wtorek, 24 maja 2016

Część II Rozdzial 20

Na moim spotkaniu nie było zbyt wiele osób. Nie dziwię się. Kto by interesował, dlaczego pan Foot i pan Leg są aż za bardzo do siebie podobni… Uważają po prostu, ze tak ma być i nie maja powodu, by się w to mieszać. Jednak znalazło się kilka osób, które chciały wysłuchać, co mam do powiedzenia. Wsród nich byli oczywiście wyżej wymienieni mężczyźni, Claus, Mikołaj oraz ojciec pana Leg’a.
Opowiedziałam im o wszystkim, czego dowiedziałam się dzięki tym kilku podróżach w czasie. W sumie jedyną zaskakującą rzeczą były te dziwne wyładowania magicznej mocy, kiedy mieli po cztery lata. Doszliśmy do wniosku, że było to niecodzienne zjawisko i prawdopodobny powód tego, że obydwaj odkryli swoje moce znacznie później niż powinni. Po prostu ich magiczna energia wyczerpała się do granic i ładowała się przez te wszystkie lata. Kwestią, która wymagała odpowiedzi, byli ci dziwnie ludzie w pelerynach.
- Czy można ukraść komuś moc? – zapytałam zastanawiając się nad pogróżkami od tych „sług Węża”.
- Nie wydaje mi się… - stwierdził pan Leg. – nigdy o czymś takim nie słyszałem.
- A co z dżinem? – zauważył dyrektor. – On zabrał mi moją moc.
- W sumie racja… ale to dżin… - mówił pan Vincent drapiąc się po bliźnie na policzku. – Nie ma opcji, zebyśmy my ukradli komuś moc… Czemu nas o to oskarżyli?
- Sorki za spóźnienie! – krzyknęła nagle pani Jua otwierając z trzaskiem drzwi. – Byłabym wcześniej, ale musiałam przytargać ze sobą jednego ducha.
-Ducha? – zapytałam zbita z tropu, gdy nagle zobaczyłam idącego za nią półprzezroczystego mężczyznę. Wyglądał prawie jak dyrektor. – To… to… To jest duch!
- Dawno się nie widzieliśmy. – zaśmiał się duch. – Tęskniliście?
- Tata?! – wrzasnął zaskoczony pan Foot. – Co ty tutaj robisz?!
- Mikołaj, braciszku! – starszy pan Leg rzucił się w radosnym uniesieniu ku zjawie i oczywiście przeszedł przez niego jakby przez mgłę czy obłok. – Nic się nie zmieniłeś.
- Ty za to się nieźle zestarzałeś… - mówił z uśmiechem zmarły.
- Nie ma co się dziwić… - wtrącił się profesor Leg. – Minęło już ponad 25 lat od pańskiej… znaczy się twojej śmierci, wuju. Nawet my z Mikołajem jesteśmy starsi niż ty wtedy.
- Jua, po co przyprowadziłaś tu mojego ojca? – dyrektor zwrócił się do elfki.
- Pomyślałam sobie, że trzeba znaleźć wszystko co was łączy, chłopaki. Dlatego pora zasięgnąć po informacje do osób, które was wychowały? – elfka powiedziała dumnie. – Na przykład miejsce urodzenia?
- Że Mikołaja? Helsinki. – odpowiedział duch.
- Nowy York. – dodał jego brat.
- To już znamy, ale i tak zapytam… data urodzin? – Jua kontynuowała przesłuchanie.
- 24 grudnia 1999 roku.
- 29 listopada 1999 roku, ale… - ojciec profesora nagle się zatrzymał.
- Jakie ale?! – pan Vincent był zniecierpliwiony tym, że jego ojciec zamilkł. – Gadaj!
- Vincent… miałeś urodzić się 24 grudnia… - wyksztusił z siebie ciężkim głosem starzec.
- Nie… nie… to nie może być tak. – mój nauczyciel miał nadzieję, ze się przesłyszał. Trzęsąc się z nerwów, cofał się w tył aż k końcu dotarł do ściany, po której zsunął się na ziemię. – Miałem dzielić z nim też datę urodzenia?
- Nie znieślibyśmy tego… - dodał trochę mniej zaniepokojony dyrektor.
- Ale to oznacza, że… - olśniło mnie.
- Że obaj zostaliście poczęci tego samego dnia. Dokładnie 24 marca. – Pani Jua wpadła na jeszcze genialniejszy pomysł niż ja. – Tak się składa, ze to nie jest zwykła data.
- Tego dnia odbył się ślub mój i Alex… - mruknął Nikolas Leg.
- Oraz mój i Rozalii… - dodał duch. – I ta noc poślubna…
- W hotelu Grand… - dokończył zdanie żywy bliźniak
- Czyli miejsce też jednakowe… - westchnęła elfica. – Tak się składa, że w tamtej okolicy, właśnie tamtego dnia zniknął Wielki Wąż. Być może to wszystko jest powiązane.
- Czym jest Wielki Wąż? – zapytałam.
- Tak jak ja ustalam jakiego rodzaju moc ktoś dostanie istnieje też wąż, który ustala o wielkości tej mocy, już od poczęcia. – wyjaśniała kobieta. – Być może coś stało się wężowi, przez co nieumyślnie dostaliście jego moc…
- To dlatego słudzy węża uważają, że ją ukradliśmy? – zapytał pan dyrektor.
- Zapewne. – stwierdziła z powagą kobieta. – Ale wy posiadacie po 25% z tej potęgi… Pytanie brzmi co tam się stało i gdzie podziała się reszta?
- A sprawdzenie tego to moje zadnie. – z powrotem włączyłam się do rozmowy zamiast tylko słuchać. – Tylko się trochę przewietrzę i zaraz wyruszam!
Po tym jak to powiedziałam, zostawiłam całe towarzystwo w Sali obrad i wyszłam na spacer. Błądziłam po parku i próbowałam poskładać w całość wszystko co wydarzyło się do tej pory. Kap…kap… Zaczynało padać. Niebo spowiły gęste chmury burzowe. Całe miasto nagle opustoszało… tak jakby to była jakaś pułapka. Przechodziłam jedną z ogrodzonych alejek, gdy drogę zagrodziła mi Kate. Popatrzyła na mnie z pogardą i zaśmiała się pod nosem. Czułam, że ona cos szykuje, więc odwróciłam się na piecie i chciałam wrócić do szkoły. Wtedy znikąd pojawiła się przede mną potężna, czarna jak węgiel wilczyca i blizną na lewym, żółtym oku. Miałam rację. To była pułapka. Tylko czego ode mnie chciały.
- Co za przypadek… prawda Leo? – powiedziała z ironią dziewczyna. – Takie miłe spotkanko przy pięknej pogodzie…
- Czego znowu ode mnie chcesz? – zapytałam bez krzty uprzejmości.
- Tego co zwykle… ale pozwól, że najpierw przedstawię ci Angie [czyt. Endżi]. To moja prawa ręka.  
- Byłoby mi miło, gdybyście mnie tak nie nachodziły… - mruknęłam. – A jeśli chodzi o twoją sprawę, to właśnie wybieram się zobaczyć, co stało się z Wężem.

Mówiąc to zmieniłam się w formę wróżki i szykowałam się do skoku w czasie. Wybrałam dokładny czas i miejsce. W ostatnim momencie przed podróżą w przeszłość poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Wygląda na to, że i tym razem nie mam co liczyć na odrobinę spokoju.

sobota, 21 maja 2016

Ciekawostki #2

Witojcie!
(haha... to po góralsku?)

Tak jak widzicie po tytule, dziś nie rozdział. Mam dla was post z ciekawostkami.
Zaraz zobaczymy ile ich będzie:


  1. Ostatni post z ciekawostkami był we wrześniu (tak, sprawdzałam)
  2. Jakiś czas temu zamówiłam szablon w szabloniarni, ponieważ nie chcę męczyć "mojego grafika". Mam nadzieję, że się nie obrazisz Monia.
  3. Zarówno część pierwsza jak i druga są dostępne także na wattpadzie ( mój nick Kattys2010)
  4. W zakladce "Pytania do bohaterów nie zadano żadnego pytania! (Czemu?)
  5. Rozpoczęły się już prace nad częścią trzecią, ale jeszcze nie skończyłam obecnej. Chyba nie jestesmy nawet w połowie.
  6. To pewnie już wiecie, ale postacie Patryka, Olka, Viktora i Moniki są wzorowane na moich koleżankach. Dojdą jeszcze kolejne.
  7. Postać Kate, wzorowana jest na mnie z wyglądu, ale charakter ma raczej odmienny.
    Chciałam zostać czarnym charakterem. ;)
  8. Udało mi się rozwikłać kilka zagadek, które nie zostały rozwikłane w poprzedniej części.
    (Po to powstala druga część)
  9. Pomysł na wróżkę z lwim ogonem wpadł mi do głowy przez oglądanie "Fairy Tail"
  10. W moich opowiadaniach rzadko ukazywane są szczegóły. Jeśli już są, mają ogromne znaczenie. (na przykład opis oczu Olka w 18 rozdziale)
  11. To, że Olek obmacuje Monikę jest związane z tym co chłopak zrobi 26 lipca.... ( macie pomysły co takiego on zrobi?{Pati... ty się nie odzywaj})
  12. Mój blog będzie miał rok już 9 czerwca!
  13. Powiem wam w sekrecie, że największy wpływ na wielki finał będą miały (oczywiście oprócz Leo) Monika i Klara



    Tak więc wyszło13!
    Pozdrawiam i Zapraszam do komentowania!

wtorek, 17 maja 2016

Część II Rozdzial 19

Nie pobiegłam by sprawdzić, co się tam wydarzyło. Czułam, że Olek ma rację. Nie powinnam tego wiedzieć, nie w tamtej chwili. Postanowiłam wrócić do zajęcia, które miałam w planach od samego rana. Skupiłam się mocno i cofnęłam się w czasie. Znów byłam w szkole, a raczej przed salą gimnastyczną. Słońce i Księżyc były w jednej linii na niebie. Zajrzałam do środka przez okno. Dostrzegłam siedemnastoletniego pana Leg’a leżącego w ramionach jasnowłosej elfki. Wyglądał na martwego. Moją teorię potwierdzały miny wszystkich tam zebranych. Jednak skoro żyje nadal w moich czasach, nie było szans by wtedy umarł. Po kilku chwilach z Sali wyszedł młody pan dyrektor. Oczywiście dyskretnie podążyłam jego śladem. Po kilku godzinach wędrówki trafiliśmy pod Górę Prawdy. Szybko wyjaśniłam dżinowi zamieszkującemu ten szczyt, jaki jest cel mojej podróży. Dzięki temu nie musiałam wykonywać jego zadań. Cały czas obserwowałam z ukrycia mojego nauczyciela. Podziwiałam jak przechodził te wszystkie próby po drodze. Na szczycie Góry Prawdy znajdowała się ampułka ze sławnym eliksirem zapomnienia. Jednak Foot się nim nawet nie zainteresował. Zaczął on zrywać żółte kwiaty rosnące nieopodal. Wtedy zerwał się silny wiatr. Całe moje ciało przeszył dziwny dreszcz jakby czas i przestrzeń zostały nagle zakłócone. Słyszałam, że w okolicach tej góry nie jest to dziwne zjawisko. Tak mnie to rozproszyło, że nawet nie zauważyłam, kiedy pan dyrektor spadł z krawędzi urwiska. Z pomocą moich skrzydeł wróżki pofrunęłam bliżej by zobaczyć, co wydarzyło się później. Nagle tuż obok mojej głowy przeleciała buteleczka z magicznym specyfikiem. Eliksir zapomnienia wylądował na głowie dyrektora. Po chwili wiatr wzmógł się jeszcze bardziej. Zarówno mnie jak i mojego nauczyciela zwiało prosto do wyrwy czasowej.
Po chwili obudziłam się leżąc na ziemi w jakimś zaułku. Rozejrzałam się dokoła. Wszędzie tylko śmieci i kilka bezpańskich kotów. Niezbyt przyjemne miejsce. Wstałam z ziemi i otrzepałam swoją spódnicę z brudu. Kiedy chciałam wyjść na ulicę i dokładniej rozejrzeć się po okolicy potknęłam się i znów leżałam na ziemi. Nim pozbierałam się z chodnika musiałam sprawdzić, co takiego leżało na mojej drodze. Cóż nie było to coś… tylko ktoś. Konkretnie był to mój nauczyciel w wieku siedemnastu lat… prawie. Wyglądało na to, że był nieprzytomny. Przez kilka minut próbowałam go ocucić. Gdy otworzył oczy zauważyłam, że jego spojrzenie się zmieniło. Zupełnie jakby jego oczy przesłaniała jakaś dziwna mgła.
- Nic Ci nie jest. – zapytałam zaniepokojona stanem chłopaka.
- Nie… nie wiem… mam w głowie zupełną pustkę. – mówił niewyraźnie. Parzył w pustą przestrzeń, ale wydawało mi się jakby czegoś szukał. – pamiętam tylko czyjeś imię i nazwisko… i to, że byłem na niego wściekły.
- Co to było za nazwisko? – zadałam pytanie, mimo że tak naprawdę znałam już odpowiedź.
- Ta osoba… nazywała się… Mikołaj Foot.
Po tym jak to powiedział wstał z miejsca otrzepał spodnie i wybiegł na ulicę. Nim zdążyłam zareagować zniknął mi z oczu. Nie miała sensu moja próba pogoni za nim. Zrezygnowana chodziłam ulicami miasta próbując znaleźć przynajmniej jakiś ślad jego obecności. Na próżno. Tak czy siak moim zadaniem było sprawdzenie, co się z nim działo w tym czasie. Nie mogłam dać za wygraną. Przybrałam formę ptaka i postami owiłam poszukać go z powietrza. Bycie ptakiem było bezpieczniejsze niż używanie skrzydeł wróżki. Jeszcze nie do końca nad nimi panuję. Dzięki wzniesieniu się ponad budynki, dużo łatwiej udało mi się go wyśledzić. Zauważyłam też, że przez ten cały czas nadal byłam w Desideracie. Miasto było dość podobne do tego, w którym spędzam swój wolny czas. Praktycznie jedyna różnicą była jego wielkość. Jednak nie mogłam przez cały czas podziwiać widoków. Miałam zadanie do wykonania. Zleciałam w dół do miejsca gdzie zobaczyłam Foot’a. Usiadłam mi na ramieniu. Chłopak spojrzał na mnie kątem oka. Niezbyt się przejął moją obecnością i ruszył dalej w kierunku szkoły. Dziwiło mnie to, że pomimo iż przez eliksir zapomnienia stracił niemal całą pamięć, doskonale wiedział jak poruszać się po mieście. Znał wszystkie uliczki i tajne skróty, które znają tylko wybrane osoby.
Towarzyszyłam panu Mikołajowi przez około miesiąc. Jednak nie ma sensu wgłębiać się w szczegóły. Niczego nie świadomy siedemnastolatek codziennie robił dokładnie to samo. Rano szukał czegoś do zjedzenia a całą resztę dnia śledził swoją dorosłą wersję. Mówił też o tym, że musi się na nim zemścić, chociaż nie miał pojęcia za co. Zmiana nastąpiła dokładnie 15 grudnia… Czy to przypadek, że tego samego dnia… DOKŁANDNIE TEGO SAMEGO DNIA (nawet rok się zgadzał)… moi rodzice zginęli w wypadku? Jasne, że nie… życie nauczyło mnie, że wszystko co się dzieje ma jakieś znaczenie i wpływ na otoczenie. To co się wydarzyło tego dnia musiało być w jakiś sposób powiązane z moją życiową tragedią.

Gdy tamtego ranka poszliśmy do miejskiego parku, zauważyliśmy, że ławka, na której zwykle jadaliśmy suchy chleb na śniadanie była zajęta już przez kogoś innego. Co ciekawe od razu rozpoznałam tę osobę. Był to profesor Vincent… młodszy o jakieś sześć lat i z długimi włosami. Wyglądał dziwnie, ale cieszyłam się, że Mikołaj go nie rozpoznał… nie wiadomo jakby to się skończyło. Po chwili znikąd pojawiły się trzy błękitne slupy światła a gdy zniknęły zobaczyłam pana Vincenta, panią Lili oraz pana Artura, jako nastolatków. Dorosły pan Leg niemal natychmiastowo zasłonił się gazetą i udawał, że ją czyta. Po kilku chwilach zobaczyłam panią Niko i pana Lokiego przyglądających się grupie, która szukała Mikołaja. Nagle poczułam, że czas się zatrzymał. Nie wiem czemu, ale momentalnie spojrzałam na zegar na jednym ze starszych budynków. Szybko przeliczyłam która godzina była wtedy w Polsce… wszystko pasowało. To właśnie wtedy odkryłam swoje magiczne zdolności. Po krótkim oczekiwaniu czas wrócił a reszta to już historia… Mogłam wrócić do swoich czasów. Doznałam olśnienia, więc musiałam jak najszybciej podzielić się moim odkryciem z resztą świata. Od razu po powrocie poprosiłam pana Mikołaja by zwołał zebranie dotyczące rozwiązania zagadki niezwykłego powiązania między kuzynami…


****
UWAGA!
Opowiadanie umieszczone zostało również na Wattpadzie. Pragnę poinformować was, że tam zmieniona została numeracja rozdziałów.

