czwartek, 17 marca 2016

Część II Rozdział 14

         Wiecie jak to jest być uwięzionym w nie swoich czasach? No jasne, że nie… Ale zapewne mieliście kiedyś takie wrażenie, że czasy… świat, w którym żyjecie wydaje się zupełnie obcy. Tak jakbyście istnieli obok niego. Rozumiecie? My właśnie mniej więcej tak czuliśmy się wędrując po ulicach Desideraty w roku 2007.
         Po dobrych kilku minutach marszu wreszcie dotarliśmy pod szkolną bramę. Wyglądała podobnie do tej w naszych czasach, była jedynie no cóż… nowsza. Poza tym bramy pilnował strażnik. Jednak nie robił nam problemów i wpuścił nas po tym, jak zobaczył nasze mundurki. One także były niezmienne przez te kilka dekad. Po wejściu do środka musieliśmy się wtopić w tło i szukać pani Torro. Z tym pierwszym nie było tak trudno, ale znaleźć tę kobietę to jak szukać igły w stogu siana.
         - Niki, masz naszą pracę domową? – zaczepiał jakąś dziewczynę rudy wilkołak. – To na dzisiaj.
         - Nie będę odrabiać za was lekcji! – krzyknęła na niego dziewczyna popychając otaczający ją tłum.
         - Chcesz przemocy? To ją dostaniesz. – dodała jakaś dziewczyna. – Ale my robimy tylko to co kazała nam pani profesor.
         - Po co słuchacie się tej głupiej baby! – wściekała się coraz bardziej. – Ona robi to specjalnie! Po prostu jest zazdrosna….
         - Niby o co? – śmiał się wilkołak. – Ty jesteś żałosna… Nikt nie ma czego ci zazdrościć.
         - Zostawcie ją. – z nikąd wtrącił się Claus. – Poza tym macie czego jej zazdrościć. Na przykład tych pięknych oczu.
         - Haha… dobry żart. – zaśmiała się jedna z dziewcząt. – Niby jej oczy mają być ładne? Przypominają błoto, ona cała jest jak wielka kupa błota.
         - Przestań! Nie można kogoś tak obrażać. – Claus miał ochotę ją uderzyć, ale w porę go powstrzymałyśmy.
Po tym napadzie wściekłości naszego przyjaciela grupka, która zaczepiała tę dziewczynę. Ta stała lekko zaskoczona obrotem spraw. Patrzyła na nasza trojkę, jakbyśmy byli z innej planety.
         - Nigdy wcześniej nikt się za mną nie wstawił. Dziękuję. – powiedziała uśmiechając się do Clausa. – Nazywam się Nikole Foot, a ty?
         - Ja… ja… ja mam na imię Claus. – wyjąkał zszokowany chłopak. Właśnie stał oko w oko ze swoją matką w wieku szkolnym. To było, co najmniej dziwne dla nas, a dopiero dla niego. – Miło mi cię poznać.
         - Ja jestem Leona a to Mari. – wtrąciłam się. – Powiesz nam dlaczego cię zaczepiają?
         - To wszystko przez profesor Torro… - mruknęła przybierając smutny wyraz twarzy. – Przez to, że mój starszy brat ożenił się z inną, ona wyżywa się teraz na mnie. Na dodatek wykorzystuje to, ze jest wychowawczynią mojej klasy.
         - Oo… To kiepsko. – nie wiedziałam co na to odpowiedzieć. Nie spodziewałam się takiego powodu, Claus zresztą tez. Tylko Mari zdawała się wiedzieć o wszystkim od dawna. – A powiesz nam, gdzie możemy ją teraz znaleźć?
         - Zaprowadzę was. Najczęściej siedzi w parku za szkołą. – powiedziała i ruszyła w stronę wyjścia na boisko.
Szliśmy za nią szybkim krokiem, żeby nie stracić jej z oczu. Wyglądała nieco inaczej niż w naszych czasach. Po pierwsze była zdecydowanie młodsza. Nie miała też tej swojej ogromnej pewności siebie. Mimo, że z tym walczyła, musiała uwierzyć pewnie w część obelg jakimi ją obrzucano. Jej brązowe włosy były długie i poczochrane. Szkolny mundurek nosiła niedbale i było widać, że jest mocno pognieciony.
         Po dotarciu do parku ujrzeliśmy młodą kobietę podobna trochę do Mari. Wywnioskowaliśmy, że to Celestina Torro. Obok niej siedział ktoś jeszcze. Był to jakiś chłopiec, mógł mieć może z osiem lat. Miał czarne jak smoła włosy i duże czerwone oczy. Po jego zachowaniu było widać, że wcale nie chce tu być. Po tych niezadowolonych grymasach go rozpoznałam. To był ojciec Mari. Moja przyjaciółka zaniemówiła. Jakie to musi być dziwne widzieć własnego ojca jako dziecko…
         - Celest! – krzyknęła pani Nicole. – Pierwszaki cię szukały.
         - O Niki… - odpowiedziała z wrogością kobieta. – Dobra, mogę z nimi porozmawiać, ale pamiętaj by zwracać się do mnie „pani profesor”
         - Chyba sobie żartujesz… - mruknęła wracając powoli do szkoły.
         - Dobra dzieciaki mówcie czego… - przerwała nagle, kiedy zauważyła magiczne okulary na nosie Mari. – Młoda damo, kto ci pozwolił nosić nauczycielskie okulary?!
         - Ale one są moje… - próbowałam wytłumaczyć. – Dostałam je od dyrektora.
Wtedy zrozumiałam, że w tych czasach pani Torro nie wie o moich podróżach w czasie, wiec nawet rozmowa z nią niewiele nam da.
         - Tak się składa, ze dyrektor jest moim ojcem, więc wiedziałabym, gdyby dał komuś tak cenną rzecz. – mówiła z powagą zabierając Mari okulary. Przez to, zobaczyła czerwone oczy swojej wnuczki. – Te oczy… Kim ty jesteś? Jestem pewna, że poza mną, moim ojcem oraz moim synem nie ma żadnej innej Chupacabry. Gadaj szybko jak się nazywasz!
         - Skoro muszę… - mruknęla i spojrzała na mnie z lekkim poczuciem winy. – Jestem Marianna Torro.
         - Przecież to niemożliwe… - kobieta nie wiedziała jak powinna zareagować.
         - Bo chodzi o to… My jesteśmy z przyszłości. – dodał Claus.
         - Że co?! – wrzasnęła pani Nicole, która była jeszcze dość blisko, by to usłyszeć. – Wy jesteście z przyszłości? Powiedzcie mi, czy będę mieć męża?
         - Tak… - mruknęłam zrezygnowana i spojrzałam z wyrzutem na przyjaciela. – I syna, który za dużo gada…
****

Podobało się? Mam nadzieję.
Przepraszam, że rozdział dość krótki i takie odstepy czasowe, ale trudno mi ostatnio pisać.
Ale jeśli dobrze pójdzie to przy następnej okazji przedstawię wam ilustrację przedstawiającą Leo, Clausa i Mari.
Wyczekujcie z niecierpliwością!


         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Opowieści Kattys , Blogger