czwartek, 31 grudnia 2015

TAG Sylwestrowy!

TAG Sylwestrowy!
Jak już wcześniej zapowiadałam dzisiaj będzie TAG.
 (Kolejność pytań w pełni losowa)

1.  Co masz na sobie ?


  Czerwone spodnie i kremowy sweter 


2.  Ulubiony cytat ?


      "Wiem, że nic nie wiem."

                                            -Sokrates


3.  Ulubiony kolor ?


       Biały

To z niego powstaje tęcza. 


4. Rzecz, bez której nie możesz wyjść z domu ?


         Buty :)


5. Masz jakieś fobie ?


       Wszystkie xD

       Na serio! Boję się chyba wszystkiego no.... może oprócz ślimaków. :)

6. Pijesz kawę ?


     NIGDY TEGO NIE RUSZĘ!!!


7. Czytasz książki ?


          Tak, ale niezbyt często. Wolę pisać.


8. Jesteś leniem ?


    Tak, jestem.


9. Czy byłaś kiedyś w harcerstwie?


    Nie.


10. Lubisz jak robi Ci sie zdjęcia ?


   Nienawidzę....


11. Czy lubisz śpiewać pod prysznicem?


      Nie potrafię śpiewać pod prysznicem...

     To miejsce na tworzenie i filozofie
#Prysznicowefilozofie


12. Jakie masz teraz włączone strony ?

Tylko bloggera 

13. Czy wierzysz w duchy?

      Tak, oczywiście

14. Czy jesteś cierpliwa?

      Na pewno nie.
Jestem tak niecierpliwa, że zaczęlam robić tego TAG'a chwilę po zapowiedzeniu
 ( a może dwie godziny po...)

15. Malujesz się ?

   Tylko jak mam taki kaprys....
     Czyli prawie nie


16. Kim chciałaś być w dzieciństwie?

    Księżniczką i czarodziejką

17. Masz jakieś przezwisko/ksywę ?

    Kiedyś mówiono na mnie Grzybek, ale przestano. 

18. Ulubiony sos do nugetsów ?

       Ulubiony sos to brak sosu

19. Głośna muzyka czy cicha?

     Cicha, chyba że jadę autobusem i nic nie słyszę...

20. Powód dla którego dołączyłaś do blogosfery?

      Musialam dać upust mojej wyobraźni....
I dowiedziałam się, ze koleżanka prowadzi bloga. Długo się zastanawiałam i oto jestem!

21. Zbierasz coś ?

     Anioły.... <3

22. Czy musisz być cały przykryty kołdrą?

     TAK, bezsprzecznie! Nawet w upalne lato! Zawsze pod moją wełnianą kołdrą!

23. Ulubiona piosenka ?

      Brak.

24. Czy masz piegi?

       Nie wiem...
       Liczą się dwie kropki na policzku?

25. Czy nadal oglądasz bajki?

           Oczywiście, że tak. Nazwałabym to bardziej szukaniem inspiracji....

26. Co robiłeś wczoraj o tej godzinie ?

Marzłam na dworze 

27. Czy niedaleko Ciebie jest coś zielonego?

Jest. To choinka. 

28. Masz drugie imię?

     Nie

29. Masz zwierzaka? Jak ma na imię?

    Niestety nie mam. ;(

30. Jakiej piosenki aktualnie słuchasz?

     Teraz? Żadnej. Oglądam skoki narciarskie 
:3

31. Jaki masz kolor ścian?

      Sare w różowo-fioletowo-szaro-bordowe prostokąty.

32. Morze czy góry?

     Góry!

33. Umiesz rysować?

       Moim zdaniem nie, ale lubię udawać, że jest inaczej... :p

34. Ilu masz przyjaciół?

     Na tym świecie? Żadnego.

35. Ulubiony kosmetyk?

      Lakier do paznokci, którego i tak prawie nie używam.

36. Ulubiona liczba?

         13

37. Ile znasz jezyków?

     Uczę się angielskiego i francuskiego, kiedyś jeszcze niemieckiego ( egzamin gimnazjalny zdany!), ale uważam że nawet po polsku ledwo sobie daję radę.

38. Włosy proste czy kręcone?

      Kręcone

39. Spodnie czy sukienka?

    Sukienka

40.Ulubiony sport?

      Skoki narciarskie ( do oglądania)
       Chodziarstwo ( jeśli miałabym coś trenować)

41. Masz jakiś talent?

       Mój talent do brak talentu :P

42. Masz tatuaż?

      Nie i nie zamieżam go mieć

43. Grasz w gry?

     Ee...
   Czasami,

44. Masz instagrama?

   Nie

45. Ulubiona książka?

    Podręcznik do matematyki....



Żartowałam :D
Nie mam ulubionej. Jeszcze nie powstala...

46. Co Ci się najbardziej w ludziach nie podoba?

    Jak są chudzi i mówią, ze sa grubi....

47. Jakie jest twoje największe marzenie?

     Być wysoką! Oraz Wydać bestseller i żeby powstł film na podstawie tej ksiązki!
Które bardziej realne?

48. Jak widzisz siebie za 10 lat?

   W kartonie pod wiaduktem. Nie mnie u mnie mostu, wiadukt musi mi wystarczyć.

49. Czy twoim zdaniem jesteś podobna do jakiegoś zwierzęcia? Dlaczego?

Kot, definitywnie kot i to taki czarny!
  • Jestem pechowcem
  • Kocham mleko
  • Czy istnieje coś wspanialszego niż włóczka?
  • Chodzę własnymi drogami
  • Nie pozwalam się dotykać osobom, którym nie ufam
  • Cenię sobie moją przestrzeń osobistą
  • Chwilami wydaje mi się, że mam kocie oczy..
  • itp.
50. Jaką jest najlepsza rzecz jaka Cię w życiu spotkała? 


        Myślę, że najlepszą rzeczą jest to, że wciąż żyję. 


51. Kto ma odpowiedzeć na te same pytania?

  KAŻDY!
    Jeśli jesteś odważny, w przeciwieństwie do mnie, Pozostaw odpowiedzi w komentarzu!



poniedziałek, 28 grudnia 2015

Rozdział 42 "Ostatni akt"