środa, 11 maja 2016

Część II Rozdział 18 "Człowiek Tajemnica..."


Minął około miesiąc, od kiedy widziałam ostatnio Patryka i Simona. Od tamtego pamiętnego wieczoru żaden z nich się do mnie nie odezwał. Ja nie mam odwagi, by sama spotkać się z którymkolwiek z nich. Jestem pewna, że obojętnie, z którym bym rozmawiała on kazałby mi wybierać. W tamtej chwili nie byłam gotowa na podjęcie tak poważnej decyzji. Postanowiłam więc zrobić sobie przerwę od miłosnych rozterek i skupić się na mojej misji. Miałam właśnie wybrać się w podróż do czasów młodości pana dyrektora, gdy zobaczyłam kłócących się Olka i Monikę.
- Czemu znów mnie obmacujesz. – wrzasnęła rudowłosa dziewczyna wchodząc do budynku mojej szkoły.
- I tak byś mi nie uwierzyła jakbym ci powiedział… - mruknął Olek.
- Ale czemu nie robisz tego swojej dziewczynie tylko mnie?! – Monika wykłócała się dalej.
- Właśnie! – zgodziła się Mari, która akurat przechodziła korytarzem. – A tak poza tym, co tu robicie?
- Och! Skarbie! – Olek zauważył swoja dziewczynę i momentalnie splótł ręce za plecami. – Jak to co tu robimy? Przecież umówiliśmy się w czwórkę do kina.
- Oluś… - ciemnowłosa dziewczyna musnęła dłonią policzek Aleksandra. – My umawialiśmy się na przyszły tydzień…
- Mówiłam Ci! – Monika szturchnęła chłopaka łokciem. – A ty jeszcze się wykłócałeś.
- Ale skoro już tu jesteśmy… - chłopak wyglądał jakby próbował wymyślić jakąś wymówkę. – Mari, co powiesz na wspólny spacer?
- Świetny pomysł! – dziewczyna odpowiedziała i ruszyła w stronę swojego pokoju. – Czekaj tu a ja pójdę się przebrać.
- A ja pójdę poszukać Clausa. – Monika poinformowała chłopaka i pobiegła w stronę męskiego akademika.
Zostaliśmy tylko ja i on. Przez chwilę panowała cisza. Odwróciłam od niego wzrok stojąc cicho po drugiej stronie korytarza i próbując się skupić na moim zadaniu. Słyszałam jego kroki, były niezwykle równe aż podejrzane. Szedł w moim kierunku, czułam to. Oparł się ręką o ścianę a drugą dłonią odwrócił lekko moją twarz w swoim kierunku. Popatrzył mi przez chwilę w oczy. Jego twarz była zdecydowanie za blisko mojej. W tamtej chwili wydawał się taki przerażający i tajemniczy… w sumie to zawsze sprawiał wrażenie tajemniczego, jeśli Patryka nie było w pobliżu. Nie wiedziałam czego się po nim spodziewać. Moje nogi były prawie gotowe do ucieczki.
- Mam dla Ciebie wiadomość od Pati. – powiedział po chwili milczenia. Ton jego głosu był poważny.
- Wiadomość? – wyksztusiłam z siebie oszołomiona i wciąż gotowa do ucieczki. – Jaką wiadomość?
- Pamiętasz jak się pokłóciliście? – zapytał mnie poprawiając okulary.
- Tak. – mówiłam wiedząc, do czego ma zmierzać ta rozmowa.
- Kazał mi przekazać, że musisz wybrać. – Powiedział, po czym cofnął się o krok. Dzięki temu poczułam się odrobinę lepiej. – Masz czas do jego urodzin. Do tego czasu nie będzie się do ciebie odzywał.
- Czyli mam limit czasowy… - mruknęłam zrezygnowana.
- Uwierz mi, przemyśl to i dokonaj wyboru. – powiedział tajemniczo po czym udał się w stronę wyjścia. – Póki jeszcze go masz…
Zastanawiałam się przez chwilę, o co chodziło z tymi ostatnimi słowami. Później moje myśli podążyły w zupełnie innym kierunku. Urodziny Patryka… jak ja dawno ich z nim nie świętowałam. Mimo to doskonale pamiętam ich datę. To 26 lipca. Czy przypadkiem ślub pani Niko nie wypada w ten sam dzień? Jeśli tak, to czy ominą mnie urodziny mojego najlepszego przyjaciela? Po kilku chwilach spostrzegłam, że znów przypadkowo przeniosłam się w czasie. Byłam w lesie za jakimś średniowiecznym zamkiem. Coś po chwili pomyślałam, ze to równie dobrze może być park, ponieważ wyraźnie widoczne były alejki z drewnianymi ławkami oraz fontanna. Nagle usłyszałam za plecami znajomy głos:
- Leona? To ty?
- Tak, to ja. – odwróciłam się szybko. Tak jak się spodziewałam. Moim rozmówcą był Olek, znowu. Tak między nami… dawno przestałam wieżyc w przypadki. – Olek, jaki mamy dzisiaj dzień?
- A no tak… ty jesteś z przeszłości… - zaśmiał się pod nosem po czym nagle spoważniał. Chwycił mnie mocno za ramiona i znów przysunął mnie na zbyt małą odległość. Byłam tak blisko, że miałam świetny widok na każdą plamkę na jego niebieskich oczach. Przypominały trochę rozgwieżdżone, nocne niebo. – Jest dwudziesty szósty lipca 2041 roku. Trwa wesele pani Nikoletty. Niedługo będzie godzina 16:10. Leo, posłuchaj mnie uważnie. Za chwilę zrobię coś, co bardzo ci się nie spodoba, coś strasznego. Boję się, że nigdy mi tego nie wybaczysz. Dlatego powiem ci to teraz. To co za chwile się wydarzy to nie do końca moja wina. Mam zadanie do wykonania a jeśli zawiodę moi przełożeni zabiją mnie i moją rodzinę. Nie chcę tego zrobić ale muszę.
- Olek… ale ja nic nie rozumiem. – powiedziałam ze strachem w głosie. Chłopak naprzeciw mnie wyglądał przerażająco, ale także jakby sam był przerażony. – O co ci chodzi?
- Dowiesz się w swoim czasie… niestety. – puścił mnie i odwrócił się do mnie plecami. – Lepiej, żebyś nie wiedziała, co się stanie. W ogóle byłoby lepiej, gdybym nigdy nie opuścił domu.
- Ale wtedy nigdy byśmy się nie spotkali. – stwierdziłam.
- Właśnie o to mi chodzi. Przeze mnie… nie będziecie mieć z Pati szczęśliwego zakończenia.

