Możecie zadawać pytania swoim ulubionym bohaterom w nowostworzonej do tego zakładce. Mam nadzieję na chociaż kilka.
Akcja tego rozdziału dzieje się w większości równolegle do
Przy głównej bramie do szkoły
wreszcie spotkałam kogoś żywego. Była to grupa osób. Budowali jakąś scenę. Niewiele
mi to pomogło, gdy zorientowałam się, że widziałam już gdzieś tę zgraję. Trochę
też mnie to przeraziło, ale nie było mowy o pomyłce. To byli rodzice moich przyjaciół.
Wyglądali tak jak na tamtym obrazie! Jednak musiałam być całkowicie pewna, więc
zapytałam:
-
Eee… przepraszam bardzo, ale jaką mamy dzisiaj datę?
-
Jaką datę pytasz? – zaśmiał się ciemnowłosy chłopak z blizną na twarzy, moim
zdaniem był to profesor Vincent. – Dość ciekawe pytanie… Dziś jest 25 grudnia
2015 roku.
-
Dziękuję… Vincent! – powiedziałam mimowolnie, jak ja mogłam zwrócić się do
własnego profesora po imieniu?!
-
Ach ta sława… - mruknął blondyn, czyli pan Holmes. – Swoją drogą, ty
dziewczynko musisz być wyjątkowa. Czuję to.
-
Ee.. Dziękuję? – nie wiedziałam co odpowiedzieć.
-
To, że ma taki dziwny zapach nie znaczy, ze jest wyjątkowa… - mruknął złowrogo
pan Torro. Poznałam go po tych czerwonych oczach. – Dziewczyno, jak można pachnieć
wszystkim?!
-
Nie wiem tego, nie czuję tak mocno zapachów. – powiedziałam niepewnie.
Nie wiedząc, co mam robić pomogłam im w budowie
sceny, na której pan Mikołaj będzie wyjawiał światu prawdę o magii. Poznałam to
po dacie, jaką mi powiedzieli. To moja ulubiona data. Kończy ona epokę Wielkich
Wojen. Gdy skończyliśmy oni poszli obudzić pana Mikołaja. Ja zmieniłam się w
ptaka i zaczęłam lecieć za nimi. Usiadłam na drzewie naprzeciw okna jego
sypialni. Mój dyrektor był nawet uroczy, jako śpiący siedemnastolatek. Wróciłam
do formy lwiej wróżki i bacznie obserwowałam, co się działo. Całą paczką weszli
do środka. Pan Bazyl rzucił promienie światła prosto na twarz Mikołaja. Ten się
obudził. Później o czymś rozmawiali, niestety nic nie słyszałam. Od
przenoszenia się w czasie trochę kręciło mi się w głowie. Gdy prawie wszyscy
wyszli z pokoju pan Foot zaczął się przebierać. Nie powinnam tego oglądać, chciałam
wtedy odejść ale zobaczyłam, że wtula on swoją twarz w czerwony sweter. Mało
tego, wąchał go! Zaśmiałam się cicho, ale on chyba usłyszał. Szybko zeskoczyłam
za ziemię wyszłam z jego ogrodu i poleciałam jako ptak z powrotem do szkoły.
Tam dalej się przyglądałam.
Przyszedł
wraz z panem Leg’iem. Patrząc im prosto w oczy pstryknął palcami uśmiechając
się złowieszczo przy okazji. Po zatrzymaniu czasu podbiegł na podest i przerobił
go za pomocą lodu.
- Co ty wyprawiasz?! – buntowała się pani Lili. – Po tym nie będziesz wstanie się z
tego wykaraskać!
- On nie zamierza tego robić. – wtrącił się pan Vincent. – Lili,
pamiętasz o tym, że w przyszłości magia nie była już tajemnicą?
- Tak… - mruknęła nie wiedząc o co mu dokładnie chodzi.
- A kto mógłby tego dokonać jak nie nasz Mikołaj? – zaśmiał się. –
Nieważne co się stanie za chwilę, tamta przyszłość będzie aktualna.
- Dobra, zaufam wam. – uśmiechnęła się. – Tamta przyszłość była całkiem
fajna.
W czasie, gdy oni rozmawiali, Święty Mikołaj
przygotowywał się do odpowiedzi. Ubrał czapkę Mikołaja i pstryknięciem palcami
przywrócił bieg czasu. Ludzie wpatrywali się w miejsce, w którym stał jeszcze
przed chwilą, a później zobaczyli go na scenie.
- Wesołych świąt wszystkim życzę! – przywitał ich tymi słowami. -
Podobały się wam prezenty ode mnie?
- Jak ty się tu znalazłeś? – zapytał jakiś niecierpliwy wysoki
mężczyzna.
- Prezenty? A więc są od ciebie? –
zapytała jakaś kobieta. – Jak Ty to robisz?
- To proste. Saniami w jedną noc. – zaśmiał się. – Kiedyś każdy z was we
mnie wierzył. Teraz jesteście takimi niedowiarkami jak ja jeszcze dwa lata
temu.
- Cały świat w jedną noc?! – burzył się wysoki. – I to jeszcze saniami?
Masz nas za głupków czy co?
- A jak myślicie? W jaki sposób znalazłem się nagle na scenie? – ciągnął.
- To była jakaś magia…. – mruknął starzec z długą brodą.
- Otóż to! – krzyknął. – Magia istnieje! A ja jestem jednym z
najlepszych jej przykładów.
Sądząc po minach reporterów nie byli pewni jak
na to zareagować. Rozmawiali chwilę miedzy sobą. W tym czasie odwrócił się z
uśmiechem do swojej paczki, lecz szybko zniknął on z jego twarzy ustępując
miejsca grymasowi przerażenia. Pan Torro chciał się na niego rzucić. I nie
tylko on. Wszyscy poza panią Lili i profesorem Vincentem mieli mu za złe to, co
przed chwilą powiedział. Na szczęście we trójkę jakoś ich uspokoili.
- Przepraszam młodzieńcze! Kim ty
tak w ogóle jesteś? – zapytała mnie miło wyglądająca starsza kobieta. –
Wypadałoby się przedstawić.
- Och racja. – przytaknął jej. - Jestem Mikołaj Foot a oto moja
historia. Od urodzenia mieszkałem w Finlandii w małym domku na odludziu. Dom
ten od pokoleń należał do mojej rodziny…
Opowiedział im całą swoją historię. Momentami
włączał się też profesor Leg. Wszyscy słuchali jej z zaciekawieniem od czasu do
czasu zadając jakieś pytanie. Zajęło to cały dzień.
Po skończonej konferencji wszyscy się rozeszli, ale Dyrektor wraz z kuzynem
usiedli na śniegu przed szkołą przyglądając się zachodzącemu słońcu. Ja wróciłam
do ludzkiej formy i przyglądałam się im z oddali
- Mikołaj, coś mnie gryzie… - zaczął ponuro profesor. – Dlaczego my
jesteśmy tacy… inni?
- Po prostu jesteśmy czarodziejami. – odpowiedział beztrosko dyrektor.
- Nie o to mi chodzi. – ciągnął dalej. – Czemu tak bardzo jesteśmy do
siebie podobni? Czemu nasze włosy są sobie przeciwne? Dlaczego ja widzę tylko
obrazy przyszłości a ty słyszysz słowa przepowiedni? Nigdy nie zastanawiałeś
się nad tym?
- Masz rację coś w tym jest. – zaśmiał się drugi. – Ale pomyśl sobie ile
tajemnic odkryliśmy w ciągu tych dwóch lat? Zostawmy zagadkę naszej dwójki
kolejnym pokoleniu.
Po tych słowach poczułam, że one były zwrócone
do mnie. Miałam swój cel! Rozwiążę zagadkę tego duetu!
- Może tak będzie lepiej… - mruknął pan Vincent, po czym odszedł do
domu.
- Dziękuję panu. – powiedziałam cicho – Na pewno nie zawiodę…
Dyrektor odwracał się właśnie, żeby zobaczyć,
kto do niego mówił, gdy nagle ktoś pociągnął mnie do tyłu. Obróciłam się. Osobą,
która tak jakby pomogła mi uniknąć dziwnej sytuacji, była czerwono oka kobieta
w średnim wieku. Przypominała mi Mari. Była to jej babcia, ówczesna dyrektor
Wand Highschool. Wydawała się mnie już znać. Bez żadnych wyjaśnień. Dała mi do
wypicia jakiś dziwny napój i kazała wracać do moich czasów. Tak też zrobiłam. Ominęły
mnie całe zajęcia popołudniowe. Gdy wróciłam był już ranek następnego dnia, a
ja byłam taka zmęczona. Jednak wtedy zastanawiałam się, co ja mam powiedzieć
moim znajomym…
Leosia i Mikołaj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz