nie wiedziałam, o co może jej chodzić. W końcu przemówiła groźnie:
         - Przekazałaś już wiadomość swojemu parszywemu dyrektorowi?
         - Nie – odpowiedziałam. – I on wcale nie jest taki, za jakiego go masz. Nie zrobię nic bez jednoznacznych dowodów.
         - Ja wiem, że on jest winny! – krzyknęła ze wściekłością. – I ten jego kuzyn także! Ukradli największy skarb mojej rodziny.
         - Nie wierzę ci – odpowiedziałam – Ale sprawdzę to. Poznam wszystkie sekrety tego duetu.
         - Ja wiem swoje! Nie dam za wygraną. Wykorzystam moje wpływy i zniszczę tych bezczelnych złodziei, którzy uważają się za nie wiadomo kogo.
Stałyśmy tak jeszcze przez chwilę, patrząc sobie głęboko w oczy. Widziałam w nich głęboką rozpacz, ale dostrzegałam iskierkę dobra, którą trzeba rozpalić w tej dziewczynie…

1 komentarz:

  1. swietnie pisezsz
    Zapraszam na akcję blogerską!
    http://otwtw.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Opowieści Kattys , Blogger