Po tych słowach odszedł i zniknął mi z pola widzenia. Ten chłopak wydawał mi się jakiś dziwny. Raz wyglądał jakby świetnie się bawił, innym razem sprawia wrażenie jakby był płatnym zabójcą a teraz odebrałam jego zachowanie jakby to ktoś inny kierował jego życiem. Przypomniała mi się też rozmowa na czacie z moją znajomą z Radomia. Jest ona profesjonalną hackerką i posiada ona spis wszystkich mieszkańców swojego miasta. Napisała mi kiedyś, że w Radomiu nigdy nie mieszkał nikt o nazwisku Olczak. Nie było też śladów tego, że ktoś stamtąd zmienił nazwisko na takie. Oznaczało to, że kłamał, jeśli chodzi o jego miejsce narodzin. Ale dlaczego miałby to robić? Nagle usłyszałam czyjś krzyk. Dobiegał on z kierunku, w którym udał się Aleksander. Rozpoznałam głos. Należał do mnie. Zrozumiałam tylko niektóre słowa, reszta była niewyraźna. Ja z tamtych czasów krzyknęła na całe gardlo: „Olek! Jak mogłeś…! On ci ufał…”

****
Pozdrowienia dla Oli! Zapraszam także na jej bloga, który zapewne wam się spodoba.

Copyright © 2016 Opowieści Kattys , Blogger