Byłam
właśnie w Nowym Yorku, 24 marca 1999 roku. Normalnie żyję w 2044,
więc z ciekawością oglądałam jedno z największych miast starych
czasów. Statua wolności, Central Park i World Trade Center w moich
czasach już nie istnieją. Ogólnie Nowy York stał się bardzo mało
znaczącym miasteczkiem. Teraz Metropolią była Desiderata. No, ale
nie przybyłam tam dla zwiedzania. Miałam zadanie do wykonania.
Musiałam dowiedzieć się co takiego spotkało Wielkiego Węża. Na
moje nieszczęście wszędzie za mną łaziła Kate, która także
chciała poznać prawdę. Jej serce spowijał mrok, byłam tego
pewna. Musiałam coś zrobić, żeby ją naprawić.
-
Dlaczego tak w ogóle interesujesz się tym wężem? - zaczęłam
rozmowę, kiedy usiadłyśmy na stacji metra.
-
Moja rodzina od wieków zajmuje się nim. - powiedziała cicho. -
Mimo, że nie są czarodziejami, potrafią rządzić wszystkimi
sługami Węża. Brak mocy nadrabiają ogromną charyzmą.
-
Czyli to rodzinny interes... - mruknęłam.
-
Ale ja nie posiadam tej charyzmy. - powiedziała twardo. - Dlatego
obiecałam sobie , że zemszczę się za to co się stało i
udowodnię swoją wartość.
-
Jesteś tego pewna? - powiedziałam niepewnie. - Na pewno nie ma
innej rzeczy, żeby zyskać respekt?
-
Mogłabym po prostu powiedzieć prawdę, ale to zbyt
skomplikowane.... - mruknęła.
-
W tym świecie wszystko jest skomplikowane. - zaśmiałam się – No
dalej, powiedz! Obiecuję trzymać język za zębami.
-
Dlaczego myślisz, że Ci zaufam? - burknęła.
-
Ponieważ potrzebujesz przyjaciela, a ja chętnie się z tobą
zaprzyjaźnię. - zaproponowałam.
-
Ja nie potrzebuję przyjaciół. - stwierdziła łamiącym się
głosem.- I tak nie zasługuję na to, żeby jakiegoś mieć.
-
Każdy zasługuje na przyjaźń. - powiedziałam najbardziej poważnym
tonem na jaki mnie stać. - Dlaczego dla ciebie miałoby być
inaczej.
-
Ponieważ ja zawsze zawodzę, szczególnie, gdy ktoś na mnie liczy!
- krzyknęła na mnie z rozpaczą w głosie. - Poza tym, ja nie
potrafię nikomu w pełni zaufać!
-
Dlaczego?
-
Nigdy nie mam pojęcia co myślą inni, nie mam pojęcia, czy mnie
nie oszukują. Przez całe życie zadaję sobie pytanie: Czy oni na
serio chcą się ze mną zadawać? Boję się, że wszyscy robią to
dla zabawy, albo ze współczucia. Nie mam pewności, czy nie
obgadują mnie za plecami. Jednak chodzi tu nie tylko o innych, ale
przede wszystkim o mnie. Ja boję się bólu. Dlatego wygodniej jest
mi trzymać się z boku. Jeśli się nie przywiążę, to może nie
będzie tak bolało jak się rozstaniemy i moi znajomi o mnie
zapomną.
-
Czy ty czasem nie przesadzasz? - zapytałam. - Proszę, powiedz mi
to, co tak skrycie ukrywasz.
-
Czy ty kiedyś odpuszczasz?
-
Nie.
-
No dobra... - westchnęła ciężko. - To ja jestem Michael Cat.
-
Nie wierzę.
-
Mówię serio.
-
Piszesz książki? - mówiłam zdziwiona. - I to bardzo dobre
książki, ale ukrywasz to?
-
Tak. Zawsze chciałam pisać i podpisywać się zupełnie innym
nazwiskiem. To tworzy aurę tajemnicy wokół mojej osoby. -
uśmiechnęła się. Chyba po raz pierwszy zobaczyłam jej uśmiech.
-
To może mi powiesz o czym jest ta książka, której Pati nie chce
mi ostatnio pożyczyć? - zapytałam.
-
„How to become an angel”? - mruknęła. - To historia Petera,
który dowiaduje się, że jego szkolny kolega jest aniołem stróżem
jego siostry. Niezbyt dobrze mu idzie.... ale to już inna sprawa.
Peter pomaga znajomemu coraz bardziej wkraczając w świat aniołów
i wplątując się w odwieczną wojnę dobra ze złem.
-
Brzmi ciekawie... - mruknęłam zadowolona.
Miłą
pogawędkę przerwało nam pojawienie się strasznie wielkiej energii
magicznej. Tak silnej, że nawet Kate ją poczuła. To musiał być
Wąż. Był bardzo blisko. Pobiegłyśmy w kierunku z której
wyczułyśmy moc. Dotarłyśmy w mońcu do opuszczonego tunelu metra.
Tam zastałyśmy długiego na kilometr węża o średnicy około
pięciu metrów. Był przerażający. Był on cały srebrzysty, tylko
jego oczy miały kolor taki sam jak kurtka mojej znajomej. Spojrzał
na nas obojętnie a później zamknął oczy. Zupełnie jakby
próbował się skupić. Nie wiedzieć czemu Kate podchodziła do
niego powoli, jakby oczarowana jego wielkością. Szła równym
krokiem z wyciągniętą lewą ręką do przodu. W momencie, w którym
go dotknęła, wąż zniknął. Jednak wydawało mi się, że jego
moc wciąż tu jest. Podzieliła się na trzy nierówne części.
Dwie mniejsze, tak jakby po ćwiartce, znajdowały się gdzieś
dalej, w mieście. Za to cała reszta była nadal przede mną.
Wydawało mi się jakby cała ta energia wpłynęła do ciała
stojącej bezradnie dziewczyny. Zrezygnowana chwyciłam ją za ramię
i wróciłyśmy do naszych czasów. Stałyśmy znów pośrodku parku.
W tym samym miejscu, w którym wcześniej była przerażająca
wilczyca, znajdowała się teraz średniego wzrostu brunetka z
ciemnobrązowymi oczami i piegiem pod lewym okiem.
-
Siemka Angie! - powitała ją Kate. - Widziałam go.
-
I jak był? - dziewczyna zapytała z niecierpliwością.
-
Piękniejszy niż nam opowiadano. - powiedziała spokojnie. - Ale
teraz chodźmy do domu, muszę pokazać ci książkę, nad którą
pracuję.
-
Od kiedy ty piszesz książki? - zapytała Angie, kiedy już
odchodziły.
-
Od sześciu lat... - mruknęła bezradnie Kate.
Tymczasem
ja usiadłam na ławce i przyglądając się pięknemu księżycowi,
starałam się wymyślić sposób w jaki powiem o tym reszcie.
----------
Siemka!
Dziękuję
wam wszystkim za czytanie i mam takie małe pytanko.
Bo zastanawiam się
czy nie zacząć pisać książki wspomnianej w tym rozdziale i
chciałabym wiedzieć czy taki pomysł spodobałby się wam.
piszcie w komentarzach ;P