Moi bliscy byli wstrząśnięci tym, co zobaczyli. Na całym świecie panowało ogromne zamieszane spowodowane moim śniegiem. Wszystko szło zgodnie z moimi przewidywaniami.
            - Coś ty znowu wymyślił?!- wrzasnął na mnie kuzyn. – Jak myślisz jak ludzie zareagują?
            -  Spokojnie… mam plan. – uspokajałem wściekłą na mnie rodzinę.
            - To może nam go opowiesz? – prychnął wuj.
            - Możecie już przestać? To nie pora na kłótnie. – powiedział surowo dziadek. – Musimy zaufać Mikołajowi. Ja w niego wierzę!
Po słowach dziadka wszyscy zamilkli. Nikt nie spodziewał się tego, że to właśnie on przyzna mi rację. Nie zapytali już więcej o mój plan do końca tamtego wieczoru. Spędziliśmy później normalne, rodzinne święta. W naszej rodzinie coś normalnego to rzadkość, nawet zwyczajność nie jest tu normalna, ale pewnie już to wiecie po tym wszystkim.
            Następnego dnia obudziłem się równo ze wschodem słońca, tak mi się przynajmniej wydawało. Myślałem tak, ponieważ obudziło mnie jasne światło padające prosto na moją twarz jak to zwykle bywa około siódmej o tej porze roku. Otworzyłem oczy, a światło po chwili zniknęło. Wtedy ujrzałem w moim pokoju moich przyjaciół.
            - Skąd wy się tu wzięliście i która to godzina? – zapytałem jeszcze śpiący.
            - Dzisiaj twój wielki dzień. – zaśmiał się Arti.
            - Jak moglibyśmy przegapić jak się wyplątujesz z tego, co narobiłeś?- dodała z uśmiechem Andrea.
            - Poza tym losy świata spoczywają w rękach nas wszystkich, nie tylko twoich…- mruknął od niechcenia Pablo. – Musimy dopilnować, żebyś znowu czegoś nie palnął.
Wszyscy kiwnęli głowami jakby mu przytakiwali. Wręczyli mi zaległe prezenty urodzinowe. Po czym wyszli pomóc cioci Niki szykować śniadanie. Dołączyłem do nich jak tylko ogarnąłem się i ubrałem. Na tę specjalną okazję musiałem wyglądać tak jak trzeba, więc założyłem drugi z moich czerwonych sweterków. Ten był bardziej mięciutki i przez chwilę po prostu się w niego wtulałem. Dodatkowo pachniał on truskawkami. Nagle usłyszałem jakiś cichy chichot za oknem. Szybko podbiegłem sprawdzić, kto to może być. Niestety nikogo już nie było. Został tylko ślad jakby ktoś siedział na najbliższym świerku i ślady stóp biegnące od pnia i urywające się nagle. Kto to był? Nigdy chyba się nie dowiem.
             Przy śniadaniu wszyscy wypytywali mnie o mój genialny plan, lecz nie myślałem nawet żeby coś im zdradzić. W końcu dali za wygraną i poszli do szkoły przede mną. Został tylko Vincent.
            - Masz jakąś przepowiednię, co nie? – zapytał. – Co w niej było?
            - ”Gdy pierwszych próby przejdzie pokolenie, spełni się prawdy marzenie” – powiedziałem – Tak brzmiało. Zakładam, że przyśniło ci się coś do kompletu?
            - Ostatniej nocy.- powiedział lekko speszony. – śniło mi się, że wyjawiasz prawdę całemu światu. Opowiadasz im całą swoją historię a ja dopowiadam to, czego ty nie widziałeś.
             - Właśnie na tym polega mój plan! – zaśmiałem się czochrając jego ciemną czuprynę.
Na miejscu było już wszystko uszykowane. Na placu przed szkołą stała mównica na podwyższeniu, a wokół kłębili się dziennikarze z całego świata. Kiedy przyszedłem cały ten tłum popatrzył na mnie jakby zaraz mieli zacząć mnie ścigać. Nie byłbym sobą gdybym w takiej sytuacji nie zrobił wielkiego wejścia. Patrząc im prosto w oczy pstryknąłem palcami uśmiechając się złowieszczo przy okazji. Po zatrzymaniu czasu podbiegłem na podest i musiałem go trochę przerobić tak, żeby był bardziej w moim stylu. Oczywiście lodem.
            - Co ty wyprawiasz?! – buntowała się Lili. – Po tym nie będziesz wstanie się z tego wykaraskać!
            - On nie zamierza tego robić. – wtrącił się Vincent. – Lili, pamiętasz o tym, że w przyszłości magia nie była już tajemnicą?
            - Tak… - mruknęła nie wiedząc o co mu dokładnie chodzi.
            - A kto mógłby tego dokonać jak nie nasz Mikołaj? – zaśmiał się. – Nieważne co się stanie za chwilę, tamta przyszłość będzie aktualna.
            - Dobra, zaufam wam. – uśmiechnęła się. – Tamta przyszłość była całkiem fajna.
W czasie gdy oni rozmawiali, ja przygotowywałem się do mojej odpowiedzi. Ubrałem moją czapkę Mikołaja i pstryknięciem palcami przywróciłem bieg czasu. Ludzie wpatrywali się w miejsce, w którym stałem jeszcze przed chwilą, a później zobaczyli mnie na scenie.
            - Wesołych świąt wszystkim życzę! – przywitałem ich tymi słowami. - Podobały się wam prezenty ode mnie?
            - Jak ty się tu znalazłeś? – zapytał jakiś niecierpliwy wysoki mężczyzna.
            - Prezenty? A więc są od ciebie? – zapytała jakaś kobieta. – Jak Ty to robisz?
            - To proste. Saniami w jedną noc. – zaśmiałem się. – Kiedyś każdy z was we mnie wierzył. Teraz jesteście takimi niedowiarkami jak ja jeszcze dwa lata temu.
            - Cały świat w jedną noc?! – burzył się wysoki. – I to jeszcze saniami? Masz nas za głupków czy co?
            - A jak myślicie? W jaki sposób znalazłem się nagle na scenie? – ciągnąłem.
            - To była jakaś magia…. – mruknął starzec z długą brodą.
            - Otóż to! – krzyknąłem. – Magia istnieje! A ja jestem jednym z najlepszych jej przykładów.
Sądząc po minach reporterów nie byli pewni jak na to zareagować. Rozmawiali chwilę miedzy sobą. W tym czasie odwróciłem się z uśmiechem do mojej paczki, lecz szybko zniknął on z mojej twarzy ustępując miejsca grymasowi przerażenia. Pablo chciał się na mnie rzucić. I nie tylko on. Wszyscy poza Lili i Vincentem mieli mi za złe to, co przed chwilą powiedziałem. Na szczęście we trójkę jakoś ich uspokoiliśmy.
            - Przepraszam młodzieńcze!  Kim ty tak w ogóle jesteś? – zapytała mnie miło wyglądająca starsza kobieta. – Wypadałoby się przedstawić.
            - Och racja. – przytaknąłem jej. - Jestem Mikołaj Foot a oto moja historia. Od urodzenia mieszkałem w Finlandii w małym domku na odludziu. Dom ten od pokoleń należał do mojej rodziny…
Opowiedziałem im całą moją historię. Momentami włączał się też Vinci. Wszyscy słuchali jej z zaciekawieniem od czasu do czasu zadając jakieś pytanie. Zajęło to cały dzień.
            Po skończonej konferencji wszyscy się rozeszli, ale ja i mój kuzyn usiedliśmy na śniegu przed szkołą przyglądając się zachodzącemu słońcu. Mieliśmy nadzieję, ze wszystko ułoży się tak, jak przewidzieliśmy.
            - Mikołaj, coś mnie gryzie… - zaczął ponuro. – Dlaczego my jesteśmy tacy… inni?
            - Po prostu jesteśmy czarodziejami. – odpowiedziałem beztrosko.
            - Nie o to mi chodzi. – ciągnął dalej. – Czemu tak bardzo jesteśmy do siebie podobni? Czemu nasze włosy są sobie przeciwne? Dlaczego ja widzę tylko obrazy przyszłości a ty słyszysz słowa przepowiedni? Nigdy nie zastanawiałeś się nad tym?
            - Masz rację coś w tym jest. – zaśmiałem się. – Ale pomyśl sobie ile tajemnic odkryliśmy w ciągu tych dwóch lat? Zostawmy zagadkę naszej dwójki kolejnym pokoleniu.
            - Może tak będzie lepiej… - mruknął po czum odszedł do domu.
            - Dziękuję panu. – usłyszałem cichy szept jakiejś dziewczyny. – Na pewno nie zawiodę…

