wtorek, 24 maja 2016

Część II Rozdzial 20

Na moim spotkaniu nie było zbyt wiele osób. Nie dziwię się. Kto by interesował, dlaczego pan Foot i pan Leg są aż za bardzo do siebie podobni… Uważają po prostu, ze tak ma być i nie maja powodu, by się w to mieszać. Jednak znalazło się kilka osób, które chciały wysłuchać, co mam do powiedzenia. Wsród nich byli oczywiście wyżej wymienieni mężczyźni, Claus, Mikołaj oraz ojciec pana Leg’a.
Opowiedziałam im o wszystkim, czego dowiedziałam się dzięki tym kilku podróżach w czasie. W sumie jedyną zaskakującą rzeczą były te dziwne wyładowania magicznej mocy, kiedy mieli po cztery lata. Doszliśmy do wniosku, że było to niecodzienne zjawisko i prawdopodobny powód tego, że obydwaj odkryli swoje moce znacznie później niż powinni. Po prostu ich magiczna energia wyczerpała się do granic i ładowała się przez te wszystkie lata. Kwestią, która wymagała odpowiedzi, byli ci dziwnie ludzie w pelerynach.
- Czy można ukraść komuś moc? – zapytałam zastanawiając się nad pogróżkami od tych „sług Węża”.
- Nie wydaje mi się… - stwierdził pan Leg. – nigdy o czymś takim nie słyszałem.
- A co z dżinem? – zauważył dyrektor. – On zabrał mi moją moc.
- W sumie racja… ale to dżin… - mówił pan Vincent drapiąc się po bliźnie na policzku. – Nie ma opcji, zebyśmy my ukradli komuś moc… Czemu nas o to oskarżyli?
- Sorki za spóźnienie! – krzyknęła nagle pani Jua otwierając z trzaskiem drzwi. – Byłabym wcześniej, ale musiałam przytargać ze sobą jednego ducha.
-Ducha? – zapytałam zbita z tropu, gdy nagle zobaczyłam idącego za nią półprzezroczystego mężczyznę. Wyglądał prawie jak dyrektor. – To… to… To jest duch!
- Dawno się nie widzieliśmy. – zaśmiał się duch. – Tęskniliście?
- Tata?! – wrzasnął zaskoczony pan Foot. – Co ty tutaj robisz?!
- Mikołaj, braciszku! – starszy pan Leg rzucił się w radosnym uniesieniu ku zjawie i oczywiście przeszedł przez niego jakby przez mgłę czy obłok. – Nic się nie zmieniłeś.
- Ty za to się nieźle zestarzałeś… - mówił z uśmiechem zmarły.
- Nie ma co się dziwić… - wtrącił się profesor Leg. – Minęło już ponad 25 lat od pańskiej… znaczy się twojej śmierci, wuju. Nawet my z Mikołajem jesteśmy starsi niż ty wtedy.
- Jua, po co przyprowadziłaś tu mojego ojca? – dyrektor zwrócił się do elfki.
- Pomyślałam sobie, że trzeba znaleźć wszystko co was łączy, chłopaki. Dlatego pora zasięgnąć po informacje do osób, które was wychowały? – elfka powiedziała dumnie. – Na przykład miejsce urodzenia?
- Że Mikołaja? Helsinki. – odpowiedział duch.
- Nowy York. – dodał jego brat.
- To już znamy, ale i tak zapytam… data urodzin? – Jua kontynuowała przesłuchanie.
- 24 grudnia 1999 roku.
- 29 listopada 1999 roku, ale… - ojciec profesora nagle się zatrzymał.
- Jakie ale?! – pan Vincent był zniecierpliwiony tym, że jego ojciec zamilkł. – Gadaj!
- Vincent… miałeś urodzić się 24 grudnia… - wyksztusił z siebie ciężkim głosem starzec.
- Nie… nie… to nie może być tak. – mój nauczyciel miał nadzieję, ze się przesłyszał. Trzęsąc się z nerwów, cofał się w tył aż k końcu dotarł do ściany, po której zsunął się na ziemię. – Miałem dzielić z nim też datę urodzenia?
- Nie znieślibyśmy tego… - dodał trochę mniej zaniepokojony dyrektor.
- Ale to oznacza, że… - olśniło mnie.
- Że obaj zostaliście poczęci tego samego dnia. Dokładnie 24 marca. – Pani Jua wpadła na jeszcze genialniejszy pomysł niż ja. – Tak się składa, ze to nie jest zwykła data.
- Tego dnia odbył się ślub mój i Alex… - mruknął Nikolas Leg.
- Oraz mój i Rozalii… - dodał duch. – I ta noc poślubna…
- W hotelu Grand… - dokończył zdanie żywy bliźniak
- Czyli miejsce też jednakowe… - westchnęła elfica. – Tak się składa, że w tamtej okolicy, właśnie tamtego dnia zniknął Wielki Wąż. Być może to wszystko jest powiązane.
- Czym jest Wielki Wąż? – zapytałam.
- Tak jak ja ustalam jakiego rodzaju moc ktoś dostanie istnieje też wąż, który ustala o wielkości tej mocy, już od poczęcia. – wyjaśniała kobieta. – Być może coś stało się wężowi, przez co nieumyślnie dostaliście jego moc…
- To dlatego słudzy węża uważają, że ją ukradliśmy? – zapytał pan dyrektor.
- Zapewne. – stwierdziła z powagą kobieta. – Ale wy posiadacie po 25% z tej potęgi… Pytanie brzmi co tam się stało i gdzie podziała się reszta?
- A sprawdzenie tego to moje zadnie. – z powrotem włączyłam się do rozmowy zamiast tylko słuchać. – Tylko się trochę przewietrzę i zaraz wyruszam!
Po tym jak to powiedziałam, zostawiłam całe towarzystwo w Sali obrad i wyszłam na spacer. Błądziłam po parku i próbowałam poskładać w całość wszystko co wydarzyło się do tej pory. Kap…kap… Zaczynało padać. Niebo spowiły gęste chmury burzowe. Całe miasto nagle opustoszało… tak jakby to była jakaś pułapka. Przechodziłam jedną z ogrodzonych alejek, gdy drogę zagrodziła mi Kate. Popatrzyła na mnie z pogardą i zaśmiała się pod nosem. Czułam, że ona cos szykuje, więc odwróciłam się na piecie i chciałam wrócić do szkoły. Wtedy znikąd pojawiła się przede mną potężna, czarna jak węgiel wilczyca i blizną na lewym, żółtym oku. Miałam rację. To była pułapka. Tylko czego ode mnie chciały.
- Co za przypadek… prawda Leo? – powiedziała z ironią dziewczyna. – Takie miłe spotkanko przy pięknej pogodzie…
- Czego znowu ode mnie chcesz? – zapytałam bez krzty uprzejmości.
- Tego co zwykle… ale pozwól, że najpierw przedstawię ci Angie [czyt. Endżi]. To moja prawa ręka.  
- Byłoby mi miło, gdybyście mnie tak nie nachodziły… - mruknęłam. – A jeśli chodzi o twoją sprawę, to właśnie wybieram się zobaczyć, co stało się z Wężem.

Mówiąc to zmieniłam się w formę wróżki i szykowałam się do skoku w czasie. Wybrałam dokładny czas i miejsce. W ostatnim momencie przed podróżą w przeszłość poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Wygląda na to, że i tym razem nie mam co liczyć na odrobinę spokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Opowieści Kattys , Blogger