Mijały
dni, tygodnie a ja miałam się już dużo lepiej. Tuż po odzyskaniu sił wzięłam
się za ostry trening. Chciałam poznać granice moich zdolności. Po
przeanalizowaniu wszystkiego okazało się, że mogę jedynie zatrzymywać czas i
przemieszczać się w nim. Nie jestem w stanie go zwolnić lub przyspieszyć.
Szkoda, bo przydałoby się takie coś na lekcjach matematyki. Wiecie, o co mi
chodzi. Jeśli chodzi o poje pozostałe zdolności jest tak jak było. Nic mniej
nic więcej. Byłam tak zajęta ciągłym sprawdzaniem siebie, ze odrobinkę
zaniedbałam troszkę swoich przyjaciół. Na dobra… BARDZO ich zaniedbałam. Nie
wychodziłam z nimi przez prawie trzy miesiące! Żeby im to jakoś zrekompensować
postanowiłam, że przygotuję dla nich ręcznie zrobione prezenty. Przez dwa dni
plotłam dla nich bransoletki, takie same jak ta, którą dostałam niegdyś od
nieznajomej, którą podarowałam Patrykowi, która obecnie znajduje się na mojej
ręce. Popatrzyłam na jedno z moich dziel a następnie na mój „wzornik”. Na swoim
dziele zauważyłam niewielki błąd w splocie. Nie opłacało się już go naprawiać.
Dzięki temu była na swój sposób wyjątkowa. Jednak wydawało się, że takowa nie
jest. Stara bransoletka, którą nosiłam miała taki sam defekt. Identyczny!
Różniły się chyba tylko wiekiem. Jednak porzuciłam tę fascynację w chwili, w
której do mojego pokoju z trzaskiem drzwi wpadł Patryk.
-
Siema Leo! – powiedział jakby chciał zabrzmieć fajniej. – Myślałem już że nie
żyjesz.
-
Już mnie chciałeś uśmiercić? – oburzyłam się.
-
Nie – wymigiwał się. – Przyszedłem po ciebie. Ten twój dyrektor mówił, że chce
z tobą pogadać.
-
I pozwolił Ci iść do mojego pokoju? – mówiłam z niedowierzaniem. – Nie wierzę
ci.
-
No dobra… - mruknął. – Kazał to zrobić Mari, ale ona poszła z Aleksem i kazała
mi to zrobić.
-
To już ma większy sens – stwierdziłam. – Trzeba było tak od razu.
Poszliśmy razem do gabinetu pana Mikołaja.
Czekał tam na mnie wraz z rodzicami Klary. Pani Jua wyglądała na bardzo
poważnie nastawioną do rozmowy. W odróżnieniu od niej dyrektor i jego kuzyn
byli raczej zdezorientowani.
-
Co takiego chcieliście ode mnie? – zapytałam na wejściu.
-
Chcesz odkryć ich tajemnice, prawda? – powiedziała kobieta wskazując na dwóch
mężczyzn. – Mam dla ciebie zadanie.
-
O co chodzi? – pytałam dalej.
-
Niedawno odkryłam, że odkryli oni w sobie swoje zdolności wcześniej niż
myśleli. – tłumaczyła. – Myśleliśmy, że było to gdy chodzili do liceum. Jednak
okazuje się, że użyli magii dużo wcześniej, jednorazowo, ale jednak.
-
Co? – powiedzieli zdziwieni. – I my nic o tym nie wiemy? Przecież byśmy
zauważyli!
-
Może i zauważyliście, ale byliście zbyt młodzi by wziąć to na poważnie. –
zaśmiała się liliowowołsa elfka.
-
Ile mieli wtedy lat? – zapytałam zaciekawiona.
-
Około czterech – powiedziała bardzo poważnym tonem.
-
Cztery?! – wszyscy się ożywili – Przecież to niemożliwe!
-
Dlatego chce byś to sprawdziła – odrzekła przymuszająco. – Zrobisz to?
-
Jasne, że tak. Zapowiada się interesująco.
Wtedy do klasy wszedł Patryk, który wszystko
podsłuchiwał. Gdy usłyszał, że mam się cofnąć w czasie, wpadł żeby zobaczyć jak
to wygląda. Przybrałam formę wróżki i machając ogonem skupiałam się by odbyć
podróż w czasie. Jednak jego obecność i tek wgapiający się we mnie wzrok nie
pozwalały mi się skupić. Poprosiłam go by wyszedł, ale on się uparł. Próbowałam
go wypchać za drzwi i zaczęliśmy się szarpać. Jednak podczas tej szarpaniny
udało mi się przenieść w czasie, ale… on cofnął się wraz ze mną.