Szybko odwróciłem się by zobaczyć, do kogo należy ten głos. Niestety nikogo tam nie znalazłem. Były tylko dwa ślady butów. Takie same widziałem pod moim domem. Dlaczego zwracała się do mnie per pan? Kim ona była? I w jaki sposób zniknęła nie pozostawiając żadnych śladów? Nie, już dałem sobie spokój z tajemnicami! Przynajmniej dopóki nie spotkam jej. Bo na pewno to się stanie.

CIĄG DALSZY?


Nie martwcie się. To nie koniec histori o uczniach Wand Highschool. Następna część opowiadania ukaże nam przygody nastepnego pokolenia. Oczywiście jeśli tylko chcecie.

piątek, 25 grudnia 2015

Prezent na święta

Prezent na święta
Wesołych świąt wszystkim!
Jeśli chcecie wiedzieć, prace nad kolejnym rozdziałem idą dobrze. Będzie to ostatni rozdział tej serii, a przynajmniej jej pierwszej części.
Planuję też założenie nowego bloga z innym opowiadaniem, jednak nie wiem, na który z moich pomysłów się zdecydować. Możecie znaleźć moje propozycje na mojej stronie na Fabebooku.
Mam nadzieję na wasze wsparcie.

W czasie oczekiwania na kolejny rozdział mam dla was drobniutki prezent w postaci ilustracji do wczorajszego opowiadania.






Planuję też zrobić TAG na sylwestra. Piszcie w komentarzach co o tym sądzicie!

wtorek, 22 grudnia 2015

Rozdział 41! Wesołych świąt!

Wesołych świąt!

Chciałabym z całego serca życzyć wam magicznych, szczęśliwych i naprawdę naezapomnianych świąt.  Mam nadzieję, że nikt z was nie pracuje w tak wyjątkowy dzień. 

Tak między nami. Jakiś miesiąc temu siedząc sobie spokojnie na lekcjach przyszła mi do głowy pewna myśl: " Co jeśli czas naprawdę sie zatrzymał? Co jeśli to o czym tu pisze to prawda?"
Byłoby cudownie co nie?
Czasami mam wrażenie jakby wszystko było możliwe, szczególnie to, co działa na moją niekorzyść. :P
Zostawiłam sobie ten rozdzial specjalnie na ten dzień. Miłego czytania!

                Przez cały ten czas, od tamtego spotkania z duchami, myślałem, co oznaczały ich słowa. Świat w naszych rękach? To za duża odpowiedzialność… Miałem już i tak za dużo problemów, na przykład tę sprawę z reporterami. Myślałem nad ty całymi dniami, aż w końcu wymyśliłem. Akurat w dzień moich siedemnastych urodzin… Tak! Już Wigilia! Wszyscy wrócili do swoich domów na święta. Na cale szczęście został mi jeszcze Vinci, który mieszkał tylko po drugiej stronie miasta.
                Późnym popołudniem zacząłem szykować się do pracy, założyłem ciepły i mięciutki czerwony sweter i tak ubrany poleciałem na mojej desce załatwić jeszcze coś ważnego. Było się to w mojej ukochanej Laponii. Gdy już wziąłem to ze sobą miałem do zrobienia jeszcze jedną rzecz przed ruszeniem do pracy. Uszykowałem specjalną niespodziankę dla mojego kuzynostwa. Zawiązałem im przepaski na oczy i wyprowadziłem do ogrodu, pomogłem im usiąść na odpowiednich miejscach i… rozpocząłem „przedstawienie”. Wstrzymałem bieg czasu i ruszyłem w drogę. Wciąż musiałem wykonać moją pracę, moja niespodzianka bezpośrednio się z tym łączyła.
                - Co tu tak wieje? – marudził Vincent. – Możemy już zdjąć te opaski?
                - Jasne, możecie. – zgodziłem się.
Ich miny po zobaczeniu mojej niespodzianki były przewidywalne. Vinci był jednocześnie przerażony jak i podekscytowany, ale był też na mnie poważnie wkurzony. Za to kochana Niko była szczęśliwa tak jak byłoby każde dziecko w takiej sytuacji. No tak, zapomniałem wspomnieć, na czym polegało moje przedsięwzięcie. Zabrałem z domu sanie wraz z dziesiątką reniferów i wpakowałem do nich moje kuzynostwo. Tak właśnie chciałem spędzić te święta. Wiem, że muszę pracować, ale nikt mi nie powiedział, że muszę to robić sam. Wpadłem na ten pomysł podczas ostatnich wakacji, gdy sanie uniosły się dopiero wtedy, gdy byliśmy w nich całą trójką. Może to coś znaczy? Kolejna zagadka do rozwiązania.
                Wracając do tamtego dnia. Oprócz zmiany środku transportu i zapewnienia sobie towarzystwa, reszta mojej pracy wyglądała niemalże tak samo. Każdy dom od wschodu na zachód. Łatwizna. Poza tym chciałem dać wszystkim prezent całkowicie ode mnie, dlatego stworzyłem wszędzie gęste chmury śniegowe, lecz nie znowu takie zwyczajne.
                - Coś ty wymyślił? – zapytał Vinci widząc, co robię. – Dlaczego ty zawsze musisz coś wymyślić?
                - Robię tylko to, co kazali nam nasi przodkowie. – powiedziałem całkiem poważnie, pamiętając o rozmowie z duchami. – Słyszałem, że mówili, ze my wiemy, co zrobić. Pokładają w nas nadzieje i oddali losy świata w naszych rękach…
                - Czyli to coś wielkiego…- mruknął.
                -A co to będzie? – Niko włączyła się do rozmowy. – Powiesz nam?
                - Dowiecie się jak skończymy. – odpowiedziałem z uśmiechem. – A to dopiero pierwsza część mojego planu.
W międzyczasie odwiedziliśmy też domy naszych przyjaciół. Każdy spędzał święta inaczej: Andrea siedziała z nosem w książkach, a Amanda z utęsknieniem patrzyła w gwiazdy odbijające się w Loch Ness. Arti próbował pogodzić obowiązki bycia królem tak różnych ludów. Nie miał nawet czasu na odpoczynek. Za to Pablo cieszył się mnóstwem wolnego czasu i wigilijnym posiłkiem. Tyle wspaniałych dań w jednym miejscu – marzenie. Na koniec zostawiliśmy sobie tym razem inny dom. Jak może ktoś się domyślił, chodzi mi o dom Bazylego w Smiletown. Bliźnieta były wtedy zajęte przyozdabianiem świeżo pachnącej jodły.
                - Nie za późno na ubieranie choinki? – wparowałem tam przez otwarte okno.
                - Nie wiesz, że mamy drzwi? – mruknął Bazyl.
                - Właśnie! – przytaknęła mu Lili. Rzucając mi się na szyję. – Poza tym nigdy nie jest za późno na ubieranie choinki.
                - Nie przeszkadzamy? – przerwał Vincent, wchodząc z Niko frontowymi drzwiami. – Macie może marchew dla reniferów?
                - Wy dzisiaj w trójkę? Czekaj… Reniferów? – Lili mało co nie upadła puszczając mnie z uścisku.-Przylecieliście saniami?
                - A czym miąłby latać święty Mikołaj? – powiedziała Niko tym swoim uroczym tonem, jakby to było oczywiste.
Spędziliśmy trochę czasu z reniferami i wróciliśmy do domu. Czekała nas przecież moja impreza urodzinowa. W domu u ciotki zebrało się tym razem większe grono już w ubiegłym roku. Ciotki wspólnie przygotowały dla mnie piękny, czekoladowy tort. Było na nim siedemnaście świeczek… Tyle już minęło. A ja wciąż pamiętam czasy, gdy byłem jeszcze małym szkrabem, ale to opowieść na inną okazję. Tamtego dnia wszystko, co zrobiłem było częścią mojego wielkiego planu. Nawet zdmuchnięcie świeczek musiało być w odpowiednim czasie.
                - Pomyśl życzenie! – nalegała Nikoletta.
                - Dobra… Trzy… Dwa… Jeden…- odliczałem czas i jednym dmuchnięciem zgasiłem wszystkie świeczki.
                - Czego sobie życzyłeś?- pytała mała. – No powiedz!
                - Niedługo się dowiesz… - mruknąłem – Ja już się postaram by się spełniło!
W tej samej chwili zaczął padać wyczarowany przeze mnie wcześniej śnieg. NA CAŁYM ŚWIECIE. Nie ważne Syberia czy Sahara, Wszędzie! W dodatku nie był on ani trochę zwyczajny. Zaczynając od kształtu – serca, poprzez to, że się tak łatwo nie roztapiał po to, że płatki były o wiele większe! Kurtyna w górę! Rozpoczyna się końcowy akt!

CIĄG DALSZY W ROZDZIALE " OSTATNI AKT"

czwartek, 17 grudnia 2015

Rozdział 40

Biegnąc w stronę Sali gimnastycznej poprzez kręte alejki parku, miałem wrażenie jakby błękitna chmura kierowała się prosto w moim kierunku. Po kilku minutach moje przeczucie się dopełniło. Błękitny dym leciał wprost na mnie. Gdy tylko się do mnie zbliżył, z niezwykłą siłą po prostu wpychał się przez moje usta i nos. Miałem wrażenie, że zaraz się uduszę. Cała ta ogromna chmura jakby chciala wypełnić mnie od środka. Wraz z tym poczułem w głębi siebie to, czego mi najbardziej brakowało – mój lód. Wróciłem! Moje włosy odzyskały swój dawny, wyjątkowy, czysty, biały kolor. Żadne słowa nie są w stanie opisać jak bardzo się wtedy cieszyłem. Pozostawało tylko pytanie: Jak do tego doszło? Korzystając z tego, ze moje moce powróciły, zatrzymałem czas i z pomocą śniegu i lodu błyskawicznie dostałem się w miejsce skąd przyleciała do mnie ta chmura. Ślizgałem się jak na łyżwach na stworzonym przeze mnie torze. Na miejscu zastałem Lili, Artiego i Vincenta, który podnosił się z ziemi.
- Mikołaj twoje włosy… - powiedzieli jednocześnie ze zdziwionymi minami.
- Wróciłem kochani! – odrzekłem uroczyście. – Wspaniale, co nie?
- Ale jak? – zapytała Lili. – Co się stało?
- Właśnie dlatego tu przyszedłem. – odpowiedziałem zakładając ręce na krzyż.
- Coś jednak musisz wiedzieć. – stwierdził Arti.
- Przyleciała stąd jakaś dziwna niebieska chmura i…- tłumaczyłem.- Tak jakby wleciała we mnie…
- Niebieska chmura?! – krzyknęli jeszcze bardziej zaskoczeni niż przed chwilą.
- Coś o niej wiecie? – zadałem pytanie oczekując sensownej odpowiedzi.
- Parę chwil przed tym jak przyszedłeś, Artur ćwiczył latanie ze mną jako obciążeniem. – zaczął Vinci.  – Oczywiście wszystko przy zatrzymanym czasie. W pewnym momencie wlecieliśmy w nieruchomego ptaka, co uszkodziło kryształ w bransolecie. Zaczął wydobywać się z niej błękitny dym. Przez to Arti stracił równowagę i spadłem. Nim zderzyłem się z ziemią, chmura zmieniła się w coś co przypominało…
- Przypominało co? – żądałem odpowiedzi. – No mów.
- Jak Yeti w wyobrażeniach zwykłych ludzi. – dokończyła Lili. – Uratowała Vincenta i poleciała w stronę parku. Później zniknęła nam z oczu.
- Właśnie tam we mnie wleciała! – potwierdziłem swoje poprzednie słowa. – Więc po prostu do mnie wróciła!
Moja radość nie trwała zbyt długo. Niestety nie byłem jedyną osobą, która chciała sprawdzić skąd wzięła się tajemnicza chmura. Przed szkołą znowu zebrała ogromna chmara reporterów. Przepychając się jeden przez drugiego pytali się „Co się tu stało?” oraz „ Czym był ten błękitny dym, który unosił się nad budynkiem?” nie mieliśmy pojęcia jak odpowiadać na te pytania, ale dziennikarze nie dawali nam spokoju. Sytuacja była jeszcze gorsza, gdy przypomnieli sobie o tym, ze to właśnie my byliśmy obecni na feralnym filmiku.
                - Powiem wam! – krzyknąłem mimo woli, tak jakby coś albo ktoś mnie do tego zmusił. – Dowiecie się wszystkiego w święta! Pokażę wam! Naprawdę! – po chwili zakryłem usta by nie powiedzieć jeszcze czegoś równie głupiego.
Po usłyszeniu mojego oświadczenia wszyscy się rozeszli. Przyjaciele patrzyli na mnie wzrokiem pełnym żalu. Doskonale wiem, dlaczego. Wpakowałem wszystkich w niemałe kłopoty. Nie wiedząc, co dalej robić wróciłem samotnie do pokoju by przespać się z tym problemem i może wymyślić jakieś rozwiązanie. Ja w to wszystkich wpakowałem i ja ich z tego wyciągnę! Tylko dlaczego to wtedy powiedziałem?

________________________________________________________________________________
                Po tym jak odeszli, pierwsza ósemka udała się do konkretnych sześciu osób. Duch Wlada Draculi odwiedził swojego imiennika z obecnie raczącego pokolenia. Gilbert Grant udał się aż do Szkocji by nawiedzić swojego prawnuka Argusa, a Al Torro przebył drogę tylko do gabinetu pani dyrektor. Duch Eriki z Lasu udał się na spotkanie z dziadkiem Noah. Pierwszy alicorn – Michael, spotkał się z Darią Holmes, czyli matką Artiego. Natomiast Pierwszy smok Magnus maił spotkanie ze swoją wnuczką Sylfią, siostrą Ninsusa, tą samą, która rzuciła klątwę na Bazyla. Pewnie jesteście ciekawi, w jakim celu się z nimi spotkali? Sam nie wiem. Słyszałem jedynie, że każdy ze zmarłych powiedział dokładnie te same słowa : „ Nasza wola się dopełniła, oddajcie świat w ręce młodszego pokolenia. Oni wiedzą co zrobić…”. Też nie za bardzo zrozumiałem, o co chodziło, ale cóż… Na pewno było to coś ważnego skoro pojawili się osobiście…
________________________________________________________________________________

Późnym wieczorem nie mogłem spać. Niespokojny tym wszystkim wyglądałem przez okno i ujrzałem tam duchy zmierzające się na dach. Wyszedłem by zobaczyć co takiego znowu robią. Niechcący obudziłem Artiego, który uparł się żeby iść ze mną. Oczywiście musiał zabrać ze sobą resztę naszej paczki. Ostatecznie doszliśmy na górę w dziewiątkę. Na miejscu zobaczyłem Juę śmiejącą się i rozmawiającą ze swoimi zmarłymi przyjaciółmi.
                - Jua, z kim ty rozmawiasz? – zapytał Arti.
                - No tak, wy ich nie widzicie…- mruknąłem, ale chyba mnie nie usłyszeli.
                - To mio przyjaciele. Tacy jak wy… –  elfka uśmiechnęła się. I tchnęła na nich magią „otwierając” im oczy. -  Nawet nie macie pojęcia jak bardzo jesteście podobni.
Wszyscy nie mogli uwierzyć, że przed nimi stoi pierwsze magiczne pokolenie i nasi bezpośredni przodkowie. Powiedzieli nam, że wszyscy byliśmy najlepszymi spadkobiercami ich woli i mogą z czystym sumieniem oddać nam pod opiekę ten świat.

Tylko Sara czuła się taka wyobcowana wśród nas. Ale szybko znalazła dla siebie doskonale zajęcie. Kazała nam się ustawić do zdjęcia, żeby móc uwiecznić najważniejszą rzecz związaną z magią od ponad dwudziestu pokoleń. Zrobiła dwa zdjęcia, które przedstawiały dokładnie to samo, co obrazy, które Vinci widział w przyszłości. To spotkanie o północy było przełomem. Teraz oficjalnie był nasz czas!


NASTĘPNY ROZDZIAŁ 24 GRUDNIA!
OCZEKUJCIE Z NIECIERPLIWOŚCIĄ!
Copyright © 2016 Opowieści Kattys , Blogger