- Co się dzieje? Gdzie my jesteśmy? – krzyczał zszokowany.
- Co się dzieje? Gdzie my jesteśmy? – krzyczał zszokowany.
-
Pati! Spokój! Przenieśliśmy się w czasie! – krzyczałam na niego.
-
Po co wzięłaś mnie ze sobą?! – oburzył się.
-
Wcale nie chciałam Cię brać! – odpowiadałam wkurzona. – To wszystko przez to że
mnie rozpraszałeś.
-
Uważasz, ze to moja wina?! – wykłócał się pełen pretensji do mnie.
-
Tak! – odpowiedziałam krótko i wyraźnie.
-
Ee… przepraszam – zapytał niepewnie ktoś z niewinnym głosikiem/
-
Czego?! – zareagowałam jeszcze zdenerwowana.
Spojrzałam na właściciela tego głosiku. Był to
mały chłopczyk z czarnymi jak węgiel włosami i parą dużych oczu koloru
bezchmurnego nieba. Przez to, że na niego krzyknęłam, rozpłakał się. Dopiero
wtedy się uspokoiłam. Było mi przykro, że doprowadziłam jakieś dziecko do
płaczu. Żeby przestać go stracić wróciłam do mojej ludzkiej formy, jednak to go
nie uspokoiło.
-
Będzie miał traumę do kończ życia - zaśmiał się Patryk.
-
Chyba masz rację. – powiedziałam osłupiała patrząc na mężczyznę, który zmierzał
w naszym kierunku. – Ja chyba też…
-
O co ci znowu chodzi? – pytał się będąc już w doskonałym humorze. – Czekaj. Ten
gość wygląda zupełnie jak twój dyrektor. Co on tu robi?
-
To nie może być on… - mruknęłam wciąż nie mogąc uwierzyć w to co widzę.
Gdy mogłam mu się przyjrzeć dokładniej wciąż
miałam wrażenie, że stoję przed dyrektorem. Takie same rysy twarzy ten sam
kolor włosów. Identyczne przeszywające, mroźne spojrzenie. Jednak wydawał się
on odrobinę niższy niż zazwyczaj. Popatrzyłam na niego jeszcze uważniej i
zobaczyłam różnicę. Ten nie miał blizny na policzku! To nie jest on.
-
Kim jesteście i czemu straszycie mojego syna? – zapytał niskim głosem. Innym
niż dyrektora Foota.
-
Jestem Patryk Pattison a to Leona Przypadek jesteśmy… - Zaczął beztrosko mój
przyjaciel.
-
Pati! Tyle starczy! – przerwałam mu. – A kim pan jest?
-
Jestem właścicielem tej ziemi. – odpowiedział poważnie. – Nazywam się Mikołaj
Foot. A ten maluch to mój syn, też Mikołaj.
-
Serio… - mruknęliśmy oboje rezygnująco. – To jakaś tradycja rodzinna?
-
Tak. – odpowiedział z uśmiechem mężczyzna.
Podczas gdy chłopiec poszedł się bawić. Jego
ojciec odszedł z nami na bok.
Upewnił się, że mały nas nie słyszy i
powiedział cicho:
-
Jesteście czarodziejami? Idźcie sobie stąd. Nie chcę…
-
żeby młody się dowiedział. – dokończyłam. – My wszystko wiemy panie Foot.
Niestety mam zadanie i muszę mieś oko na pańskiego syna.
-
Skąd to wiecie i co to ma być za zadanie. Czego chcecie od mojego syna? – dopytywał
się ze zdenerwowaniem.
-
Mamy go obserwować, a raczej tylko ona, bo ja tu jestem na przyczepkę. – zaczął
Patryk. – A wiemy to wszystko bo jesteśmy z przyszłości.
-
Pati! Nie wiesz, że nie powinno się zdradzać takich informacji. – skarciłam chłopaka.
-
Czy ja wszystko robię źle? – mruknął obrażony.
-
Jak to z przyszłości? – dziwił się mężczyzna. – I kto wam kazał go obserwować?
-
Między innymi też on sam… - mruknął cicho Pati, ale zamilczał, kiedy zobaczył
jak patrzenia niego groźnie.
-
Dobra. Jak już musicie to zostańcie, ale żadnej magii przy nim. Zrozumiano?
Pokiwaliśmy twierdząco głowami. Później okazało
się, ze była akurat wigilia i starszy pan Foot musi wykonać swoją prace. Takie
już życie świętego Mikołaja… W tym czasie my się nim zajmowaliśmy. Teoretycznie
zajęło by to dosłownie chwilkę, ale niestety i ja, i młody Foot nie
zatrzymywaliśmy się wraz z czasem. Dlatego też uwolniłam z zatrzymania też
Patryka. Bawiłam się z chłopcem będąc kotem a Pati wszystkiego pilnował. Trwało
to dobre dwie godziny. Nagle usłyszałam jakiś dziwny hałas na zewnątrz.
Podeszłam do okna i wdrapałam się na drewniany parapet by sprawdzić, co się
dzieje. Prawie spadłam z parapetu, Kidy zobaczyłam całą armię dziwnie ubranych ludzi.
Wszyscy mieli długie peleryny z kapturami założonymi na głowy. Były one, tak
jak reszta ich strojów w kolorze turkusu. Z tyłu widniał na pelerynach symbol białego
węża. Wywarzyli drzwi domu i wpadli do środka. Próbowałam zrozumieć jakim cudem
mogą normalnie się poruszać, skoro czas był zatrzymany. Jednak nie miałam na to
czasu. Intruzi okazali się być czarodziejami. Nie zwracając uwagi na mnie czy
na Patryka zamierzali porwać małego Mikołaja. Wracając do ludzkiej formy zaczęłam
bronić swojego nauczyciela. Przeciwnicy byli trochę zaskoczeni, ale wciąż
nacierali. Pati też chciał się włączyć do walki.
- Rikuś! Przestań! – krzyknęłam do niego. – Jesteś tylko człowiekiem!
- Rikuś! Przestań! – krzyknęłam do niego. – Jesteś tylko człowiekiem!
-
I niby nie dam sobie rady z armią doświadczonych czarodziei? – powiedział z
ironią w głosie. – Sama nie dasz sobie rady.
-
Nie nie doceniaj mnie! – odpowiedziałam mu dumnie.
-
Dobra, dobra. – mówił ironicznie podnosząc ręce jakby się poddawał. – Nie będę
ci przeszkadzał. Radź dobie sama.
I zrobiłam tak jak mówił, a przynajmniej próbowałam.
Ludzie w kapturach szybko wykorzystali swoja przewagę i złapali mnie. Wtedy
stało się coś dziwnego. Mikołaj zaczął się wyrywać z rąk oprawców. Jego włosy
zaczęły się rozjaśniać. Widząc to, włożyłam magiczne okulary, żeby móc zbadać,
co się dzieje i to nagrać. Gdy włosy chłopca stały się zupełnie białe oprócz
wyrywania zaczął też krzyczeć. W jego głosie można było usłyszeć potworną mękę.
Zupełnie jakby moc, która się w nim właśnie budziła sprawiała mu ból. Dziecko
zaczęło śnić oślepiającym białym światłem a po pokoju rozniosła fala mrozu. Niemal
wszystko zostało skute lodem. Intruzi zaczęli po prostu znikać. Ja i Pati
byliśmy cali zarznięci. Mały Foot znów miał czarne włosy a okulary podpowiadały
mi, że stracił całą energię a jego ciało tymczasowo zablokowało się na jej uwalnianie.
Tak poza tym to po prostu zasnął. Chwilę później wrócił jego ojciec a my
wróciliśmy do swoich czasów i wypiliśmy gorące kakao. Oddałam okulary
dyrektorowi, żeby sam to sobie zobaczył. Ciekawi mnie kim byli ci ludzie i co
chcieli od biednego czterolatka…
****
Zapraszam do odwiedzienia załadki pytania do bohaterów, w któej możecie wypytywać ich o różne rzeczy! Posty z odpowiedziami umieczszać będę pierwszego, wiec zapraszam!
Zapraszam do odwiedzienia załadki pytania do bohaterów, w któej możecie wypytywać ich o różne rzeczy! Posty z odpowiedziami umieczszać będę pierwszego, wiec zapraszam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz